poniedziałek, 7 grudnia 2015

Świętujemy International Lolita Day, szykowna kawiarnia + nieco o chińskiej cenzurze


W pierwszą sobotę grudnia (i bodajże pierwszą sobotę  czerwca) odbywa się International Lolita Day.  Czyli raptem dwa razy do roku, ale nam zawsze wydaje się, że w kółko ktoś wrzuca stylizacje z tej okazji. W tym roku data ta pokrywała się praktycznie z Mikołajkami, więc postanowiłyśmy się nieco zmobilizować i spotkać z chyńskimi lolytami. Po prawdzie od trzech już chyba tygodni chodzimy w dresach i coraz mniej nam się chce, ale o sławę trzeba jednak walczyć i w zasadzie szkoda jest wydawać aż tyle pieniędzy na sukienki, żeby ich później nie nosić...
Postanowiłyśmy odpalić więc Weibo (chiński odpowiednik Twittera) i napisałyśmy odezwę na ścianie, oznaczając profil lolit z Guangzhou i lolickich tea party w naszym mieście. Jak się okazało odezwy nadeszły dość szybko i... tak, ktoś chciał się z nami bawić! Radośnie odpaliłyśmy wiadomości i wtem... Weibo nas wylogowało. Nic to. Logujemy się jeszcze raz i... błąd. Jeszcze raz - błąd, błąd, błąd. Odzyskiwanie hasła smsem, mailem wszystkim. NIC NIE DZIAŁA.





Wreszcie udało się wypełnić wielki formularz, który UWAGA, weryfikował moje dane i tożsamość. Weibo zarządało moich pełnych danych osobowych wraz z numerem paszportu oraz SKANEM PASZPORTU. Wpisałam wszystkie obowiązkowe dane, pomijając skan przy którym nie było gwiazdki, wklepałam ja wszystko zgodnie z prawdą i należało czekać 2 doby na weryfikacje. Czekały i... nasze konto zostało zablokowane. Tak bez powodów postanowili je zwyczajnie zablokować:/ Nie zablokować, bo jesteśmy jakieś groźne, ale po prostu nam go nie odblokować, bo nie. Bo to są Chiny i mogą.

No cóż... chyba już nie będziemy prowadzić Weibo, gdyż poprzednie zostało skradzione w jeszcze ciekawszy sposób. Podobnie zostało zablokowane i próbowałyśmy odzyskać hasło przez SMS. Tym razem się udało, jednak... konto nasze zamieniło się w konto jakiejś Chinki. Po prostu nasz numer telefonu okazał się być przypisany do jeszcze innego Weibo. No i teraz możemy podglądać oba nasze profile, jednocześnie trollując życie jakiejś biednej dziewczynki.

Na szczęście mamy przenośną lolycką komjunitę w liczbie osób dwie i, gdy tylko przyjdzie nam ochota na spotkanie, musimy przeoblec się z dresu w kawaii kiecu i dawaj!

Postanowiłyśmy udać się w miejsce kulturalne, a mianowicie do tajwańskiej restauracjo-kawiarni w pobliskim szoping molu. Nasza dzielnia jest dzielnią prawdziwie rozpustną i w obrębie 10 minut spacerkiem znajduje się 4 takowe...



Jako, że zima nadeszła i trzeba było odziać KURTKIĘ, należy teraz czynić aż dwie sesje ałtfitowe:/ Na szczęście wybrałyśmy drogą restaurację, tak więc Chińczyki czekały do niej tłumnie i był czas na wykonanie pierwszej części sesji zdjęciowej. 

Kejk jak zwykle ciastkowy, ale coraz silnie ględzi o zostaniu klasyk lolytom.


Keczup w swoim świeżo upolowanym wilcu. Jak zwykle goth. To się nigdy nie zmienia!




Złożyłyśmy skromne zamówienie. Jeden czajniczek herbaty, wieeeeelgaśny tost z lodami. Taki, jak w tym poście próbowałyśmy po raz pierwszy. I do tego ręcznie robiony makaron z piersią z kaczki. Pani kelnerka była zaszokowana, że zamawiamy tak mało! Mimo, że restauracja tajwańska, to jakoś tak... postawiłyśmy na jedzenie dla białych ludzi.

Trzeba grzecznie czekać na nasze jadło. Tymczasem Katarzyna prezentuje swoje nowe kawaii włoski, które w nerwach obcięła samodzielnie.



Na pierwszy ogień przyszła pyszniutka herbatka z owocami tropikalnymi. Niestety rozczarowało nas troszkę to, że herbata była z torebki, ale naprawdę spora ilość owoców sprawiła, że smak naprawdę pozytywnie zaskakiwał. Podgrzewacz sprawdzał się znakomicie i można było delektować się herbatką długo i zalać ją ponownie.



Keczup również aprówd.





Oczywiście deser przyniesiono jeszcze przed obiadkiem. To jest bardzo standardowa procedura w Chinach. Nie dostrzegają oni chyba dziwaczności jedzenia słodyczy w trakcie jedzenia zupy czy steku. No cóż... 入乡随俗。 Czyli po polsku: jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one.



Wybrałyśmy tost mango i jak widać jest on tostem rozmiarów potężnych. No cóż... Kosztował niemało (lepiej nie mówić ile) więc pasuje, żeby jednak troszkę go było.



Rozburzanie i pożytkowanie! W tej restauracji sprawili się znacznie lepiej. Środkowe kosteczki były bardzo chrupiące i wysmażone na masełku z miodem.





Kolejnym naszym daniem jest wspaniały makaron. Zdecydowałyśmy się zamówić jedną porcję i się nią podzielić, gdyż tost skutecznie zapchał nas po brzegi.



Keczup jest już bardziej chiński niż Chińczyki i nawet makaron żre pałeczkami!



Troszkę zdjęć wystroju. Jak widać sala jest pełna, ale było nad wyraz cicho. Do miejsca, gdzie jedzenie jest 5 razy droższe niż w budzie na ulicy, przychodzą jednak Chińczyki bardziej kulturalne.








Krzesełka przed lokalem wystawione, by ulżyć bolejącym nóżkom oczekujących.



Pora i na ałtfity. Keczup w skromnej i klasycznej wersji. Takiej dojrzałości dodaje jej pierwszy (i jedyny) item Innocent World - torebka gwiazdunia. Katarzyna jest za to przerażona ilością jasnych rzeczy, które na siebie nałożyła. Proszę również zwrócić uwagę na sparowane, ciepłe berety na radziecką babę.






Zdjęcie z wielką myszą najlepszą zabawą dla wszystkich dzieci w wieku +2 (tylko, czy to jest rzeczywiście MYSZ?!).



Na koniec chciałyśmy pokazać piękne świąteczne dekoracje z owego centrum handlowego.



Nie do końca rozumiemy, dlaczego cyrk wydał się Chińczykom świąteczny, jednak żyrafa wydała nam się całkiem miła. Ogółem atrakcja owa była oblegana i przez rodziny z dziećmi, i przez zakochane pary, i przez słodziaszcze przyjaciółki. ZDJĘCIE Z PATYKA MUSI BYĆ!





Żebyście nie zarzucali, że może cyrk nie ma mieć związku ze świętami... owa dekoracja jest ustawiona jest na tle takich oto choinek.


Musimy ze smutkiem przyznać, że jedzenie w kulturalnych miejscach w Chinach jest bardzo drogie. Ceny są wyższe niż np. w takiej oto wypasionej restauracji wąpierzej w Tokio click click click. Były by za to duże zakupy w Biedronce. No cóż... się zarabia, się wydaje. Jednak znając nasze skąpstwo już nigdy nie przekroczymy progu tego lokalu!

I tak też nasz International Lolita Day dobiegł końca. We dwie też wesoło, jednak brak możliwości lansowania się na Weibo nieco nam doskwiera. Miałyśmy nawet pierwszych hejterów, którzy rozwodzili się nad tym, jak to bardzo lolita białym dziewkom nie pasuje. I że nasze zdjęcia są dowodem na to, że Europa jest miejscem pochodzenia trolli. Tak, było wesoło, jednak CENZURA!!!  

7 komentarzy:

  1. Ja swój International Lolita Day spędziłam chora w łóżku... w kirigumi żyrafy, więc wpasowałam się Wam w notkę xd
    Bardzo mi się podobają Wasze stylizacje. Nie lubię przesadzonych lolit, które obwieszają się wszystkim (a najlepiej całym brando, jakie mają w szafie) jak choinki. Nie lubię przesady i już!

    OdpowiedzUsuń
  2. Obie wyglądacie ślicznie, a takiego tosta to i mi by się zjadło. Drogi bo drogi, ale nic nie przebije cen w Polskich nadmorskich miastach.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pani Katarzyno, nowa fryzura bardzo służy! I znicz dla straty dostępu do Weibo [*]
    Ell

    OdpowiedzUsuń
  4. Czo te chinole z Weibo D:

    Pani Katarzyno, pięknie w nowych włoskach. Pani Keczup- gustowny ałtfit i piękny kolor szmineczki.
    A żyrafy, słonie, cyrk...może się z szopką skojarzyły? XD;;;

    OdpowiedzUsuń
  5. Śliczne outfity <3 a te tosty z lodami chętnie bym zjadła ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten post zawiera same wspaniałości: zdjęcie pysznie wyglądającego jedzenia i udane lolicie outfity! Nic więc mi do szczęścia nie potrzeba, to połączenie jest idealne >D
    Kejk sama słodycz, aż miło patrzeć ♥
    Keczepie, ależ masz zgrabne nóżki, niczym u młodej łani! :D

    OdpowiedzUsuń