Hej hej! W naszym Guangzhou panuje zima i okrutny mróz, jak na zewnątrz tak i w mieszkaniu (o zimowych zwyczajach Chińczyków napiszemy niebawem), więc nadajemy nowy raport spod kołdry. Nie jednej nawet, a kilku, a dodatkowo owinięte w kilka par dresów i termiczne wdzianko Mammut dla alpinistów, kupione w naszym ulubionym outlecie po taniości.
A raport dotyczyć będzie wycieczki zagranicznej! Chińczycy są niestety ludźmi nie myślącymi logicznie. Ich zachowania ciężko jest wytłumaczyć zdroworozsądkowo i często sami sobie uprzykrzają życie na milion sposobów. Przy okazji uprzykrzają też życie obcokrajowcom, wymyślając liczne biurokratyczne i dziwaczne przepisy. Jednym z nich jest konieczność opuszczania Chin i wyjazdu za granicę CO MIESIĄC (tak przynajmniej nakazuje wiza, którą posiadamy). Guangzhou nasze leży w odległości niedużej do Hong Kongu i Makau, więc nie mamy złe, ale zastanawia nas sprawa następująca - jak radzą sobie ludzie mieszkający w głębi CHIN?! STRASZNE RZECZY!
Hong Kong wizytowałyśmy ostatnio, więc tym razem wybór padł na Makau. Zazwyczaj wysiadamy tylko na granicy, bierzemy pieczątki i z powrotem (raz Keczup chciała nawet sprytnie ominąć granicę Makau i od razu wracać do Chin, ale została złapana...), Makau zwiedzałyśmy bowiem dogłębnie w zeszłym roku. Ostał się jednak jeden zabytek, bardzo znany i zacny, który zamknęli nam prawie przed nosem i pozwolili rozejrzeć się tylko chwileczkę. Stwierdziłyśmy więc, jedziem oglądać świątynię A-ma!
Droga jak zwykle upłynęła nam na spaniu i po 2 godzinach byłyśmy na granicy. Wbito nam upragnioną pieczątkę i oto stopa nasza postanęła w Makau. Dla niezorientowanych - Makau to była kolonia portugalska, od 1999 jest częścią Chin, jednak posiada autonomię (własny rząd, pieniądz, granica, handel, ogółem Chiny się nie wtrącają). Języki urzędowe to nasz znienawidzony kantoński i PORTUGALSKI, nawet autobusy mówią po portugalsku! W Makau, w przeciwieństwie do Chin i Hong Kongu, legalny jest hazard, zgadnijcie więc, z czego czerpią zyski :).
Okej, wyłazimy, pobieramy mapki i udajemy się w stronę busów należących do kasyn. Jakże to?! Miała być świątynia, a jedziecie na HAZARD?! A gdzie tam, skąpy turysta chcący zaoszczędzić na autobusie, może udać gościa kasyna i podjechać specjalnym busem rozwożącym ludzi prosto do jaskiń hazardu! Szybko sprawdziłyśmy, że najbliżej do świątyni będzie nam z kasyna Grand Lisboa i pewnie, z cwaniacką miną, zasiadłyśmy w busie.
A oto i Grand Lisboa! Niestety zapomniałyśmy zrobić mu zdjęcia, takoż foto z internetu (tu jeszcze z budowie).
http://www.chinadiscover.org/02_Macau/Macau_en.htm