sobota, 28 marca 2015

Ach, te słodkie dzieciaczki! Jak wygląda praca nauczyciela angielskiego w Chinach i jak to wpływa na mózg? Porady praktyczne

Smutek czasami wzbiera w naszych serduszkach, gdy słuchamy o wieściach z Polski. Nie ma pracy dla młodzieży! Trzeba robić na kasu w Biedronce, albo GORZEJ na stażu (bezpłatnym, a jak). Zimnica okrutna, a słońce ostatnio grzało na początku września. W takich chwilach wielce chwalimy sobie emigrację (choć Keczup tak tęskni za kranczipsami ser-cebula oraz lejsami fromage, że czasami rozważa powrót).
Co i rusz ktoś powiada - ale Wam dobrze! Ja też chcę mieszkać w ciepełku i zarabiać kupę kasu!
Postanowiłyśmy być dobrymi koleżankami i przybliżyć nieco temat, który wszystkich interesuje najbardziej - jak to jest z tą robotą w Chinach? Czy dzieci są słodziusie i milusie (HAHA)? Ile można zarobić? I czy w ogóle takie cuda się opłacają? Czytajcie, a będzie Wam dane!


Czas na czerstwy żart!

Palemka i pani mówiąca "Nauczycielu, oto Twoja wypłata!"


VS



Kasu w Biedronce i Suwałki zimą (zdjęcia haniebnie skradzione z Internetu)

środa, 25 marca 2015

Prawie Indie, a to dalej Kuala Lumpur! - drugi dzień w Malezji i o tym, jak Katarzynie odechciało się wycieczki do prawdziwych Indii



ZIELONA MAŁPA PACZY!!!

Wesoło powitał nas kolejny malezyjski dzień! Powstaliśmy całkiem wypoczęli, bo SPALIŚMY (WOW! poprzedniego dnia z uwagi na lot nie było nam to dane), choć materace, a już w szczególności poduszki do najwygodniejszych nie należały, oj nie... 

sobota, 21 marca 2015

HAUL ROKU! - chiński market w Chinach i czarne lody prosto z piekła

Ahoj! Miało być o indyjskich bałnsach w Malezji, ale zdjęć jest miliard, a w Głandzoł pogoda wstrętna i cały czas chce się nam spać... Wobec tych nieszczęść musicie się tymczasem zadowolić naszym zakupowym szaleństwem, a Malezja powinna przybyć już niebawem. A z nią atak ZIELONEJ MAŁPY! Zostańcie więc z nami!

Tak się dziś nieszczęśliwie złożyło, że musiałyśmy porzucił sobotnie plany zalegania w barłogu (to nasz jedyny dzień bez roboty, chlip) i WYJŚĆ z mieszkania. Decyzja ta okazała się słuszna, albowiem już po kilku krokach oczom naszym ukazał się McDonald's (które w Chinach są na co drugiej ulicy, razem z KFC, Pizza Hut i Starbusiem), a w nim nowy smak lodów! CZARNE jak sam diabeł! \m/

niedziela, 15 marca 2015

Co w Chinach boli nas najbardziej, spędza sen z powiek, a i czasem skłania do myśli o powrocie do ojczyzny? CHIŃSKA KUCHNIA! UWAGA, drastyczne zdjęcia!

Hej ho, hej ho! Dziś przerywamy na chwilę cykl notek o szalonych podróżach, albowiem musimy w końcu wyrzucić, co nam na sercu, wątrobie, a szczególnie ŻOŁĄDKU leży. Leży, BA! Zalega od półtora roku i niszczy nam trzewia! A jest to osławiona, wychwalana pod niebiosa i uznawana za jedną z lepszych na świecie... CHIŃSKA KUCHNIA!

Okej, wiemy, Chiny są duże. Byłyśmy i na północy i na południu i na wschodzie, a Keczup nawet i w Syczuanie tarzała się z pandusiami. W różnistych regionach królowały różniste potrawy, niektóre niezłe, niektóre pyszniutkie, a inne wstrętne i konsystencją przypominające nasze polskie flaczki, mniam. Niestety, z niewiadomych nam do końca powodów, postanowiłyśmy osiedlić się w naszym Guangzhou, zwanym również Kantonem. Przed przyjazdem czytałyśmy różne mądre rzeczy, z których wynikało - kantońska kuchnia jest wspaniała! A dzięki bliskości morza będziemy cieszyć się świeżutkimi rybami i owocami morza. Zwykłymi owocami też, a jak!

Srogo się zawiodłyśmy.

Ryby są, Z GŁOWĄ. I wnętrznościami. Owoce morza też. Tak świeże, że śmierdzą szlamem. Najlepiej przynieść je do domu jeszcze żywe, bo najświeższe (nasza współlokatorka Chinka kiedyś bawiła się z krabami, nawet urządziła im walkę, po czym radośnie wrzuciła je do wrzątku... nie, nie mieszkamy już z nią). Owoce w cenach około 10-20 zł za kilogram zawsze dostępne w markiecie za rogiem. O słodyczach można zapomnieć, chyba że ktoś lubi gluty z lotosa. Keczup zrezygnowała nawet z chipsów (jej potężne uzależnienie), bo smaki takie jak głowa ryby, kociołek ze świni czy zielony ogórek doprowadzają ją do rozpaczy.

Nie ma co się dalej rozwodzić... Mamy dowody! Keczup dnia pewnego, wracając z pracy, postanowiła rozejrzeć się w poszukiwaniu czegoś zjadliwego. Pracuje ona niestety w wyjątkowo paskudniej dzielnicy, zwanej Świńską Dzielnią, gdyż śmierdzi tam świnią, jeżdżą ciężarówki z załadowanymi na nie świniami lub panowie na motorynkach rozwożący świeżutką świninę. Jak łatwo się domyślić, spacer nie zaobfitował obiadem... A teraz patrzcie i radujcie się!

Kurczak z głową i pysznym dziobem, a po lewej słynna ryba z głową! Ceny bardzo atrakcyjne!


piątek, 6 marca 2015

Prawie Arabia, a jednak Kuala Lumpur! Pierwszy dzień w Malezji + dzioby ptaków gratis



HELOŁ MALEZJA!
Tak oto zakrzyknęliśmy, wysiadając z samolotu linii AirAsia. Pomimo, że zdarzyło im się ostatnio kilka katastrof, lot był przyjemny, a jadło znośne (chociaż Katarzyna ukradła ayam percika, na którego ostrzyła sobie zęby K. Keczup). Po kilku spacerkach wte i wewte zlokalizowaliśmy autobus do miasta (legendarna stacja KL Sentral, która jest centrum WSZYTKIEGO) i za całkiem rozsądne pieniądze rozsiedliśmy się w fotelach. Była to godzina 6 w nocy (zgroza!), więc sen nadszedł szybciutko i nim się człowiek obejrzał, już był zakwaterowany w hostelu (w samym środku Chinatown, gdzie zawsze można liczyć na przyjaciół Chińczyków), umyty i tak dalej. Wycieczka stanowczo nie zezwoliła na krótką drzemkę regeneracyjną, więc ruszylim w miasto!