Do Chin pojechałyśmy w ambitnym celu. Chciałyśmy poznać kraj (który jawił nam się jako wybitnie interesujący), poznać Chińczyków, a przede wszystkim, poznać tajemniczy chiński język. Skakałyśmy z radości, kiedy przyznano nam wspaniałe stypendia na chińskich uczelniach w naszym ulubionym mieście Głandzo. Pełne najlepszych chęci i nadziei szłyśmy do szkoły, by uczyć się pilnie języka, poznawać kulturę i zwyczaje. Niekiedy wiedza ta okazywała się nazbyt szokująca. Nie tylko dla nas i innych europejskich dzieci w klasie. Dla wszystkich! No, z wyjątkiem naszych chińskich nauczycieli oczywiście. Żeby nie było, że oszukujemy, chadzałyśmy na dwie różne uczelnie, a każdej z nas zaserwowano identyczne rewelacje! Co to za nowiny? Już mówimy!
Oto 5 dziwacznych zachowań, których nauczyła nas chińska szkoła!
1. Tłum może być pozytywny
http://www.businessinsider.com/china-crazy-crowded-2015-10/#people-crowd-on-a-beach-in-dalian-liaoning-province-to-escape-the-summer-heat-14
W czytance pojawiło się tajemnicze słowo renao(热闹) słówko nowe, którego nikt nie znał. Chińscy nauczyciele nie za bardzo władali językami obcymi i wszystko tłumaczone było po chińsku (nieraz dość pokrętnie).
- No wiecie, to jest tak, jak jest dużo ludzi na raz w jednym miejscu… - zaczyna pani. - Znacie takie miejsca?
Oczywiście, każdy w klasie niestety miał pecha poznać już miejsca, gdzie przebywa się jak sardyna w puszce ściśnięta pośród setek Chińczyków.
- Metro! Autobus! Centrum handlowe! Kolejka na dworcu! - przekrzykują się wszyscy.
- Nie! - protestuje pani. - To chodzi o taki pozytywny tłum!
Wtem wszyscy zbaranieli i nie potrafili podać ani jednego przykładu. Jak dobry tłum? Bycie sardyną pośród Chińczyków to dobry tłum?!
Tak tak! Pani tłumaczy dalej, że tu chodzi o taką radość z bycia razem, o taki wesoły gwar, kiedy wszyscy naraz wychodzą na ulicę i tłoczą się, ciesząc się z bliskości innych towarzyszy i obywateli. O wspólne lepienie pierogów setką ludzi w jednym pokoju, o okrzyki, o śmiechy, o radość! Okej, dalej nikt nie rozumiał. Czy to znaczy, że za każdym razem, gdy odbywa się mecz piłki nożnej w wykonaniu tygrysów z Głandzo wszyscy tłoczą się tak z dobrej woli?! I łażenie po tych strasznych centrach handlowych, gdzie nie da się przecisnąć, a sprzedawczynie klaszczą, krzyczą i walą specjalną plastikową łapą do wydawania hałasu TO JEST DOBRE?! O nie, słowo to niechaj odejdzie w zapomnienie na wieki!
Za każdym razem po weekendzie pani nauczycielka pytała wszystkich, co porabiali w wolne dni. Kujońska część klasy (czyli wszyscy Azjaci) zawsze twierdziła, że siedziała w akademiku i uczyła się chińskiego. Reszta różnie, a to byli gdzieś na wycieczce, a to zwiedzali miasto czy szli do karaoke. Często jednak ktoś nie potrafił odpowiedzieć na to podchwytliwe pytanie (bo na przykład zachlał ryj, a potem leżał i leczył kaca po bajdzioł).
- Yyyyyy…. - odpowiadał wtedy elokwentnie.
- Guang guang? - podpowiadała pani.
Nie pozostawało nic innego, jak tylko się zgodzić. Czym jednak jest to tajemnicze guang guang? W którejś z czytanek guang oznaczało spacerować… A podwójne? Sprawa wyjaśniła się szybko. Otóż słowo to tajemnicze oznacza ŁAŻENIE. Tak, zwyczajne łażenie bez celu. Ulubione zajęcie Chińczyków. Czasami przerywane na krótką przerwę, by usiąść na ławeczce gdzieś w centrum handlowym i porobić na komórze. Zawsze zastanawiało nas, dlaczego Chińczykom nigdy nigdzie się nie spieszy. Przecież mając tak ślimacze tempo muszą wychodzić z domu do pracy jakieś półtorej godziny wcześniej albo i lepiej. Przerwę lunchową (często 3, 4 godziny) spędzają snując się to tu, to tam ewentualnie śpiąc w McDonaldzie. Po pracy nie wracają do domu, tylko snują się dalej, najczęściej w centrum handlowym. A to coś zjedzą, a to coś kupią, a po połażą i pograją na komórce. A najgorsze z tego wszystkiego jest to, że robi to każden jeden Chińczyk! Łażą tym żółwim tempem, paraliżując ruch uliczny, a człowiek wlecze się noga za nogą, przeklinając w duchu (a w skrajnych przypadkach i głośno wyraża swoje emocje). KOSZMAR. Tymczasem okazuje się, że mają na to dziwne zachowanie osobne słowo i to wspaniały sposób spędzania wolnego czasu! SZOK! Warto dodać, że guang guang nie jest jedynie domeną młodych ludzi. Dotyczy też po prostu łażenia po dzielni, któremu namiętnie oddają się chińscy staruszkowie. Taki patrol dzielni!
Zawsze warto też wyprowadzić na spacer swoją kapustę pekińską!
http://www.theworldofchinese.com/2014/05/chinese-youth-keep-cabbages-as-pets-to-fight-depression-apparently/cabbage2/
Lekcja o chorobach, chyba hitowa w każdym języku świata (mam kaszel i nasmark z rosyjskiego każdy pamięta!). Biedny Bide (znaczy Peter, ulubiony bohater Keczupasa z chińskiej książeczki) źle się poczuł, więc poszedł do lekarza. Boli go głowa, kaszle i chyba ma gorączkę. Lekarz wyciąga termometr i mierzy temperaturę.
- 37.3 stopnia! - krzyczy rozradowany. - Jesteś zdrowy, tylko zbyt dużo się uczyłeś i powinieneś odpocząć.
W tym momencie grupa uczniów z Europy zszokowanym i jednocześnie pytającym wzrokiem patrzy po sobie. Pan nauczyciel radośnie objaśnia, że 37.3 stopnie to temperatura ciała człowieka (czytaj Chińczyka) i że, hahaha, Bide taki śmieszek i kawalarz, idzie do lekarza, a przecież jest zdrowy.
- Pssst, a czy człowiek nie powinien mieć 36.6? - Keczup cichutko pyta ziomalkę z Rosji.
- Jakby tak…
Wierzcie lub nie, ale wszyscy byli tak głęboko poruszeni, że nawet nikt nie zaprotestował i nie zapytał pana, o co chodzi! Za to na przerwie pytaliśmy się nawzajem o tą nieszczęsną temperaturę, żeby upewnić się, że wszystko dobrze z naszymi głowami.
U Katarzyny w klasie dzieci okazały się być bardziej odważne. Ba! Ona sama zakrzyknęła: Jak to? Przecież 36,6 to temperatura człowieka!
Wtem pan od speakingu popatrzał z politowaniem, dzieci z Azji (a trzeba było przyznać, że w drugim semestrze było już bardzo mało Europejczyków, a jeszcze mniej do szkoły chodziło) popatrzały z pogardą i widać było, co myślą: tam w tej Jewropie, to jakieś niedouczone. Toż każdy przedszkolak wie, jaką temperaturę ma człowiek.
4. Masz gorączkę? Pijesz za mało wody!
http://foodnewsinternational.com/2016/02/12/asia-pacific-chinese-bottled-water-brand-installs-second-sidel-line/
Pozostajemy w arcyciekawych klimatach medycznych. To temat w Chinach wielce ważny, takoż i książka do chińskiego wypełniona była kilkoma rozdziałami w tym temacie. Tym razem Dziefu (znaczy Jeff) uskarżał się na różniste bóle, więc poszedł do nauczyciela zwolnić się z zajęć. U lekarza okazało się, że jego dolegliwości nie są aż tak poważne, by kłaść go do szpitala, więc usłyszał:
- Pijesz zdecydowanie za mało wody! To niezdrowo!
Tak, woda to recepta na wszelkie zło. Zatrułaś się w podłej budzie i rzygasz do śmietnika w szkole? Olaboga, pij więcej wody! Masz okres i skręcasz się z bólu? Na pewno piłaś za mało wody! Spadłaś ze schodów i potłukłaś sobie kość ogonową? Napij się wody, w mig przejdzie! W przypadkach chorób poważnych (typu lumbago lub zapalenie płuc) zwykłą wodę zamieniamy na wrzątek i możemy być pewni, że niebawem ozdrowiejemy! Moc wody jest w Chinach potężna. Ba, w każdej sali lekcyjnej i na korytarzach stały ogromne baniaki w wodą (wrzątek też można było sobie nalać) i nauczyciele wręcz KAZALI, by w trakcie lekcji ciągle popijać wodę. Oczywiście każdy na ławce wystawione miał książki, zeszyt i butelkę lub termosik na wodę.
Aliexpress
5. Kto płaci? Ty płacisz!
http://clinic24.pixnet.net/blog/post/48307142-%7B太有意思啦%7D-愛情技巧----aa-制-%3F-女人約會該
Czas na temat jedzeniowy! Kolejna czytanka, kolejne zaskoczenie. Tym razem Bide, Jiefu, Mari i jeszcze kilku zagranicznych studentów udało się do chińskiej jadłodajni celem zjedzenia zdrowego posiłku. Po spożyciu postanowili, że będzie AA zhi (czytaj ej ej dży)! CO TO?! Nowe słowo! Pani wyjaśniła bardzo pokrętnie, że chodzi o to, że każdy płaci za siebie i że to studenty zagraniczne i dlatego tak dziwnie się zachowują. Jak dziwnie? A to nie zwykle każdy płaci za siebie, nieco się wszyscy zdziwiliśmy.
- Nie! AA zhi to zło! To są obce, zachodnie zwyczaje! - obruszyła się pani.
- To kto płaci w Chinach?!
Otóż... zazwyczaj płaci ten, kto zaprasza. Tak tak, zapraszasz dziesięciu ziomków Chińczyków, każdy zamawia milion dań (jak to Chińczyk), a za wszystko płacisz TY! Żegnajcie setki, jeśli nie tysiące juaników. Oczywiście w dobrym tonie jest, by kolejnym razem zaprosił ktoś inny i tak dalej i tak dalej. Nawet jeśli się zrzucacie na posiłek to nie tak, że każdy po prostu płaci za siebie, o nie. Na wszystko składacie się po równo. Nieważne, że w całym menu jedyną jadalną rzeczą wydaje Ci się smażony bakłażan i herbata. Cały wieczór patrzysz, jak obsługa znosi dziesiątki potraw, stół się ugina, Twoi towarzysze zajadają płonącego świniaka i grill pełen morskich stworów, które pierwszy raz widzisz na oczy. A potem... płacicie po równo! Cóż za radość! Zazwyczaj byłyśmy zapraszane na wspólne jadło przez znajome z pracy czy nasze agentki i ZAWSZE upierały się, że za wszystko zapłacą. Oczywiście nie godziłyśmy się (zarabiałyśmy od nich kilkakrotnie więcej, a zresztą co to za pomysły) i wręcz wykłócałyśmy się, że płacimy po równo. Często potem ich duma była tak urażona, że kupowały w 7/11 jakąś słodką bułeczkę czy napój i nam podrzucały... (bo zapłacą wtedy o bułeczkę więcej, taki spryt!). Oczywiście w relacjach damsko - męskich ZAWSZE płaci mężczyzna. Katarzyna straszliwie obraziła kiedyś Chińczyka i spowodowała utratę jego twarzy, gdy na randku zapłaciła za siebie! Miała zresztą opisać tą wielce zabawną historię, a zawsze odwleka, WSTYD!
To już wszystkie dzisiejsze rewelacje. Jak Wam się podobają chińskie prawdy o świecie? A może chcielibyście poczytać więcej o naszej chińskiej szkole? Dajcie znać! Joł!
Chińczycy jak moja matka, 37? Będziesz żyła :D
OdpowiedzUsuń:)))
UsuńFascynująca wiedza medyczna. Teraz mi to nie będzie dawało spokoju skąd to się wzięło.
OdpowiedzUsuńJa to bym bardzo chciała poczytać o randku! Proszę juz nei odwlekać!
Z tym ostatnim to nie jest zwyczaj tylko chiński. We Włoszech dość popularne jest płacenie "alla romana", czyli właśnie dzielenie rachunku na równe części.
OdpowiedzUsuńWszystko byłoby spoko, gdyby każdy wybrał sobie coś o mniej więcej podobnej cenie, a nie "teraz nie ja płacę to biorę całego świniaka!" :P
Usuńhaha Chińczycy zawsze wywołują zdezorientowanie na mojej twarzy i chyba nigdy ich nie zrozumiem ;D
OdpowiedzUsuńBardzo interesujący wpis ! ;)
Temperatura mnie nie zaskoczyła, w UK musiałam już zrewidować wiedzę na ten temat, mianowicie wszystko zależy od miejsca pomiaru. Pod pachą jest to faktycznie około 36,6, ale w ustach lub uchu (w szpitalu w UK mierzy się w uchu zazwyczaj) będzie raczej około 37. Ogólnie za "zdrowy" uchodzi zakres 36,1-37,2, aczkolwiek nikt nie traktuje tego jak gorączki, dopóki nie będzie conajmniej 38. W przypadku 37,5 każą po prostu zdjąć coś z siebie. Chyba, że pacjent jest roznegliżowany a na oddziale zdecydowanie chłodno, wtedy jednak można wezwać doktorka na oględziny.
OdpowiedzUsuńRandkowe historie będą hiciorem!
To są szokujące wiadomości! Czy to znaczy, że Polska jest krajem hipochondryków?!
UsuńNo z tą wodą to akurat fajnie mają. W mojej szkole to jak chce się na lekcji napić, to zwykle nauczycielka nie pozwala...
OdpowiedzUsuńToż to łamanie praw człowieka i obywatela!
UsuńPozytywny tłum? Ejże, w Europie też mamy takie! Tylko słowa w języku polskim nie kojarzę, to po naszemu ew. tłum rozentuzjazmowany. Dziś myśl o tłumie budzi we mnie tylko niechęć, ale pamiętam z czasów nastoletnich pozytywne uczucie uczestnictwa w wielkiej wspólnocie przy okazji dużych spędów religijnych oraz koncertów. Generalnie w mej pamięci wiąże się to z tłumnym śpiewaniem ;) najlepiej wzniosłym, raczej po zmroku oraz przy jakichś efektach świetlnych (procesyjne lampiony, oświetlona scena/ołtarz, światełka zapalniczek). Bez śpiewów kryterium spełnia wieczór Wszystkich Świętych na cmentarzu - są znicze i tłumy (raczej zadowolone!).
OdpowiedzUsuńI tak sobie kombinuję, że jeśli w Chinach ta potrzeba odczuwania wspólnoty jest silniejsza, to może z niej w jakiś sposób wynika punkt piąty? Ten z kolei kojarzy mi się z polskim "zastaw się a postaw się", bo w końcu i my jesteśmy dla niektórych Wschodem, nie?
W sumie trochę tak! U Chińczyków wynika to z tego, że Azjaci mają silne poczucie wspólnoty i u nich liczy się dobro grupy, nie jednostki. Jak taki Chińczyk miałby zatem samotnie spędzać czas? Smutno! Wzniosłe śpiewy też są bardzo lubiane w Chinach, choć raczej w celach rozrywkowych niż religijnych :).
UsuńStraszne obyczaje! Dobrze, że już powróciłyście z tego dziwnego kraju. Oczywiście z niecierpliwością czekam na opis chińskiej randki Katarzyny, chyba że jest to jakaś nieprzepracowana trauma. DCz
OdpowiedzUsuńJa też chętnie poczytam o randku :-) i nie tylko. Wszystko, co piszecie jest bardzo ciekawe. Trafiłam na Waszego bloga niedawno i... przepadłam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Magda
Czekam na wpis o randce :D
OdpowiedzUsuńRandku randku, sama jestem ciekawa jak chińscy gentelmeni podchodzą do tego tematu.
OdpowiedzUsuńBardzo interesujący wpis!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Olga♥
Zapytalam dzis Wietnamczykow jaka oni maja temperature.
OdpowiedzUsuńDwojka zgodnie odpowiedziala - 37.5. I mowia ze faktycznie taka maja!Korcilo mnie poprosic ich by zmierzyli:D Nie mogli uwierzyc w 36.6
Z przerażeniem stwierdzamy, że Wietnamczycy i Chińczycy dzielą chyba wszystkie dziwactwa!
UsuńJesli chodzi o wode to moze pewna uwaga. Oni nie mowia ze woda leczy. Ten nacisk na picie wody jest jednak bardzo wazny w czasie chorob. Nie wiem czemu w Polsce sie o tym nie mowi. Tu nie chodzi o to ze woda uleczy np. zatrucie pokarmowe. Organizm sam w sobie skutecznie sie odtruje ale pijac wode zapobiegasz odwodnieniu. To samo w przeziembieniu. Oczywiscie mozna stosowac jakies leki (chociaz w wiekszosci one tylko lagodza objawy) tak naprawde to samego organizmu procesy pokonuja chorobe. Picie wody (lub innych napojow) jest bardzo istotne bo pomaga usuwanie toksyn i produktow ubocznych rekonewelascenji.
OdpowiedzUsuńA poza tym bardzo podoba mi sie wasz blog. Jestescie urocze i macie fajne poczucie humoru. Pozdrawiam.
Dziękujemy! Wiemy, że picie wody jest ważne w chorobie i na co dzień, ale u Chińczyków przybiera to już formy absurdu! Wierzą, że woda uleczy nawet straszliwe zatrucie od stołowania się w ulicznej budzie :). Choć musimy przyznać, że i nam się czasem zdarzyło napić wrzątku...
UsuńPozdrawiamy!
No wlasnie problem ze oni twierdza ze samo picie wody wystarczy. W zeszlym roku przechodzilam naprawdę potęzne przeziębienie (bo klimatyzacja...). Mialam totalnie zryte gardlo od kaszlu i nie moglam mówić, a Chińczycy nakazli mi siedzieć w domu i pić wodę. Po tygodniu chyba sami się zorientowali ze nic z tego bo dostalam od nich jakies leki, które postawily mnie na nogi w jakies 3 dni...
UsuńMarzę o podróży do Chin. Mój tata był kilka razy i naprawdę mega mu zazdroszczę ;) Te widoki, kultura i azjatyckie kosmetyki....ahh:)
OdpowiedzUsuńUwielbiam wasze wpisy z serii ' chińska szkoła' bo zawsze się na nich uśmieję do łez - aczkolwiek podejrzewam, że wam jako tym które tam były i tego doświadczyły, aż tak do śmiechu nie jest :P Ogólnie, jest to inna kultura i mentalność więc ciężko patrzeć na nią wyłącznie z naszej perspektywy xD U nas w szkołach też dobrze nie jest i dzieciaki zamiast szwendać się po mieście siedzą na 'ajfonach' i grają w nie do upadłego. A jak każe się im przeczytać jakąś książkę to robią wielkie oczy i te, co bardziej ambitne pytają czy jest w wersji audio hahahaha xD
OdpowiedzUsuńSakurakotoo ❀ ❀ ❀