Ostatnio odbyłyśmy bardzo żywą dyskusję na temat początków makijażu i pielęgnacji skóry. Jesteśmy te kilka lat starsze niż większość naszych czytelników (tak tak, dobiegamy magicznej trzydziesteczki), dlatego nasze pierwsze eksperymenty odbywały się w całkiem innych warunkach niż teraz. Nie było różnych szałowych kosmetyków, nie było YouTuba, z którego można się było uczyć jak przemalować swoją gębę na całkiem nowego człowieka. A jednak człowiek walczył! Zapraszamy do zapoznania się w tymi wielce oldschoolowymi hitami. Serwujemy Wam wczesne lata 00!
1. Garnier, Czysta skóra żel 3w1
To był żel, którego używała KAŻDA nastolatka. Kiedyś wierzyło się, że każdy młody człowiek ma tylko i wyłącznie cerę tłustą i z trądzikiem. I nie było, że nie! Owym kosmetykiem można było: 1. myć gębę, 2. robić peeling 3. robić maseczkę. Już sam pomysł, że coś nadaje się jednocześnie do mycia i do peelingu wydaje nam się nieco podejrzany. Kosmetyk ten miał bardzo wysokie pH i palił żywym ogniem. Katarzyna hardo szorowała nim twarz, pomimo tego, że kończyło się to schodzącą płatami skórą i chemicznym poparzeniami, ale przecież o młodą skórę trzeba dbać!
Szukając zdjęć (wcześniej opakowanie było całe niebieskie) trafiłyśmy na szokującą rzecz. Też żel jest nadal w sprzedaży! Tak tak! Ma go w ofercie Rossmann! Jesteśmy wielce ciekawe, czy zmienił formułę, czy nadal jest taki... hehe, toporny.
2. Krem Nivea
Tak tak, klasyczny, ciężki krem Nivea to kosmetyk, którego nie mogło zabraknąć w żadnym domu, a owym kremem smarowało się wszystko i pomocny był w walce ze wszystkimi dolegliwościami! Od twarzy, przez poparzenia słoneczne, po smarowanie spierzchniętych ust, a nawet łokci. Na te ostatnie działał chyba najlepiej (co do ust to sprawiał, że były one bielutkie i piękne). I nie było, że jakieś zapychanie porów, czy inne cuda! Olaboga, co za wymysły!
Opcjonalnie pojawiał się jeszcze krem Bambino, który był identycznym kremem, ale podobno dla dzieci oraz krem Nivea Soft, lekki i lepiej się wchłaniający. Keczup twierdzi też, że u niej w domu był mistyczny krem z pastuchem z owcy i był lepszy niż Nivea, ale wydaje się to nadużyciem!
3. Ziaja krem rumiankowy lub ogórkowy + mleczko i tonik
Przyszły wielkie czasy i wielkie zmiany - krem dostosowany do cery! W młodości każda z nas miała wspaniałe trio firmy Ziaja. Katarzyna w wersji rumiankowej (do cery suchej), Keczupas ogórkowej (do tłustej). I oto jest kompletna pielęgnacja - makijaż zmywamy mleczkiem (chyba wiecie,co sądzimy o tym kosmetyku, a jeśli nie to wyjaśniamy tutaj), później przecieramy ryjek tonikiem, a na koniec krem. I można się śmiać lub nie, ale był to serio wielki krok w kierunku kosmetycznej samoświadomości.
Te serie wciąż są dostepne na rynku! Formuły zostały podobno zmienione, ale nie wiemy, czy ulepszone, bo nie używamy Ziai od dobrych kilku lat. Może czynimy źle?
4. Puder w kremie
To dopiero był szemrany produkt... Koszt około 5 zł, a więc atrakcyjny! Kolory zaczynające się od jasnej ochry i mogące zrobić zmarszczki nawet na twarzy czternastolatki, bo tyle lat miała właśnie Kaha, gdy w ramach buntu zapragnęła się malować. Na jej skórze dawało to piękny efekt popękanej cegły. I to pod względem koloru, jak i faktury, ale co tam. W końcu miała swój wymarzony makijaż rodem z "Dynastii".
Podejrzany ów specyfik kupowało się w równie podejrzanych drogeriach bez nazw (kto słyszał wtedy o Rossmannie?), w których sprzedawało się również niebieskie cienie i szminki w odcieniu perłowym. Keczup zakupiła ów prokukt raz, by wymalować nim... papierową maskę na szkolny festiwal. I to tego nadał się świetnie!
5. Koloryzujący krem Nivea
Był to piękny zamiennik podkładu dla nastolatek. Wiadomo, podkład lub wspomniany już fluid w kremie ciężki, kolory za ciemne, a i na młodzieńczy trądzik nie za dobrze działa. Na szczęście marka Nivea postanowiła dogodzić młodym cerom i wyprodukowała wspaniały krem koloryzujący, lekki i piękny. Dostępny był w dwóch kolorach - jasnym i ciemnym. Obie posiadałyśmy jasny i... hmmm, na naszych facjatach prezentował się jak soczysta pomarańcza. Zapytacie, jak wyglądał ciemny? Strach myśleć, ale pewnie i na opaleniznę po wczasach w Złotych Piaskach byłby za ciemny! Oprócz tego nakładało się to strasznie, ścierało się praktycznie od razu, no i ta pomarańcza. Świeżo i sexi!
6. Puder Rimmel
Klasyka, która istnieje po dziś dzień! Matujący puder z Rimmela, którego cena opiewała na około 15 zł i żadna nastolatka nie rozstawała się z nim nawet na moment. Warto tu zauważyć, że nieważne od rodzaju cery, zawsze używało się produktów matujących! Wiadomo, w wieku nastoletnim to i pryszcze wyłażą i gębą się świeci i ogółem liczne dramaty. Puder ten nakładało się obficie dołączoną gąbeczką, a kolor transparentny pasował na każdego, no przecież!
7. Kuleczki Avon
To już rzecz, która przekraczała skromny budżet nastolatek! Na szczęście każda modna i szykowna mama chowała ten przedmiot pożądania w szafce w łazience, więc można było czasem podebrać i dodać sobie blasku (przy pomocy kuleczek rozświetlających) lub leciutkiej opalenizny (tu przydawały się brązujące). Kulki oczywiście rozsypywały się jak durne, właziły w pędzel i wyjść nie chciały, a za każdą rozwaloną kuleczkę była awantura, bo HOLA to nie są tanie rzeczy!
8. Błyszczyk w kulce
Każda licząca się w szkole dziewczyna musiała to mieć! Błyszczyk bez żadnego koloru, za to o toksycznych zapachach i kolorach rodem z hardego odlotu po LSD. Występowały w kilku wariantach kolorystyczno - smakowych (winogrono, pomarańcza, truskawka, zielone jabłuszko i parę innych) i tu pojawiała się ważna sprawa. W klasie każda dziewczyna miała swój i żeby nikt się nie ośmielił kupić taki sam, bo śmierć! Błyszczyk oczywiście lepił się prawie jak wikol i błyszczał się do pół godziny, ale to był prawdziwy szał i dorosłość. Dostępny w osiedlowych drogeriach no name za około 3 zł.
Odkryłyśmy, że tego typu błyszczyki nadal produkuje Golden Rose! Kto wie, może się skusimy. Powrót do młodości zawsze na plus (no, oprócz przeklętej szkoły).
9. Pachnący dezodorant
Niegdyś nie było tak bogatej gamy dziecięco - młodzieżowych perfum dostępnych w Rossmannie za 10 zł (nie było nawet Rossmanna!), ale wiadomo, młodzież chciała ładnie pachnieć, by swym zapachem porazić wszystkich w podstawówce oraz przyciągnąć płeć przeciwną. Była na to rada, a zwała się dezodorant! Po pierwsze, nikt normalny nie używał owego dezodorantu pod pachę, a fuj! Należało spryskać się nim obficie jak co najmniej Chanel namber fajf. Po drugie, zapachy były okrutne, a wybór bardzo szeroki, od świeżej cytrynki aż po słodką woń czekolady lub migdałów. W produkcji tego typu dezodorantów (tylko w spreju!) przodowała marka Coty oraz Impulse, a kiedy po jakimś czasie pojawiły się edycje specjalne sygnowane przez gwiazdy... To był dopiero szał!
Dezodorant ze Spice Girls? Kto miał, ten rządził!
A ostatni punkt, okrągłą dziesiątkę, pozostawiamy Wam, nasi Drodzy Czytelnicy! Podzielcie się z nami swoim ulubionym kosmetykiem z młodości! A może nadal używacie któregoś z przedstawionych tu skarbów? Czekamy na opowieści!
Uwielbiam Wasz humor ;D
OdpowiedzUsuńOlabga! Tu się okazuje, że a sporo tych antyków znam. Punkt numer jeden niezawodny krem nivea od mojej prababci, po babcię aż do mamy i do mnie ;D Jakkolwiek ja z mamą byłyśmy ostatnie, uznając, że krem jest idealny, ale tylko na spierzchnięte usta. Nie znosiłam tego lepkiego ryjka po nałożeniu kremu. Kuleczki z Avonu ! To był "luksus" pożyczane od mamy na specjalne okazje i krzyk, bo beznadziejne te kulki ciągle wypadają ;D
Za moich czasów hitem kosmetycznym były zdecydowanie był Garnier 3w1 ;D
Tak, obsługa tych kuleczek to był wyższy poziom! Zawsze się rozwalały, uciekały, nie chciały wyleźć z pędzla i mama krzyczała :(. Garnier hit numer jeden, wiadomo!
UsuńŁeeee nie miałam dezodorantu ze Spice Girls:( Wpadam w depresję! Tylko z młodości stracić, która jest tylko jedna:( Buuu
OdpowiedzUsuńHa, ja dostałam pod choinkę i był taki szpan, że szok! Przekazuję wyrazy współczucia... // Keczup
UsuńOj tak pamietam te kosmetyki choc ja jestem kilka lat starsza od Was i mialam jeszcze inne wynalazki to te rowniez znajdowaly sie wmojej kosmetyczce :D
OdpowiedzUsuńStay Matte używam do teraz <3 i wiele rzeczy używałam wcześniej :D
OdpowiedzUsuńMój blog
Znam znam ;-) dodałbym jeszcze kredki do oczu podejrzanych marek z podejrzanych drogerii, odżywkę do rzęs i perfumy w bordowym ciężkim prostopadłościanie o ciężkim orientalnym zapachu z chińskimi znaczkami na opakowaniu :-)
OdpowiedzUsuńNie pamiętamy tych perfum, a musiał być hit! Oj tak, te piękne kosmetyki no name z osiedlowych drogerii, tam się cuda sprzedawało! :D
UsuńTe perfumy to Kobako, nadal do kupienia :)
UsuńOjej, aż ogarnęła mnie nostalgia xD Miałam większość tych kosmetyków i prawie wszystkie okazały się totalnymi niewypałami i bublami jakich mało. Ten żel z Garniera zrobił tragedię z moją cerą - była tak sucha, że aż skóra schodziła mi płatami i dziewczyny w szkole pytały się co się dzieje z moją twarzą...lekki podkład nawilżający z Nivea, nie dość że był rzeczywiście pomarańczowy to na dodatek pogorszył mój ówczesny trądzik z którym się wtedy zmagałam -.- Po takich nieudanych próbach, na długo odrzuciłam kosmetyki w kąt, aż nie trafiłam na te azjatyckie i wtedy zaczęłam eksperymenty na nowo, ale już nie tak tragiczne w skutkach hahaha :P
OdpowiedzUsuńSakurakotoo ❀ ❀ ❀
Pani, toż to mi jeszcze dwudziestka dobrze nie przybiła, a znam prawie wszystkie wyżej wymienione hity! Normalnie jakbym sama tę liste układała <3 Posiadałam numer jeden i hardo go używałam, kiedy stawiałam pierwsze kroki w pielęgnacji twarzy. Mi bardzo pomógł z tłustą i trądzikową cerą, nigdy mi skóra nie schodziła. Moja szykowna mamusia posiadała z kolei, a jakże, drogocenne kuleczki z AVONU. Błyszczyków takich miałam garście, gdyż albowiem zbierałam rozmaite gazetki młodzieżowe, gdzie takie cudo było częstym dodatkiem. Numer 5 to mój "pierwszy podkład" i mam te same wrażenia co wy </3 Jeśli chodzi o mój numer dziesięć to chyba byłaby linia Clear & Clean, a konkretniej tonik i pianka. Nie widziałam tego nigdzie od baaardzo dawna. Nie pamiętam czy w ogóle jakoś działało...
OdpowiedzUsuńPiękna sprawa, że te cudowne kosmetyki okazały się ponadczasowe! Po Garnierze schodziła raczej właścicielkom suchej skóry, bo mi (Keczupowi) aż takich dramatów nie robiła, choć nie powiem, gębą po tym była sucha jak pieprz i dawało alkoholem. Ach, gazetki młodzieżowe! Tam się zawsze trafiały co lepsze hiciory :).
UsuńJa pamiętam takie hity jak: "Pachnij krzykiem z wykrzyknikiem", perfumy "drogich" firm jak Avon koniecznie Far Away i dezodorant pret a porter czy perfumy Vanilla Fields, których zapach pozostanie w mej pamięci na długo. A i "kultowy" krem AA półtłusty ;) Tak na szybko więcej nie pamiętam, ale nazbierałoby się ;)
OdpowiedzUsuńO matko, tak! Ten wykrzyknik i pret a porter, pamiętam! Choć perfumy to już była wyższa szkoła jazdy i to dopiero w gimnazjum się miało :).
UsuńZa moich czasów nie było Gimnazjum :)
UsuńDezodorant królował, błyszczyk był mega no i krem nivea, istny szał. Uśmiałam się jak zawsze dziewczyny. Uwielbiam Was:):):
OdpowiedzUsuńVanilla fields byly cudowne! :D
OdpowiedzUsuńPamietam ten wynalazek. 3W1 od garniera...Skórę miałam po nim mega suchą i zapach jak dla mnie nie był zbyt przyjemny
OdpowiedzUsuńPamiętam ten krem bb z Nivea! Na szczęście moja mama uznała, że już lepiej żebym straszyła ludzi czerwonymi diodami i wyrzuciła swojej nastoletniej córce ten cudowny upiększacz.
OdpowiedzUsuńA dzięki niemu mogły się stać nie czerwone, a pomarańczowe!
Usuńkoloryzujący krem Nivea young - do dziś pamiętam jego piękny zapach, tak samo jak deo od spice girls ;p
OdpowiedzUsuńDobra, nie znam tylko tego cudownego podkładu rodem z dynastii w odcieniach jasnej ochry xD Resztę miałam i nawet zdarzało mi się używać :P
OdpowiedzUsuńPIANKA DO DEPILACJI ZNANEJ MARKI DO DEPILACJI.
OdpowiedzUsuńw 2002 roku to bylo absolutne novum w swiezo otwartym Rossmannie.
A ze bylam wowczas na etapie wypatrywania pierwszych wloskow do depilacji, i innych oznak dojrzewania, nie mogłam, po prostu nie moglam tego cuda nie kupic! Pianka ktora sie naklada i po chwili wloski same schodza i wystarczy tylko splukac... To przeciez duzo delikatniejsze niz ordynarne maszynki... Prawda?
Ta, jasne. Dostalam spektakularnego uczulenia. I chociaz palilo zywym ogniem, to hardo stalam w wannie ze lzami w oczach, przez tyle minut ile podali na opakowaniu. Dodam ze wloski mialam wtedy tak mizerne ze po wszystkim trudno bylo mi dojrzec przez czerwona skore czy to w ogole cos dalo_^_ wiec dla pewnosci niedlugo pozniej przeprowadzilam cala piekielna operacje jeszcze raz. ^^
Że uczulenie? W bravo girl taki termin nigdy nie padł, internet nie istniał, matka ucinala temat kosmetykow stwierdzeniem żem za młoda - to skąd miała młoda wiedzieć że takie coś jak uczulenie wgl istnieje? :D przysięgam że na opakowaniu tego novum nie pisneli ani słowem o jakichs próbach uczuleniowych! Bylam odpowiedzialnym dzieckiem i czytalam takie rzeczy od deski do deski. Pierwsze ostrzezenia o probach uczuleniowych pamietam z farb do wlosow hojnie nakladanych w gimbazjum... Ale to juz inna historia:)
Pianka do instant depilacji na zawsze pozostanie w mej pamieci jako hardcorowy kosmetyk z młodości. Moze też dlatego że nigdy później jej już nie kupilam:D
super post :) eh błyszczyk w kulce to chyba mój najpierwszejszy kosmetyk... :) A ode mnie starsze nie jesteście Dziewczęta, mi już bliżej do magicznej 40teczki niż 30 :)
OdpowiedzUsuńHaha znów się pośmiałam! Pamiętam te klejące błyszczyki w kulce, też miałam! I dezodorant Spice Girl - tak jak piszecie - jakie pachy?? Toż to perfum był najwyższych lotów :D
OdpowiedzUsuńLepszy niż szanel namber fajf, bo można było pachnieć jak spajsetki! :D
UsuńTak! Pamiętam te czasy! Miałam to szczęście i zasięgałam informacji z młodzieżowych gazet moich starszych kuzynek :D Pamiętam błyszczyk w kulce, dezodorant Spice Girls, Ziaje (u mnie akurat była to wersja nagietkowa), produkty Clear&Clean i under20 z Erisu (mieli taką pomaranczowoa szatę graficzną) :D
OdpowiedzUsuńW moim przypadku młodość, o której Wy piszecie, przypada na teraz i powiem Wam, że kosmetyki których nigdy nie zapomnę to te pożal się Boże tanie kremy bb na alkoholu i pomady do brwi :') Kremy nic nie dają nic, tylko wysuszają. A skład mają kosmiczny. Do pomad nic nie mam. Bardziej do osób, które nie potrafią ich używać i wybierają za ciemne kolory . Co do tych kosmetyków które opisałyście- dziecięciem będąc podkradałam mojej cioci kuleczki Avon i rozgniatałam je w paluszkach bo ładnie się błyszczało. Buahahahaha! Byłam bardzo złym dzieckiem.
OdpowiedzUsuńNieeeeeeee, bezcenne kuleczki! Niektórzy miewają teraz przerażające brwi, to prawda. Za naszych czasów modne było wyskubywanie i posiadanie cieniutkich brwi, też były piękne :).
UsuńJa ciut młodsza, a załapałam się też na błyszczyki i pomadki ochronne za 3,50 marki Editt, miałam cytrynową wersję :D mój pierwszy poważny błyszczyk z prawdziwej drogerii (drogeria nazywała się Aster) był z Wibo, w plastikowej tubce, pachniał gumą do żucia i był turboróżowy, ale to już była wyższa półka, kosztował 4,99 :( Potem kolekcja rozrosła się do trzech egzemplarzy
OdpowiedzUsuńTurboróżowy błyszczyk pachnący gumą do żucia brzmi jak super szałowy produkt!
UsuńOoo znam prawie wszystkie pozycje z listy! Od siebie dorzucę tonik alkoholowy. Jak piecze to działa, nie? :D
OdpowiedzUsuńCzy mogę prosić o polecenie pianki do mycia twarzy? Najlepiej azjatycka, bo lepszych czyścików nie znam. Proszę, niech ktoś mi pomoże uratować moje prawie idealne czółko :/ cera wrażliwa, naczynkowa.
Błyszczyk w kulce i krem Nivea to był chyba niezbędnik każdej nastolatki :)
OdpowiedzUsuńunder20 i clean&clear :D
OdpowiedzUsuńKrem z pastuchem to po prostu maść cynkowa na odparzenia i pryszcze. Nadal dostępny w sprzedaży. DCz
OdpowiedzUsuńJak cynkowa? To skąd wziął się pastuch?!
UsuńBłyszczyk w kulce <3
OdpowiedzUsuń