Singapur - miasto przyszłości. Można zobaczyć tu najwyższe wieżowce, najdroższe hotele, najczystsze ulice i najbardziej zadowolonych z życia ludzi. Jest jeszcze jedna naj rzecz. Największe oceanarium świata! I tą właśnie atrakcję postanowiłyśmy odwiedzić tegoż dnia. Plan zakładał - wstajemy rano, 9 najpóźniej, jedziemy na wyspę Sentosa, tam oglądamy akwarium i inne zabudowania, a potem jeszcze Little India, dzielnica arabska i parę pomniejszych zobowiązań. Prawie się udało... Niestety śpiąc w najtańszym hotelu, należy przygotować się na pewną niedogodność. Brak okna. Brak ten powoduje ustawiczną ciemność, także kiedy budzik dzwoni o dziewiątej, a Ty widzisz wokół siebie mrok i zło, myślisz - toż to środek nocy musi być i beztrosko śpisz dalej.
- Pani! Wstawaj! Prawie 12! - zakrzyknęła Keczup, zrywając się w panice.
- Jak to?! Na którą był nastawiony budzik?! - Katarzyna jest zawsze bardzo drażliwa, jeśli chodzi o wstawanie.
- Na dziewiątą, ale coś nie wyszło...
Straszna sprawa. Pomyłyśmy się szybciutko, pojadły na śniadanie prowiant z Chin w postaci batona i dawaj, w metro! Dojechałyśmy na stację Harbour Front i wyszłyśmy do centrum handlowego, każda bowiem stacja metra w całej bodajże Azji przechodzi w raj konsumpcji. Nastał głód, a na najdroższej wyspie świata, gdzie mieści się akwarium, pewnie trochę drogo.
- Co będziem jeść? - pytała Katarzyna. - Jaką bułę w 7/11?
W tym momencie wzrok nas zogniskował się na... wyśmienitej stołówce!
Stołówki takie, nazywane hawker centre, to popularny sposób żywienia się Singapurczyków. Do wyboru mamy wiele różnorakich bud, z których wybieramy sobie posiłek, który następnie spożywamy przy stoliku w takiej oto hali. Jest to tani i sprytny sposób na wyżywienie rzesz ludzkich, którym nie chce się gotować (a produkty spożywcze w Singapurze są okrutnie drogie).
Bud było bez liku, i kuchnia chińska i indyjska i zachodnia, zdrowa i mniej zdrowa. My, po wielu namysłach, zdecydowałyśmy się na rybę w sosie cytrynowym oraz rybę w sosie tajskim, obie z zupą gratis. Cena - 5 dolarów (czyli 15 zł w tym osławionym drogim Singapurze).
Pojedli i ruszyli dalej, na wyspę Sentosa! Wyspa ta oferuje rozrywkę wszelkiej maści, od parków rozrywki, przez delfinarium, parki linowe aż po interesujące nas oceanarium. Możemy też obejrzeć koncert hologramów różnistych gwiazd koreańskiego popu (obecnie Big Bang, EXO i jakieś dziewczęta, ale na girlsbandach się nie znamy). Na wyspę można dojechać kolejką, a można i dojść pieszo przyjemnym deptakiem nad wodą, pod daszkiem. Trwa to jakieś 15 minut i pozwala zaoszczędzić pieniądza.
Koreańczycy zajęli potężną część wyspy i pootwierali wiele korełańskich restauracji. Ktoś ma ochotę na pyszne kimchi?
Jak myślicie, czy Dziobak dobrze się bawił się parku rozrywki Universal Studio? Niestety wydał już całe swoje kieszonkowe i załapał się jedynie na zdjęcie z planetą. Życzyli sobie 70 dolców, toż to zgroza i rozbój w biały dzień!
Przez dziurkę od klucza udało nam się wykonać to zdjęcie! Taka zabawa!
I wchodzimy do oceanarium, a właściwie S.E.A. Aquarium Marine Life Park, bo tak brzmi nazwa przybytku. Wstęp kosztuje 32 dolce i jest to kwota bardzo bolesna. Najbardziej bolesne jest to, że odkryłyśmy, jak ją obniżyć dzień po wizycie, eh. Sposób zdradzimy w kolejnej notce praktycznej! Okej, wchodzimy. Najpierw trafiamy przed... ARKĘ NOEGO! Niby statek handlowy, ale i tak wszyscy wiedzą, że to arka, jak inaczej.
Szybko przechodzimy przez niewielką część muzealną. Eksponaty są wyśmienite i zaaranżowane elegancko, ale najważniejsze pytanie brzmi, gdzie są ryby? Katarzyna zlokalizowała słynny tunel z rekinami! Wchodzisz w jego czeluść, a z trzech stron otaczają Cię krwiożercze gęby rekinów!
Oto one!
A tutaj towarzysze wesoło drzemią.
Zaaranżowano wiele większych i mniejszych akwariów, w których łącznie przebywa około 100 tysięcy morskich stworzeń ponad 800 gatunków!
Złowroga ryba!
Morskie stwory wydobywające się z garnka.
Ogromna zmutowana krewetka! Chcą nas oszukać, że to jakaś langusta, czy coś, ale wszyscy widzą!
Rafa koralowa. Gdzie są podstępne gęby jeżowców?
Czy ta ryba... ma... ZĘBY?!
Ta za to wygląda bardzo przyjacielsko.
A tutaj proszę, kogo mamy! Zgadnijcie, jakie słowa wykrzykiwał każden jeden człowiek przed tym akwarium. Hmmm? Mama, patrz, Nemo! A tam pływa Dory!
Dziobakowi bardzo się podobało.
- A dlaczego nie ma żadnego akwarium z dziobakami? - dopytywał.
- A czy dziobaki są morskimi stworami?
- TAK!
I największe w całym kompleksie akwarium. Ta szybka ma 36 metrów szerokości i ponad 8 metrów wysokości. Co prawda nie było ono jakieś kolorowe i pełne koralowców, ale pokazywało cały przekrój morskich potworów w chłodniejszych i głębszych wodach otwartego oceanu. Nas oczywiście najbardziej interesowały płaszczki <3. Wrażenie jest niesamowite. Można podejść na tyle blisko, że Twój nos dotyka szyby i siedzieć i oglądać całe życie.
W tym pomieszczeniu akwaria znajdowały się i w ścianach i na suficie, dając wrażenie, że to ryby oglądają nas!
I ostatni rzut oka na ocean.
Kolejnym wspaniałym działem były akwaria z jellyfishami, czyli naszymi poczciwymi meduzami. Kolorki są rzecz jasna kwestią oświetlenia, ale i tak samo przyjrzenie się im z bliska, bez poparzenia nogi, było super zabawą. Część z nich była naprawdę duża. Największe z nich miały głowy (???) wielkości niedużego talerza. Dziobak ćwiczył się w meduzim ruchu, ale jeszcze nie doszedł do perfekcji.
Te upodobały sobie pływanie głową (???) w dół.
A tu najbardziej posępny ze wszystkich posępnych ryjów! RYJ OŚMIORNICY. Ogromnej! Jak wreszcie zmontujemy film z owego akwarium, to zobaczycie, że jest to stworzenie krwiożercze i przerażające. Tu ukazuje tylko swą ośmiornicową facjatę...
Gdy nagle zaczęła wyłaniać się z czeluści swej nory i sunąć po szybie! Na koniec zajęła swym cielskiem całą przestrzeń! Chińczycy pouciekali, tylko my wytrwale kręciłyśmy film przyrodniczy o tytule "Moje spotkanie z krwiożerczą ośmiornicą".
Jeszcze taka podejrzana ryba z pierzem i...
...już można się udać do działu macania morskich stworów. Oczywiście bardzo delikatnie i przy asyście pracownika, można było dotknąć rozgwiazdy albo ogórka morskiego (w tym miejscu chciałyśmy zaznaczyć, że Chińczycy uważają ogórka morskiego za świetny lek, szczególnie dobrze działa na choroby płuc).
Kosztujemy szalonego eksperjensu. Chodzenie po szklanej podłodze, a pod nami REKINY. Choć Dziobak mówi, że on rozpoznał w nich wielkie glonojady.
A teraz ciekawostka: czy wiecie, że gdzieś głęboko pod wodą istnieje płaszczkowy żłobek? Gdzie małe płaszczki mogą bawić się spokojnie i nie martwić, że złapie je jakichś Chińczyk i usmaży na kolację... To prawda! A czy wiedzieliście, jak mądra jest płaszczka? I jak duży ma mózg? Dzięki temu wykminiła, że najlepiej podrzucić małe upierdliwe płaszczki innej płaszczce!
Tak tak, płaszczki były szczególnie lubiane w owym oceanarium. Do tego stopnia, że w sklepie z pamiątkami można zakupić taką oto przyjemną pluszową płaszczkę! Oraz równie miłą rybę - piłę, a także krokodila.
- Ja bym chciał taką płaszczkę! - jęczał Dziobak.
- Dostałeś już ostatnio swoją świnię i nie zajmujesz się.
- Ale świnia została w domu...
Po jakichś trzech godzinach wyszłyśmy z oceanarium w doskonałych humorach i z większą jeszcze miłością do płaszczek w serduszkach. Atrakcja jest prześwietna i nawet tych grubych dolarów nie żal (zresztą miałyśmy nadzieję na wygranie milionów w kasynie).
Niestety zbierając informacje o akwarium, dowiedziałyśmy się, że nie jest już ono największe na świecie. Nasi przyjaciele Chińczycy postanowili pobić rekord i zbudowali ogromny park rozrywki z oceanarium. Oczywiście tylko przypadkiem znajduje się w nim identiko wielkie akwarium, szersze o metr, oraz znajomy szklany tunel z rekinami, dłuższy o metr. Nasi przyjaciele jak zawsze tacy kreatywni i pomysłowi!
Jak Wam się podoba taka możliwość poobserwowania życia ryb i innych stworów? Czy byliście kiedyś w oceanarium? I która gęba przypadła Wam do gustu najbardziej?
Żegnamy i walim w kimę! Baaaaj!
wow, jak cudownie!:)
OdpowiedzUsuńCudnie,tylko bałabym się ze szyby pękną a te rekiny ,albo ta ryba z zębami,strach pomyśleć co by było
OdpowiedzUsuńŚwietne zdjęcia :) A oceanarium cudowne, chciałoby się odwiedzić te miejsce! Te stworzonka są naprawdę bardzo fajne :)
OdpowiedzUsuńhttps://z-igly-widly.blogspot.com/
Pozdrawiam!
Dobrze im z gąb (?) patrzyło, to prawda! Oceanarium będziemy polecać każdemu i zawsze :).
UsuńPozdrawiamy!
Dałabym te 32 dolce, aby tam być :/ Zawsze chciałam przejść się po takim oceanarium, jeju, jakie to musiało być świetne przeżycie <3
OdpowiedzUsuńMy też nie żałowałyśmy, że przezwyciężyłyśmy skąpstwo :).
UsuńChętnie bym się wybrał do takiego oceanarium :)
OdpowiedzUsuńSłodziutkie! Szkoda, że nie można takiego oceanarium spotkać w Polsce.
OdpowiedzUsuńPrzywiało mnie tutaj pytanie odnośnie randek i w Chinach, i poza nimi.
Jaki stosunek ma typowy Chińczyk do obcokrajowców? Czy wolą szukać kandydatek na żonę z zagranicy, czy też wolą po prostu Chinki?
Drugie pytanie odnośnie Chińczyka mieszkającego za granicą (a takich to coraz więcej).
Wolą oni cudzoziemki, czy raczej omijają je szerokim łukiem i marzą o tym, by powrócić do rodzinnych stron i znaleźć sobie typową Chinkę?
I trzecie pytanie, randomowe: Wiele osób wie, że Chinki są ogromnymi materialistkami, a czy Chińczyk wie, że wyjeżdżając za granicę i osadzając się tam, to cudzoziemki są inne i wcale nie wymagają od swojego przyszłego męża luksusów?
A może Chińczycy wolą cudzoziemki, bo uważają je za bardziej atrakcyjne?
Pozdrawiam~
Hej ho.
UsuńChińczyk ma zazwyczaj do obcokrajowca podejście typu trochę zaciekawienia, a troszkę strach. Oczywiście mówimy tu o białych, bo ludzi o ciemniejszych kolorach skóry Chińczycy nie lubią. Białych lubią, o ile są ładni, chudzi i śmieszni. Z takim obcokrajowcem należy wyjść na obiad, zrobić sobie milion zdjęć na wechata, po czym znajomość zazwyczaj ulega rozluźnieniu :P. Ogółem ciężko się jest z takim Chińczykiem z Chin zaprzyjaźnić, bo różnice kulturowe, inna mentalność, podejście do życia, oni zazwyczaj nic nie wiedzą o zachodniej kulturze, nawet o muzyce czy kinie nie pogadasz. Co do randek to Chińczyk raczej nie weźmie żony z zagranicy, Chinka najlepsza, instrukcję obsługi Chinki już zna i jest dobrze :). Chinki zresztą wydają im się ładniejsze z urody, bo dziewczyny z zagranicy są TAKIE DUŻE, że strach! Co innego Chinki, one (nie wszystkie oczywiście, pewien typ) rzucają się na każdego obcokrajowca, może być o 50 lat starszy, byle był (a potem dramat, że nie chce kupić torebki LV, Chińczyk by kupił).
2. Nie za bardzo mam kontakt z Chińczykami za granicą, ale oni najczęściej pielęgnują swoją chińskość pokoleniami, dzieci mają chiński znać, chodzić do chińskiej szkoły, obracać się w chińskim środowisku. Za bardzo się Chińczycy nie asymilują i tworzą wszędzie China Town. Na poczcie co i rusz widzimy, jak ktoś wysyła do rodziny w USA/Australii/gdzieś tam paczki z suszonymi rybkami czy innymi przysmakami, bo jak żyć inaczej! Rodziny na pewno chciałyby, żeby małżeństwa były chińskie, ale pewnie jakieś tam randki Chińczyk - cudzoziemka też się zdarzają.
3. Chińczyk wyjeżdżający za granicę zazwyczaj mało wie o życiu tam i przeżywa szok! Pewnie po jakimś czasie widzi, że dziewczyna niekoniecznie wymaga torebek Chanel z byle okazji i mieszkania, ale zasadniczo w kwestii płacenia trzeba się z Chińczykami hardo wykłócać. Katarzyna kiedyś na randce z Chińczykiem straszliwie go obraziła i pozbawiła twarzy, bo zapłaciła za siebie (po strasznej awanturze). Chińczycy są tacy trochę "pierdołowaci" i boją się dziewczyn z zagranicy. Na 10 mieszanych małżeństw 9 to żona Chinka i mąż obcokrajowiec i jedno, gdzie jest na odwrót. Chinki są dużo bardziej obrotne i harde :).
Mam nadzieję, że czegoś się dowiedziałaś. Pozdrawiam!
Wow ! Zazdroszczę :P
OdpowiedzUsuńJuż same zdjęcia zabierają dech z piersi :P
Zapraszam na --> Mój Blog
Kiedyś zwiedzę cały świat! Taki mam plan.
OdpowiedzUsuńhttps://sowkaplomykowka.wordpress.com/