sobota, 28 lutego 2015

Bakpakierka i żulerka - wyprawa do Azji Południowo-Wschodniej


Pocieszcie oczy polami herbaty w Malezji!

Stało się! Wakacje się pokończyli, pieniądz też i trzeba było wracać z szalonych wojaży. Do naszego Guangzhou! Część wycieczki w osobie Katarzyny nie mogła się już doczekać i z tego powodu spędziła ostatni dzień w Bangkoku siedząc w Chinatown, a na lotnisku całowała chińską ziemię... No cóż.

środa, 4 lutego 2015

Wielki Budda w Hong Kongu, czyli o lęku wysokości i o tym, jak się tam w ogóle dostać.

Jak już wiecie z naszej poprzedniej notki, musimy regularnie wyjeżdżać do Hongkongu by na obleganej z obu stron granicy dostać magiczne pieczątki, które obwieszczają, że NIE SOM MY JUŻ W ZHONG GUO albo, że już do Chyńskiej Macierzy wrócili. Podczas jednego z takich wesołych visa tripów postanowiłyśmy zobaczyć wreszcie wielkiego Buddę, którym jarają się wszyscy, co do Hongkongu jeżdżą. A było to tak...

Jak dostać się do Wielkiego Buddy?

My wybrałyśmy drogę dla prawdziwych  hardkorów. Podobno jedyną i słuszną.
1. Dojechałyśmy na stację: Tung Chung Station Exit B. Był to prawdziwy koniec świata. Jechało się tam baaardzo długo mijając nawet stacje przesiadkowe do Disneylandu i na lotnisko. Może ze 40 minut, a może godzinę. Niestety teraz nie pamiętamy
2. Wzięłyśmy kolejkę linową: Ngong Ping Cable Car. Bilety na podróż w obie strony kosztowały około 165 HKD (była też opcja z przezroczystą podłogą za bodajże 255 HKD i opcja łączona 1+1 za 230). Przejazd zajmuje około 25 minut i... o tym będzie później
3. Po opuszczeniu kolejki maszeruje się luzaczkiem około 10 minut

Tu zaczyna się opowieść właściwa. Otóż... Katarzyna bardzo, ale to bardzo nie lubi wysokości. Podchodzenie do balkonu na wysokim piętrze przyprawia ją o drżenie nóg, gdy inni ludzie stoją nad urwiskami ona dostaje ataku paniki, a każde wchodzenie na przeróżne wysokie wieże ma ona za idiotyczną stratę pieniędzy.  Niestety Katarzyna jest też człowiekiem zewnątrzsterowalnym i skrajnie nieasertywnym, więc dała się namówić na taką atrakcję. Początkowo nastawiała  się może na trekking i ewentualny powrót kolejką, jednak słaby czas mówił wszystko: BĘDZIESZ WISIEĆ!
Potwornie więc zestresowana, ze szklącymi się oczami i bólem brzucha czekała więc z innymi uczestnikami wycieczki, by zakupić bilety do miejsca swojej kaźni. 

Na szczęście Keczup stał w pogotowiu i obronił mnie stanowczo nie zgadzając się na przezroczystą podłogę. Chciałabym jej w ty miejscu serdecznie podziękować i powiedzieć, że mogę jej nawet kupić Jojo Kaczki jako dar mego serca.

A teraz ENJOY THE VIEW, czyli co trzeba było znieść!

wtorek, 3 lutego 2015

Kierowca opętany przez Dżinna! Spotkanie z lolitami z Hong Kongu i o tym, jak wywieźli nas na Sai Kung

Na naszym blogasiu zrobiło się ostatnio dość LOLYCKO, ale już w piątek wylatujemy do Malezji, więc  skończą się ładne ubrania, a zacznie prawdziwa bakpakerka. Będziem się odziewać w szmaty, chodzić od rana do nocy zlane potem i spać we wstrętnych norach wraz z karaczanami. Jeśli interesują Was tego typu atrakcje, to już niebawem! Zostańcie więc z nami<3

Na razie kolejna relacja z wydarzenia wręcz kulturalnego.

Jako, że wiza biznesowa wymaga wyjeżdżania z Chin przynajmniej raz na 2 miesiące postanowiłyśmy udać się na ZAGRANICZNE WOJAŻE. Niebawem nasz szalony wyjazd wakacyjny, więc na dalekie zagranice nie było czasu ni PINIĘDZY, padło po raz kolejny na Hongkong. Nie jest to opcja najbardziej leniwa jako, że można też udać się autobusem do Zhuhai, przekroczyć granicę, zaczerpnąć powietrza po stronie Macau, a później wrócić sprytniutko do Chińskiej Macierzy, tak więc wykazałyśmy się odrobiną wysiłku.



Tak oto wygląda granica CHRL i Hongkongu. Tak, tak, wiemy: Na granicy nie można robić zdjęć.