Drodzy Czytelnicy, zaczynamy nową serię o sekretach Chin, a jej robocza nazwa brzmi sex, drugs & rock'n'roll w Chinach! Seksów z Chińczykami na szczęście nie dane nam było doświadczyć (o randkowaniu przeczytacie tutaj), o narkotykach będzie, o rock'n'rollu także! Dziś skupiamy się na używce uznawanej za dość niewinną... ALKOHOLU! Co pije się w Chinach? W jakich ilościach? Czy legendarna słaba głowa Chińczyków to prawda? Jak zawsze wesołe anegdotki całkiem gratis. Zapraszamy do krainy wódki!
1. Czy wino to samo zdrowie?
Powiemy wprost, z alkoholem w Chinach jest słabo. Do wyboru macie dwie opcje - chińska flaszka (tania, lecz paskudna) lub zachodnia flaszka (dobra, lecz droga i często podrobiona). Tak, w Chinach podrabia się alkohol, tak samo jak ryż, orzechy włoskie i mięso (lepiej nie pytajcie, z czego jest fałszywka mięsa). Ach, gdy odwiedziłyśmy Kraj Środka coś koło 5 lat temu, na sklepowych półkach rzuciło nam się w oczy wino o dumnej nazwie Great Wall (Wielki Mur). Oczy nam się zaświeciły z uciechy, bo to przecie jest na pewno cudowne dzieło chińskiego winowarstwa! Co prawda wydało nam się nieco podejrzane, że Great Wall występuje w wielu różnych wariantach cenowych od 20 juanów (wówczas 10 zł) do kilkuset.
- A co tam! My biedne studenty, bierzem najtańsze! - postanowiłyśmy.
Plan był taki. Rozpijamy ów nektar w hostelu, a następnie udajemy się na densing. W tej chwili na pewno każdy się już domyślił, jak to się skończyło. Wino to było PASKUDNE. Nawet Amarena w Biedronki ma szlachetniejszy bukiet. To coś smakowało, jakby było skwaśniałe, a dodatkowo przeleżało z rok w starej beczce ze zdechłą myszą. ZGRO - ZA!
Warto wspomnieć, że obok Wielkiego Muru tryumfy świeciło także wino Tang Dynasty (Dynastia Tang). Brzmi dumne, nieprawdaż? Zawsze mocno nas jarały te chińskie dynastie i poetyckie nazwy w stylu Okres Wiosen i Jesieni czy Okres Walczących Królestw. Pomimo sentymentu do historii Chin, na Tang Dynasty się nie zdecydowałyśmy... Acha, podobno te flaszki za setki juanów mają równie paskudny smak, więc choć nie przepłaciłyśmy.
2. Dar gorzelnictwa
Niestety chińskie piwo wcale nie jest lepsze. Występują różne legendarne marki jak Tsingtao (czytać cindao), podobno warzone z najlepszego ryżu. Da się wypić, ale w sumie niekoniecznie. Występuje też Harbin, Snow (dzięki śmiesznej historii nazywany też Mons) i jeszcze kilka innych specyjałów. Nasze Guangzhou jako miasto dumne, posiadało też lokalny napój o nazwie Rzeka Perłowa i naprawdę smakowało, jakoby warzono je przy użyciu wody z tejże rzeki. Procentów to ma niewiele, zazwyczaj około trzech. Tego typu chińskie piwa w podrzędnych budach kosztowały coś koło 3 - 5 zł, podczas gdy za browar zachodni w pubie żądali CO NAJMNIEJ 30 zł! Toż to rozbój w biały dzień! A w klubach 50 zł to kosztowała woda... Jak zapewne się domyślacie, omijałyśmy takie przybytki szerokim łukiem. Co jakiś czas pozwalałyśmy sobie jedynie na japoński browar Asahi do obiadu w italiańskiej stołówce (a'la włoski fastfood), koszt jedynie 10 juańców za OGROMNĄ butelkę.
A oto historia piwa Mons! Keczup wraz z siostrą, Agim, balowały akurat z mieście Hangzhou, wspaniałym kurorcie. Debatowały, czy lepiej iść do salonu gier na maszyny grać w Contra, czy na densing, a obie opcje kusiły jednakowo.
- Trzeba nam wychylić po browarku i wtedy decydować! - uradziły.
W sklepie znajdował się wspaniały wybór piw i pani sklepowa w wieku na oko lat 150. Niestety wszystkie piwa miały etykiety w chińskich znakach, a żadnej z nich nic one nie mówiły.
- Patrzaj! Tam na półeczce stoi taki Mons! - Agi wypatrzyła butelkę z literami białych ludzi.
- Proszę pani! Pani nam da tego Monsika, o tam stoi! - raźno zawołały do pani sprzedającej, oczywiście po polsku.
To wspaniała metoda! My i tak nie rozumiemy po chińsku, Chińczycy po angielsku, a polski ich jakoś mniej peszy. Pani jednak nie zrozumiała i patrzała dziwnie.
- O tu! Te Monsiki dwa! - palce nasze już już prawie dotykały butelki. - O ten Mons!
Wszyscy klienci spoglądali na nas, jak na kosmitów. Pani w końcu zrozumiała nasze rozpaczliwe gesty i podała dwa Monsy. Cudownie!
I teraz pojawia się pytanie, dlaczego pani sklepowa nie zrozumiała, o jakie piwo nam chodzi? Jak według Was nazywa się ów browar?
SNOW! Ciekawe, czy Pani teraz sądzi, że mons to w języku białych ludzi piwo...
3. Solidny destylat - baijiu
No i dochodzimy do najważniejszego, można rzec, króla chińskich trunków - BAIJIU (czytać bajdzioł). Tylko dyskretnie przypominamy, że królem owoców jest durian... Baijiu jest jeszcze ohydniejsze! Ten wspaniały destylat powstaje przy udziale różnego typu zbóż (a podobno i ryż czasami jest w użyciu) i zazwyczaj osiąga moc około 50 - 60 procent. Chińczycy są dumni, że ich przodkowie od zarania cywilizacji trudnili się wyrobem baijiu i podkreślają, że jego początki sięgają VI wieku. Do tej pory nie rozumiemy, dlaczego Muzeum Szanghajskie nie poświęciło któregoś ze swoich milionów pięter na historię chińskiego bimbrownictwa (byłoby to zapewnie ciekawsze, niż dwa piętra starożytnych chińskich brązów). Do rzeczy, jak smakuje baijiu? Nooo, ekhem, opcji jest wiele! I tak nasi znajomi oraz rodzina, którzy mieli okazję posmakować tego daru starożytnej chińskiej mądrości, porównują je do:
a) zmywacza do paznokci (nasza ziomalka kilkukrotnie pytała, czy mamy pewność, że nie dałyśmy jej zmywacza i że od tego nie umrze)
b) rozpuszczalnika
c) przemysłowego spirytusu o lekkim posmaku syntetycznego ananaska
https://herschelian.wordpress.com/2011/06/29/china-and-the-demon-drink/
Taaaak, to właśnie ten smak. Prócz tego, baijiu okrutnie, niesamowicie, obrzydliwie ŚMIERDZI. Spirytusem, zmywaczem, psychodelicznym ananaskiem, zdechłą myszą, duszami potępionych, chińskim rynsztokiem i chińską parszywą budą razem wziętymi. Po wlaniu tego do kieliszka możecie być pewni, że nawet po umyciu go milion razy, przez kolejny miesiąc będzie dawał baijiu. Są ludzie, którzy nie są nawet w stanie tej pyszności przełknąć (przykładowo Katarzyna), inni dają radę, lecz z trudem i boleścią, a inni twierdzą, że w sumie nie jest takie złe, ale kolejnego kieliszka odmawiają! Za to Chińczycy.... O, to już jest historia na osobny punkt.
Na zdjęciu baijiu sprzedawane "na wagę". Teraz uwaga, bo oferta jest wystrzałowa! Za pół litra 28% trunku należą się 2 juany (1,2 zł), 38% - 3 juany (1,8 zł), 50% - 4 juany (2,4 zł). Jak tu się powstrzymać?!
https://pl.wikipedia.org/wiki/Baijiu
Baijiu występuje w wielu pojemnościach, od małego kieliszeczka na raz, po pięciolitrowe baniaki (koszt takiego baniaka to około 20 zł). Są też wersje dla sportowców, w plastikowych butelkach z dziubkiem, w sam raz po treningu crossfitu! W skromnych opakowaniach z chińskim biznesmenem na etykiecie, poprzez ozdobne wazony w maski opery pekińskiej, aż po złote smoki i kapusty pekińskie z jadeitu! W kształcie bomby i naboju do kałasznikowa, chińskiego okrętu żeglugi morskiej czy też kwiatu lotosu, możliwości są praktycznie nieograniczone! Ten wyborny trunek zazwyczaj zajmował 90% działu z alkoholem w każdym sklepie i supermarkecie, było więc w czym wybierać! Jedyne ograniczenie to oczywiście cena. I tak mały kieliszeczek na raz można było pochwycić z półki za jedyne 2 zł, niedużą buteleczkę z biznesmenem za 5 zł (tyle też za wersję sportową), 20 zł za pięciolitrowy baniak, lecz w plastiku, no a smoki i kapusty.... To już był luksus wart grube tysiące juanów! Nasi znajomi, którzy mieli wątpliwą przyjemność posmakowania tych wyrafinowanych flaszek twierdzili, że w smaku niczym się nie różnią od wersji za 2 zł. Najważniejsze, żeby partner biznesowy widział, że Cie stać, a co!
Czas na dowody zdjęciowe! Wszystkie pochodzą oczywiście z niezastąpionego taobao.com, gdzie każdy Chińczyk znajdzie coś dla siebie. Zaczynamy od najmniejszych egzemplarzy...
Oczywiście po wypiciu możemy używać takich słodziutkich czarek do herbaty lub do baijiu lanego z baniaka!
Do największych!
Można zabrać ze sobą na wojnę!
Taki przecudnej urody egzemplarz to koszt 2388 juanów, czyli 1400 zł!
A cena tego dzieła... Aż strach myśleć! Ponad 50 tysięcy nowych polskich złotych!
Ta figlarna flaszeńka z młodym Hannibalem na słoniu to również baijiu! Zaraz zaraz, a jak się z tego pije? Chyba nie przez słoniowy...
Ha! Głupio Wam teraz niedowiarki?
Jest i w wersji na mistycznym złotym cielcu!
4. Jak piją Chińczycy?
Teraz czas na kolejny punkty, a mianowicie styl picia Chińczyków! Słowem kluczem jest tutaj GANBEI, czyli do dna! W skrócie wygląda to tak - Chińczycy siedzą i polewają baijiu. Wtem jeden z nich wznosi swój kieliszek w stronę Chińczyka numer dwa, stukają się i krzycząc GANBEI piją do dna! A potem w ten sposób pije każdy z każdym... Jeśli gdzieś pośród nich jest obcokrajowiec to OBOWIĄZKOWO pije z każdym i to niezależnie od płci!
http://image.baidu.com
Na pewno słyszeliście o legendarnej słabej głowie Chińczyków. Cóż, jeśli wlewa się w siebie 60% zmywacz do paznokci, każdy by szybko odpadł. W przypadku Chińczyków dzieje się tak:
twarz staje się czerwona -> krzyczą GANBEI jeszcze donośniej -> śmieją się i klepią po udach, opowiadając czerstwe dowcipy -> poklepują też swoich kolegów (nigdy płeć przeciwną, a fuj!) -> zaczynają się chybotać -> zawodzą rzewne chińskie pieśni o miłości -> zaczynają się toczyć -> krzyczą GANBEI i piją prosto z flaszki -> wskakują koledze na plecy -> zaliczają zgon i kolega niesie ich na plecach do taksówki
Zgon następuje zazwyczaj przed północą, bowiem jak mówi stare chińskie przysłowie kto rano wstaje, temu partia daje. Oczywiście do picia musi być też zakąska i naczęściej są to calusieńki płonący świniak (zwany przez nas świniakiem bankietowym) z pomidorami w miejscach oczu, różnego typu potwory z głębin oraz chińskie pierogi. Jedzenia i napoju musi być tyle, żeby nie mieściło się na stołach i aby co najmniej połowę potem wyrzucić. Okej, Chińczyk pojechał wesoło taxi do domu i nastał kolejny poranek... OJ OJ! Warto wiedzieć, że nadużycie baijiu skutkuje STRASZNYM kacem. Na szczęście z uwagi na wstręt do tegoż trunku nigdy kaca po nim nie doświadczyłyśmy, ale z opowieści znajomych zmuszonych do picia wyłania się taki obraz - w głowie huczy, w ustach chiński rynsztok, odbija się świniakiem bankietowym, nic nie pamiętasz, a w dodatku czujesz jak z każdego pora skóry wydobywa się BAIJIU. Brzmi jak piekło, a trwa podobno dwa dni!
Jedyną opcją uniknięcia obowiązkowego picia jest podobno wciskanie kitu, że jest się w ciąży, ale ma to również znaczące minusy:
a) nie działa w przypadku mężczyzn
b) jeśli studiujesz na chińskim uniwersytecie, zostaniesz za ciążę deportowana
c) jeśli na imprezie jest Twój szef, baj baj praco
Typowa impreza
http://elineinchina.nl/2013/06/25/eating-in-china/
Na koniec anegdota! Na tym samym chińskim wyjeździe, ta sama Keczup i Agi będąc w mieście Pingyao dosłyszały nagle dobywające się skądś odgłosy śmiechu i radości.
- Tam nam trzeba iść balować z Chińczykami! - postanowiły.
Były bowiem wówczas w fazie wielkiej miłości do Chińczyków, a poza tym wiecie, każdy na bakpakierce chce nawiązywać przyjaźnie w miejscowymi. Okazało się, że trwają jakieś występy artystyczne i jest impreza, niestety płatna 500 juanów. Keczup jednak dumnie uniosła białe oblicze i jak gdyby nigdy nic weszła do środka. Agi chytrze przemknęła za nią. A w środku... zabawy co nie miara! Baijiu leje się strumieniami! Chińczycy krzyczą GANBEI i tłuką się czarkami, rzucając je za siebie. Gra muzyka, słychać śpiew, na sali setki Chińczyków, a na scenie... Oj, się działo.
- Nie wierzę w to, co widzę! - zakrzyknęła Agi.
Otóż na scenie stał brzuchaty jegomość, który jednocześnie grał na siedmiu trąbkach, przy pomocy brzucha również na gongu, a w dodatku na jednej z trąb podnosił nad ziemię KOBIETĘ! Chińczycy zaśmiewali się do łez i klepali po udach! Keczup z Agim przecierały oczy ze zdumienia. Godzina była może 17 - 18, a Chińczycy już chwiali się mocno, a niektórzy leżeli już bez życia pod stołem. Kelnerzy co i rusz donosili nowe butelki baijiu, a wszędzie rozchodził się jego charakterystyczny smrodek. Wtem rozpoczęły się występy opery pekińskiej!
- O NIE! Tego nie zniesiem! - postanowiłyśmy, gdy Chińczycy zaczęli zawodzić razem z aktorami.
Zwiałyśmy, słysząc za plecami więcej okrzyków GANBEI! W ten oto sposób doświadczyłyśmy autentycznej chińskiej popijawy i zgodnie uznałyśmy, że było to jak na razie najbardziej surrealistyczne wydarzenie świata (w tym momencie w oku naszym kręci się łezka, za takimi Chinami jednak trochę tęsknimy!).
Można się też wylansować na miłość do baijiu w mediach społecznościowych!
http://image.baidu.com
Jak podoba się Wam styl picia Chińczyków? Czy próbowaliście kiedyś któregoś z chińskich trunków? Czy urzekły Was piękne flaszki z baijiu?
W następnym odcinku cyklu NARKOTYKI W CHINACH. Oj, będzie się działo!
Trzymajcie się! XOXOXO. Kaha & Keczup
haha i właśnie dlatego będąc w Azji nie piję alkoholu ;D
OdpowiedzUsuńW Japonii i w Korei aż tak strasznie chyba nie jest, soju nawet da się wypić :). Baijiu to najstraszniejszy hardkor!
UsuńOd paru dni czytam losowe wpisy i nie jest mi dość. XD Chyba w końcu przeczytam wszystko od najstarszych do najnowszych, raz a dobrze!
OdpowiedzUsuńChcę baijiu. Zdecydowanie.
Captain Drown
Haha, najstarszych wpisów nie polecamy, bo strasznie są siermiężne :P. Nie, nie chciej tego paskudztwa! Dla zdrowia fizycznego i psychicznego, nie!
UsuńBoski wpis! :') Napisałyście to wszystko w taki żartobliwy, ale przyjemny dla czytelnika sposób! Chiny to cudowny kraj, tak samo jak i wasz blog <3 Zostaję z wami, być może dowiem się kolejnych ciekawostek o moich ukochanych Chinach. :)
OdpowiedzUsuń/Sohee
https://jednanogawazji.blogspot.com
O kurczę!... Pewne zdjęcia przypomniały mi historię, która zdarzyła się na początku mojego pobytu w Chinach, gdy z moim (wtedy dopiero) nowo zapoznanym przyjacielem, pojechaliśmy w pierwszą podróż do Pekinu. Wiadomo, w Chinach nie pije się wody z kranu, no to poszliśmy do sklepu i kupiliśmy pełen pięciolitrowy plastikowy baniak. Niemile się zdziwiliśmy w hotelu, kiedy okazało się, że w cenie wody kupiliśmy tyle paskudnego baijiu! Było wyjątkowo obrzydliwe, więc pewnie ayi nawet się nie ucieszyła z takiego fanta :(
OdpowiedzUsuńO matulu! Toż to jest hitowa historia, co nas przednio ubawiła! Ale, że cena była taka atrakcyjna, toż to szok! Za to z pewnością przyjaźń się zacieśniła dzięki wspólnej przygodzie :).
UsuńOj bardzo, polecam takie przygody :D
UsuńDawno nie czytałem tak oryginalnego wpisu. Super!
OdpowiedzUsuńDobrze napisane, uśmiałam się :D
OdpowiedzUsuńNajwyraźniej picie w Chinach to tak zaawansowana sztuka, że trzeba mieć nieźle ogarnięte, co i gdzie kupić :)
Fakt flaszki maja pomyslowe, ale nieodwazylabym sie sprobowac zego trunku. Chyba zoladek by mi sie spalil z nadkwasoty :D
OdpowiedzUsuńPróbowałam tylko tych tanich i była tragedia. Drogich niestety nie było mi dane. Czekam na kolejny artykuł!
OdpowiedzUsuńNic nie straciłaś, bo drogie są równie paskudne :P.
UsuńNei próbowałam, nie byłam. Słyszę tylko legendy o ogromnym.kacu od znajomych:)
OdpowiedzUsuńOJJ zastanowiłabym się dwa razy zanim bym siegnęła po alkohol będąc w Chinach. Twoja historia z MONS mnie totalnie rozbawiła :-)
OdpowiedzUsuńNatalia
Ale się uśmiałam :D A mówi się, że to Polacy ni potrafią pić i się zachowywać :D
OdpowiedzUsuńNo i ten MONS :D Hahaha :D
Dobrze, że z alkoholu piję tylko drinki i to tylko na wakacjach, więc nie zbankrutowałabym ani nie szukała nowych eksperymentow.
OdpowiedzUsuńA drink z baijiu? XD
UsuńKoleżanka w Chinach pije tylko soju.. Nic innego się podobno nie nadaje do picia
OdpowiedzUsuńPrzedwczoraj postanowiłam, że tego wpisu nie przeczytam, bo co mnie interesują tematy alkoholowe, sama właściwie nie piję (przynajmniej od kilku lat). No ale dziś padając ze zmęczenia pomyślałam: zerknę, co mi tam.
OdpowiedzUsuńAle byłam głupia, chińskie tematy alkoholowe są fascynujące :) Dzięki!
Te wóda w wersji karabinu jest ilustrowana wojskami brytyjskimi w tle, wynika z tego, że Anglicy to chlali podczas bitew ;)
OdpowiedzUsuńBrowar Tsingtao założyli jeszcze Niemcy i podobno aż do lat (chyba) 90-tych warzono piwo zgodnie z niemieckim prawem czystości, ale potem postanowili zabrać się za ryżowanie :P
A na pewno chlali, nie wątpimy! Niestety, ale jak Chińczycy coś przejmą to zawsze skiepszczą...
UsuńNajlepiej jest pić soju! Nie mogę uwierzyć w to, że nie ma go w tym zestawieniu, u nas w Pekinie to był nasz must have.
OdpowiedzUsuńBo to jest notka o chińskich alkoholach! U nas w Kantonie soju nie cieszyło się powodzeniem, ale w Pekinie owszem, piłyśmy razem z winem Great Wall :P.
UsuńMonsika by się popiło, a smak bajdziu jest niezapomniany. Wyborna notka!
OdpowiedzUsuńAgi
Omg! Pośmiałam się... Nieco ciętego humoru w ten deszczowy dzień. Ale alko co śmierdzi 'duszami potępionymi' 😄... Bezcenne
OdpowiedzUsuń