środa, 4 lutego 2015

Wielki Budda w Hong Kongu, czyli o lęku wysokości i o tym, jak się tam w ogóle dostać.

Jak już wiecie z naszej poprzedniej notki, musimy regularnie wyjeżdżać do Hongkongu by na obleganej z obu stron granicy dostać magiczne pieczątki, które obwieszczają, że NIE SOM MY JUŻ W ZHONG GUO albo, że już do Chyńskiej Macierzy wrócili. Podczas jednego z takich wesołych visa tripów postanowiłyśmy zobaczyć wreszcie wielkiego Buddę, którym jarają się wszyscy, co do Hongkongu jeżdżą. A było to tak...

Jak dostać się do Wielkiego Buddy?

My wybrałyśmy drogę dla prawdziwych  hardkorów. Podobno jedyną i słuszną.
1. Dojechałyśmy na stację: Tung Chung Station Exit B. Był to prawdziwy koniec świata. Jechało się tam baaardzo długo mijając nawet stacje przesiadkowe do Disneylandu i na lotnisko. Może ze 40 minut, a może godzinę. Niestety teraz nie pamiętamy
2. Wzięłyśmy kolejkę linową: Ngong Ping Cable Car. Bilety na podróż w obie strony kosztowały około 165 HKD (była też opcja z przezroczystą podłogą za bodajże 255 HKD i opcja łączona 1+1 za 230). Przejazd zajmuje około 25 minut i... o tym będzie później
3. Po opuszczeniu kolejki maszeruje się luzaczkiem około 10 minut

Tu zaczyna się opowieść właściwa. Otóż... Katarzyna bardzo, ale to bardzo nie lubi wysokości. Podchodzenie do balkonu na wysokim piętrze przyprawia ją o drżenie nóg, gdy inni ludzie stoją nad urwiskami ona dostaje ataku paniki, a każde wchodzenie na przeróżne wysokie wieże ma ona za idiotyczną stratę pieniędzy.  Niestety Katarzyna jest też człowiekiem zewnątrzsterowalnym i skrajnie nieasertywnym, więc dała się namówić na taką atrakcję. Początkowo nastawiała  się może na trekking i ewentualny powrót kolejką, jednak słaby czas mówił wszystko: BĘDZIESZ WISIEĆ!
Potwornie więc zestresowana, ze szklącymi się oczami i bólem brzucha czekała więc z innymi uczestnikami wycieczki, by zakupić bilety do miejsca swojej kaźni. 

Na szczęście Keczup stał w pogotowiu i obronił mnie stanowczo nie zgadzając się na przezroczystą podłogę. Chciałabym jej w ty miejscu serdecznie podziękować i powiedzieć, że mogę jej nawet kupić Jojo Kaczki jako dar mego serca.

A teraz ENJOY THE VIEW, czyli co trzeba było znieść!


Takim oto niezwykle bezpiecznym i komfortowym urządzeństwem przyszło nam się poruszać nad górami i wodami. 


Jak się kto bawi nie trzeba tłumaczyć.


Po drodze kilka wspaniałych wieżyczek, na których to zaczepiona jest lina. Nie będę dodawać, że pęd i przyspieszenie mają pewien związek z wysokością, czyli też z odległością od takiej oto wieży

  
Woda i góry. Wiatr i woda. Feng Shui. 风水。Czytać coś pomiędzy Fen\Fon Szłej z nosowym N. WIEMY, ŻE TO SZOKUJĄCE, ALE NIE MA CZEGOŚ TAKIEGO JAK FENGSZUJI. 


A spacer byłby taki miły...


Ale nie, my musimy jechać tą wspaniałą kolejką, do której jak już wsiądziesz, to nie możesz powiedzieć: Sorry, jednak nie. To już nawet włażenie na te czerstwe wieże jest lepsze, bo masz większą kontrolę nad tym, co się z Tobą stanie.


Katarzyna bezpośrednio po lądowaniu. I teraz uwaga: Ludzie z lękiem wysokości naprawdę się jej boją. Serio. Nie pomoże im powiedzenie: Ale byłaś dzielna! Równie bezproduktywne jest mówienie: No dalej, spróbuj, przełam swoje lęki! Albo: No i co? Było tak strasznie? Przecież było super.
UWAGA: NIE. NIE BYŁO
Tak jak ludziom z arachnofobią nie pomoże w żaden sposób zjedzenie pieczonej tarantuli w Kambodży, a ludzie bojący się psów nie będą szczęśliwi robiąc wolontariat w schronisku dla psów, tak ludzie bojący się wysokości nie polubią jej, bo byli wysoko I PRZEŻYLI.

Muszę przyznać, że od tego wstrętnego dnia minęło już chyba ze 2 miesiące, a mi dalej jest słabo, gdy oglądam te zdjęcia. Nie czuję ani radości, ani dumy. I nie poczuję. 

DODAM, ŻE MUSIAŁAM TYM WRÓCIĆ.




Po drodze skwerki z restauracjami i herbaciarniami. Jest to podobno jakaś wioseczka. Drogo, drogo, drogo. Na szczęście my miałyśmy prowiant z Chin.


Wielki Budda. Siedzi sobie na takim oto kwiecie lotosu i wchodzi się do niego po 268 stopniach. Bardzo niskich, ale już w połowie Chińczyki mają zadyszkę.




Obok znajduje się klasztor Po Lin. Całkiem miłe miejsce. Z fajną energią.



Można się pomodlić i zostawić mandarynki dla bogów. Bardzo odpowiadająca Katarzynie forma kultu.



W środku miało być podobno 1000 złotych Buddów. Nie liczyłyśmy, ale złoto było.


Budda ów został ukończony w 1993 roku. Nie ma więc posmaczku antyczności.



Ma on 34 metry wysokości i zwraca swą twarz ku kontynentalnym Chinom.



No niby bardzo wysoki, ale z drugiej strony... czy serio aż taki szałowy? Choć objęcie go zdjęciem nie było zbyt łatwe. Na domiar złego podczas gdy Keczup pomagał Chince robić, a jakże, foto, jej telefon spadł i zbił mu się wyświetlacz.

Podsumowując:
- Keczupowi kolejka się podobała. Budda tak soł soł. Mówi, że nie pojechała bym tam specjalnie, ale jak już się jest, to warto obejrzeć
- AP zachwycona i chce jechać jeszcze raz, tym razem z przezroczystą podłogą
- Kaha mówi, że chciałaby wymazać ten dzień z pamięci, że Budda w ogóle nie wart takich cierpień i że noga jej nigdy już tam nie postanie.

Uwagi końcowe:
- Wpis stworzony z perspektywy Katarzyny i na temat bardzo dla niej emocjonalny. Nie mówimy, że odradzamy - Wam może się spodobać! Są i pozytywy z owej sytuacji - K. już NIGDY NIE DA SIĘ NAMÓWIĆ NA WYCZYN i bardzo levelowała w asertywności.  Ma też dla Was przesłanie: NIE USZCZĘŚLIWIAJCIE SWOICH ZNAJOMYCH. WY TEŻ NA PEWNO SIĘ CZEGOŚ BOICIE.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz