niedziela, 27 października 2013

Hot, moda and shopping! Szalone centrum handlowe w Chinach


Razu pewnego usłyszałyśmy, że w Guangzhou istnieje tajemne miejsce, w którym panoszą się mangozjeby! Takiej informacji nie można zignorować - spędziłyśmy zatem cały dzień na szukaniu owego przybytku, jednak trud i znój nie został nam wynagrodzony:( Nie było go nawet w podziemiach, choć zakładałyśmy, że tam jest miejsce takowych rozrywek (no dobra, znalazłyśmy ze 3 małe budki z Chińczykami grającymi W KARCIANKI z jakichś mang, ale to jednak nie to samo, co obiecane królestwo piedalstwa). Rozczarowane wielce, że nasze badania terenowe do magisterki (tak tak, kiedyś ją napiszemy), się nie powiodą, postanowiłyśmy odpuścić, aż... pewnego dnia, gdy miałyśmy przesiadkę, na rzeczonej stacji metra nasz wagonik zatrzymał się przed podziemnym przejściem z wielkim napisem: COMIC CITY!! Nasz zapał antropologiczny zapłonął na nowo i przy najbliżej wolnej chwili postanowiłyśmy udać się na badania. Nie, nie poszłyśmy tam dla przyjemności, była to ciężka praca, ale czego nie robi się dla fanów i... wyższego wykształcenia;)

Zapraszamy więc na fotorelację! Wiemy, że zdjęć jest dużo, ale Jessica Mercedes też dodaje milion, w tym 50 takich samych, a jednak ludzie ją czytają. My dodajemy różne!


Szoping po chińsku zawsze zaczynamy od tego samego - należy nażreć się tak, by potem ledwo powłóczyć nogami:)


By  chłonąć japońcowy nastrój wybrałyśmy wyborne sushi w cenach 50 groszy - 2 zł za sztukę - były również szalone smaki typu kawałek świńskiej skóry lub kantoński boczek.


W Chinach nie ma bezrobocia, w budce można zatrudnić 6 osób. Aaa! Keczup przypomniał mi właśnie o 2 naganiaczach sprzed budki.




Nasz skromny wybór w szalonej cenie 16,5 PLN



Tak oto center wita spragnionych zakupowiczów. Kiedyś zdobędziemy wszystkie słoniki!



Miliony ozdób do włosów i słodziaszczych kubeczków - niezbędny ekwipunek każdego Chińczyka. I czapeczki! - pokrzykuje Keczup.




Moda na flanelowe koszule! Można zostać prawdziwnym grungeowcem i przebierać się za samiuśkiego Kurta Kombajna! Keczup bardzo pragnął pięknej bluzy z żyrafkami (chciała się przypodobać Rjełuczkowi Oppa ze wspaniałego bojsbendu Super Junior!), ale jak zwykle jej sknerstwo nie pozwoliło na zakup odzieży nie wliczanej do grupy: NAJTAŃSZA.
- Toż 20 zł za bluzę! DROGO!




Królestwo donucików<3 Piękne kolory, piękne smaki... ciekawe z czego są zrobione? Ja stawiam na cukier i posypkę z suszonego mięsa. A Ty Keczupasie?
TO JA STAWIAŁAM NA POSYPKĘ Z SUSZONEGO MIĘSA!



Są i durianowe... Mmm... o tym pysznym owocu sporządzimy kiedyś osobną notkę.

Dobra, jest piedalstwo, są słodziaszcze ubranka i pyszne jedzonko, ale... to nie cel naszej wyprawy! GDZIE SĄ MANGOZJEBY?! Minuty mijały, a nóżki boleli coraz bardziej i bardziej (nawet bardziej niż gdy Pani Chodakowska mówi: pulsacyjnie! pracujący pośladek!),  no i pieniążki się POKOŃCZYLI:( No dobra, prawie się pokończyli. I tak po godzinach dreptania odkryłyśmy... przedziwny teleport! Przeniósł on nas do dziwacznej części center handlowego, gdzie...




Podejrzana drabinka prowadziła do... tak tak! Samiuśkiego SIEDLISKA! Dodamy, że było nam wielce wstyd wspiąć się tą oto drabinką, gdyż nasze białe mordy owocują codziennym gapieniem się Chińczyków. A teraz dodatkowo poczuli z nami WIĘŹ, więc było ono jeszcze bardziej natrętne.



Niczym chorzy na jakąś zakaźną chorobę, albo i nosiciele inszej wstrętnej zarazy MANGOZJEBY ZOSTAŁY ODSEPAROWANE od zdrowej tkanki społeczeństwa:). Nadmienić należy, że zostali oni również odpowiednio OZNACZENI (wielki napis Anime Zone).



Szalony lokal, gdzie można nabyć jakiś... hmmm milion figurek z One Piece!


Kaha powie tak: Loli as fuck. Piękne rzeczy. Całą szafę sobie tutaj zmienię. LOLYYYYYTKA!




KERA i Gothic Lolita Bible - najnowsze numery w wersji papierowej<3 Ogółem cały ów potężny przybytek miał  w ofercie wyłącznie japońską prasę. Tak tak, nowiutki Shonen Jump też dostępny:)


Miku Miku ni shite ageru... Patronat medialny nad owym przybytkiem objęła nasza ulubiona japońska pieśniarka.



K-POP ZONE! W końcu! Oczka nam się zaświeciły na  widok malutkiego napisu Super Junior tam z boczku (gdyby ktoś był niedoinformowany - nasz ukochany korełański bojsbend). Keczup zakrzyknął - koniecznie muszę kupić sobie pamiątkę z Siwonem Oppa! moją nową miłością! tfu! znaczy się, wieczną miłością!




Weszłyśmy do pierwszego sklepiku, nieco się jednak wstydząc, bo polskie doświadczenia z fankami k-popu odcisnęły na nas pewne piętno, i od razu zostałyśmy obskoczone przez chińskie fanki! Katarzyna zaprzyjaźniła się wielce z kilkoma dziewczynkami, które po przeegzaminowaniu jej z chłopaków z SuJu (wskazywanie kubeczka i czekanie na imię, bądź formuła odwrotna - najpierw wykrzykiwanie imienia - czy znajdzie kubeczek?), zachwycone patrzały, jak powiodła do kasy kubeczek z Donghae. NIE BYŁO KUBECZKA Z SHISUSEM! (Keczup płacze). Zdjęcie kubeczków niestety okrutnie niewyraźne, bo robione z przyczajki - pani sprzedająca zabroniła robić foto!!!



Proszę, wszytko, co konieczne, by udekorować swój pokój. BA! swoje życie!



Dopadnięcie kart nie było łatwe! Ślęczał nad nimi bowiem szalony fan PŁCI MĘSKIEJ(!) (!!!), wybierając miliony kart. Na szczęście wyjątkowo ukochał sobie EXO, więc my jako starsze fanki mogłyśmy przejrzeć album z SuJu. Fajno fajno, ale po co są te karty, to dalej nie wiemy. JAK?! ŻEBY ZBIERAĆ! - pokrzykuje Keczup zawinięty w kołderunię i kosplejujący właśnie człowieka-naleśnika.



Żeby każdy od razu wiedział, czego słuchasz:)



Sorry, sorry, sorry... 
Tutaj wprowadzamy nową zabawę: KEJPOPOWY HIT NA DZIŚ (będzie pojawiał się również w wersji CPOPOWIEC NA DZIŚ)


DANCE!

                                       

Sklepików oczywiście było kilka, jednak asortyment raczej się powtarzał. Poszewki na podusie zawsze gut!



Żeby nie było, że nie dokumentujemy mangowych tematów. Miliony figurek po raz już nie wiemy który. Ogółem wyjątkową popularnością cieszy się tu One Piece




Są i jakieś Gundamy czy inne mechy. Brrrrr... Kaha ujawnia swoje irracjonalne lęki przed narysowanymi robotami.



Nie zabrakło i sklepów dla lalkarzy. W końcu dollf musi mieć gdzie spać (mała trumienka<3)



oraz mieć butki do każdej swojej sukienuni.




Były też miliony sklepów z kartami, a także GRAJĄCY W NICH CHIŃCZYCY, jednak wstydziłyśmy się wykonać im focię. Tutaj tylko pół chłopca, jeszcze w szkolnym dresie, ale widać, że specjalne stoliki dla graczy są!


Przed sklepem też można grać. Wszyscy by się lepiej poszli uczyć, a nie!




Nie wiemy, czy to trend ogólnoświatowy, czy też chińska interpretacja stajlówki Hibariego, ale Chińczyki noszą na swych głowach przeróżne... ptaszki\kurczaczki. I my takie zakupiłyśmy... na konwencie mangozjebów... ale o tym będzie osobna notka.



WSZYSTKO z Rilakkumą!



Maszyn było wiele, ale nam wyjątkowo przypadł do gustu brokuł. Nie czarujmy się jednak, NIE DA SIĘ GO ZŁAPAĆ. Choć raz widziałyśmy mistrza, jednakowoż on losował Rilakkumowego przyjaciela - jasnego misia. Na szczęście jego dziewczynka okazała się być bardziej harda i rzekła - łap Pan lepiej groszka! Cóż było robić, chłopiec ze zbolałą miną ruszył po groszki.



WSZYSTKO Z ZIEMNIAKA. Chciałyśmy tam napełnić nasze brzuszki, jednak po tym sushi nie podołałyśmy. A pośród ziemniaka był i cały kurczak - z głową!


Zmorzone mangozjebstwem postanowiłyśmy nieco odpocząć w parku. Wszak czekał nas jeszcze obiad z ziomami. Nie jesteśmy jeszcze Chińczykami, więc zakupy i ciągłe jedzenie męczą nas okrutnie i czasami pragniemy zażyć również świeżego powietrza. Może za rok będzie już lepiej:)
W parku od razu rzucają się w oczy grupki wybitnie zainteresowanych czymś panów. Nie dajcie się zwieść ich dobrotliwemu wyglądowi, to są... KRÓLOWIE HAZARDU!



Można również potańczyć walca wiedeńskiego w takt... chińskich pieśni. Niby niewykonalne, ale próbuje całkiem wielu.



Wspaniała gra w kopanie jakiejś dziwnej lotki. Należy przyjmować ją na swoją umięśnioną klatę (hehe), by potem wykonać kop na milion metrów!




Starszy pan ćwiczący kaligrafię. Wodą na chodniku. Ach... kiedy my będziemy znać tyle Hanzi (chińskich znaków)? 
- NIGDY - Keczup jak zawsze optymistycznie nastawiony do nauki chińskiego.



Sztuce kaligrafii przygląda się chiński pan i... chiński płyn do płukania tkanin.



Drzewo które ma podobno 5 milionów lat i pamięta Pierwszego Chińskiego Cesarza. A tak serio to roślinność ze zwisającymi z gałęzi korzeniami jest super.



Nie trzeba komentować. Należy się stosować do tak uprzejmej prośby.



PALMY NADAL NAS CIESZĄ.


Zakupione w Karfie ananasowe piwo. Pociecha po całodniowej aktywności wypita pod patronatem UJ. Pogłoski mówią, że jest w tym alkohol. Wyczuć da się jedynie cukier, jednak w cenie 50 gr jest to... miałam napisać, że przyzwoity napitek, ale raczej - w tej cenie MOŻNA popróbować.

Mamy nadzieję, że dotarliście do końca i nie obrazicie się za śmianie się z mangozjebstwa, czy k-popu. To taka mała autoironia starych już i nieco zdziadziałych fanów.
Keczup krzyczy: NIEEEEEEEEEEEEEEEEE! Toż my są młode fany! Siwon Oppa, ratuj!

I na koniec, całkiem gratis, SIWON OPPA!
Siwon: Co?! To jest notka pod MOIM partonatem?! OŻESZ!


6 komentarzy:

  1. Żeby u nas w Polszy było coś takiego... Oj marzenie.
    Obserwuję <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Zazdroszczę, sama chętnie bym się wybrała na takie "zwiedzanie" x3 ~ !

    OdpowiedzUsuń
  3. Super się to czytało/oglądało :D Niby takie długie a i tak mi mało xD mam nadzieje, że kiedyś samej uda mi sie tam (i nie tylko tam) pojechac *-*
    // Siwon Oppa był super grając idiotę w the King of Dramas <3 xD

    OdpowiedzUsuń
  4. To było świetne! Wiecie, z chęcią bym was na żywo poznała ;)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiem, że wygrzebałam staroć, ale co poradzę, że świetnie się czyta waszego bloga! Nadrabiam więc w tył :P

    Posypka z suszonego mięsa na donutach?? To się zdarza?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękujemy za miłe słowa.

      TO NIE TYLE SIĘ ZDARZA, CO TO STANDARD. Również bułki z bitą śmietaną i tym mięsem

      Usuń