wtorek, 27 października 2015

Królestwo mechów w naszym Guangzhou, rozrywka 9D (!!!) i inne przaśne zabawy

Ostatnimi czasy blog nasz zdominowała Japonia. Jak wiecie, bardzo nas ta podróż ucieszyła i już szukamy dogodnego terminu, by polecieć tam jeszcze raz. Skoro tak bardzo interesuje Was Japonia, to czemu jesteście w Chinach? – można by było zapytać. Odpowiedź mogłaby być prosta: bo tu płacą nam dużo pieniążków za uczenie dzieci, a Japońce są bardziej wybredne i by tego nie robiły. Mogłaby być prosta, ale... NIE JEST. Do Chin przyjechałyśmy bowiem bardzo świadomie. Dodatkowo nie do pracy, a do szkoły... A było to tak....

Pewnego dnia, mieszkając chyba w czeskiej Pradze (to też był wielce wesoły okres w naszym życiu) stwierdziłyśmy - Jaranie się Japonią to jakieś piedalstwo! Każdy tak robi i my nie chcem. My będziem się jarać Chinami. Katarzyna, jako osoba skrajnie bojaźliwa, postanowiła zaczytać się w książkach i Internetach. Keczup natomiast czem prędzej zarezerwowała bilety do Chin, by wraz z siostrą udać się w sześciotygodniową tułaczkę po ludowej republice... Wróciła z nich z wielkim zapałem i tak też postanowiłyśmy zrobić wszystko, by się do owych Chin dostać. O tym jednak będzie jeszcze wpis szczegółowy. Ta notka zmierza bowiem w całkiem innym kierunku...

 Obecnie uważamy, że co prawda jaranie się Japonią to piedalstwo, ale jaranie się Chinami jest bardzo dziwne i niezrozumiałe... Coby nie rzec, idiotyczne!
Jak większość obcokrajowców mieszkających w Chinach, szukamy tu odrobiny normalności. Ta notka będzie troszkę o tym, jak tą normalność definiujemy...

Na początek krótkie wprowadzenie zdjęciowe - nasze gęby uczynione z nudów podczas czekania w metrze


niedziela, 25 października 2015

Być jak Lara Croft, czyli zwiedzamy Angkor Wat!


Każdy z Was słyszał o Angkor Wat. Może nie każdy interesował się nim naukowo, ale w Tomb Ridera  grał każdy. Każdy też oglądał Indianę Jonesa. Angkor Wat jest najcenniejszym zabytkiem Kambodży i jednym z najdonośniejszych zabytków na świecie. Marzenie o zobaczeniu Angkoru może wydawać się sztampowe, udają się tam bowiem wszyscy turyści przyjeżdżający do Kambodży, jak również jest to punkt bardzo wielu wycieczek do... Tajlandii, jednak - kto nie widział, niech nie mówi! 

niedziela, 18 października 2015

Zabytki naszego Guangzhou: Sun Yat-sen Memorial Hall. Zwiedzamy jak Chińczyki i wielki powrót butów ze szmato!

Nasze wspaniałe miasto Guangzhou, mimo że nie jest najciekawszym na świecie miejscem (i, umówmy się, nie za wiele ma zabytków), bywa jednak odwiedzane przez wielu obcokrajowców z uwagi na Targi Kantońskie. Postanowiłyśmy przygotować krótką serię o najciekawszych miejscach do odwiedzenia. Dzisiaj, w napływie dobrych chęci, postanowiłyśmy zwiedzić budynek poświęcony pamięci Sun Yat Sena. Jest to wspaniały rewolucjonista, uznawany za ojca nowoczesnych DEMOKRATYCZNYCH CHIN. Możecie sobie o nim poczytać nawet na polskiej Wikipedii

Sam budynek umieszczony jest w dość sporym parku. Dzielnica Yuexiu charakteryzuje się dość dużą dozą zieleni. Dojeżdżamy metrem linii 2 lub też autobusami np. BRT B3 (autobus pośpieszny, bardzo wygodny). Niezależnie od opcji transportowej wysiadamy w zasadzie przy bramie owego przybytku.

I naszym oczom objawia się taki oto, ciekawy budynek zbudowany na planie koła.



sobota, 17 października 2015

Park Yoyogi bez namiotu, mistyczna maczuga i rwanie łososia. Zwiedzanie Tokio.

Harajuku to nie tylko miejsce, gdzie można obkupić się jak szalony pajac. To również okolica, w której znajduje się słynny park Yoyogi. Oczywiście przed odwiedzeniem parku poszłyśmy się troszkę pobujać po dzielni, sprawdzić co nowego dają w "klozecie" (closet child - lolycki second hand) i ogółem znów zaczerpnąć nieco atmosfery. 

Park Yoyogi jest wspaniałą wyspą zieleni niezwykle popularną wśród mieszkańców Tokyo. Można tam przyjść na piknik, podziwiać zieleń, jak również przechadzać się dumnie w swoim cosplayu.
Spotykają się tam podobno nawet rockendrolowcy!

Do parku wchodzimy przez okazałą bramę tori. Nie jest to jedyna taka brama na terenie parku. 

niedziela, 11 października 2015

Idziemy do chińskiego salonu gier i jemy tost z lodami + KONKURS

Z wyjazdu do Japonii zostało nam jeszcze miliony materiałów na notki. Wiele wcześniejszych podróży czy też spotkań nie znalazło się jeszcze na naszym blogu, więc postanowiłyśmy nieco "wydzielać" ową Japonię i sobie i Wam;) Jednak nim przejdziemy do kolejnego wpisu chciałyśmy wszystkich zaprosić do naszej facebookowej loterii:


Jak wziąć w niej udział?
1. Polubić nasz profil na Facebooku
2. Udostępnić ową focię publicznie
3. Odpowiedzieć na proste pytanie: Co najbardziej chciałbyś/chciałabyś zobaczyć w Japonii. Prosimy o umieszczenie odpowiedzi pod tym zdjęciem.


Losowanie 14.10.2015 o godzinie 18 czasu polskiego

Życzymy wszystkim powodzenia w losowaniu <3

wtorek, 6 października 2015

The next station: Harajuku! Najbardziej kawaii ulica Japonii.

Tak, jak Akihabara jest mekką mango... fanów mangi i anime, tak istnieje również święte miejsce fanów japońskiej mody ulicznej. Narodziła się ona podobno na ulicach Tokio, a konkretnie w dzielnicy zwanej... Harajuku! Jest to więc miejsce, które odwiedzić pragnie każda lolita, czy też inny kolorowy pajac. Pomyślicie, że chcemy się tam wzruszać i rozpamiętywać czasy oldschoolu, a prawda jest taka, że.... jedzie się tam na ZAKUPY! No dobrze, może też obserwować ciekawie ubranych ludzi, ikony mody, próbować zaistnieć na zdjęciach fotografów z Tokyo Fashion, Kery, Gothic Lolita Bible czy też innych poczytnych stron czy gazet. Ale wszystko sprowadza się do jednego: Dziwnie się ubierasz, by iść na zakupy w miejscu, gdzie inni również dziwnie się ubrali, by móc iść na zakupy i kupić troszkę dziwnych ubrań, które konieczne są do tego, by móc w nich chodzić na zakupy. No tak, jest jeszcze chodzenie po kawiarniach, szwendanie się bez celu i poczucie partycypacji. Nie trzeba być nazbyt ironicznym.

Zacznijmy więc naszą przygodę!

Okej, jesteśmy ułomami i znalezienie nasławniejszej ulicy, Takeshita Dori, zajęło nam trochę czasu. Na swoje usprawiedliwienie dodamy, że po drodze mijałyśmy wiele uliczek, a każda podpisana była jako Harajuku Street, więc zagłębiałyśmy się to w tą, to w tamtą. Nie jechałyśmy też kolejką JRa na słynną stację Harajuku, z której to bezpośrednio wychodzi się na Takeshita Dori, ale zwyklutkim metrem, na który to miałyśmy zakupiony dzienny bilet po taniości. Ale takie nudne sprawy, to może na notkę praktyczną, bo.... taram taram taram: W końcu, oto jest!


niedziela, 4 października 2015

Dzień pod znakiem sumo oraz nieznane oblicze Akihabary. Ciąg dalszy zabaw w Japonii!



Odkąd Keczup wyczytała w naszej podręcznej książeczce Tokyo, że znajduje się tu stadion i muzeum sumo, cały czas bredziła o tej atrakcji.
- Trzeba jechać oglądać sumoków! Kiedy stadion?! - pytała wyjątkowo namolnie (prawie jak nasz pluszowy Dziobak).
Cóż było robić, jedziemy! Zaczęłyśmy oczywiście od pożywnej strawy w jednej z bud nieopodal naszego hostelu. Japończykom wyjątkowo do gustu przypadło curry (po japońsku KARI) i można je zjeść praktycznie wszędzie. Wspaniałe danie! Do tego zupka miso i woda gratis. W pierwszej chwili byłyśmy zszokowane, że woda jest ZIMNA (Chińczycy uważają zimą wodę za niezdrową i piją WRZĄTEK) i musimy się przyznać, że i nam wrzątek wydaje się lepszy...

piątek, 2 października 2015

Podróż do Japonii - szalona dzielnia Akihabara, Gundamy, maszyny i milion figurek!


Jak może wiecie (lub nie wiecie) kilka dni temu wróciłyśmy z wycieczki do Japonii. Tak, tak, nasze wieloletnie marzenie w końcu zostało spełnione! Nie była to długa wyprawa, bo raptem 9 dni, ale dobre i to... szczęście, że nie wyrzucili nas z pracy na takie hece (oczywiście był to wyjazd celem załatwiania spraw wizowych, hehe). Po kolei! Podróż przebiegła w miarę sprawnie, nikt nas nie okradł, a samolot nie zostawił, jedynie prawie odjechał nam bus na lotnisko (pierwszy raz w życiu czekałyśmy na metro 10 MINUT!!!), a potem samolot krzyczał LAST CALL (Chińczyki bowiem nie umieją się odprawić i zeszło im milion godzin). W końcu stopa nasza stanęła na japońskiej ziemi. Ach, jak tu czysto! Jak tu cicho! Jak tu pachnie! Nikt nie pluje, nie charczy, nie pali śmierdzących petów (możecie sobie dopowiedzieć różne obrzydlistwa, Chińczycy na pewno to czynią).

czwartek, 1 października 2015

Lolicka Moda w naszym Guangzhou, czyli GLUC Fashion Show

Witamy po długiej przerwie spowodowanej złośliwością chińskiego Internetu i... naszym wyjazdem do Japonii. Już wkrótce ukaże się seria notek poświęcona tej legendarnej już podróży, która uświadomiła nam jeszcze bardziej, że Chińczycy to są jednak (przepraszamy za to słowo) SWINIE. Standardy kulturalno-higieniczne Japonii przypadły nam do gustu znacznie mocniej niż charczenie, plucie i pchanie się w metrze (oraz niemycie się, tak tak... to też jest powszechne), toteż może być w najbliższym czasie dość gorzko o Chińczykach. 

Jako, że zdjęcia wreszcie się dodały, zapraszamy do fotorelacji z pokazu loliciej mody na chińskim, a jakże by inaczej, konwencie miłośników mangi i anime.

Założona, bodajże, w ubiegłym roku Gothic and Lolita Union of China bardzo silnie walczy o uznanie "chińskiej drogi" lolity. Na wspaniałym Tea Party (przeczytajcie o nim tutaj), głoszono, że lolita, to nie tylko Japonia i że Chinki też mają swój wkład w lolita fashion etc. Ciężko odmówić im racji, jak również prężności działań. Ale po kolei;)

Tym razem postanowiono uszanować lolity i dać im osobną przestrzeń. Dzięki temu stoiska lolicich firm prezentowały się schludnie i zebrane były w jednym miejscu. Miało to dodatkowy plus - nie trzeba było się obawiać szalonych fotografów, gdy człowiek przechadzał się po konwencie.

Stoisko Chess Story