Bywały w naszym życiu takie czasy, gdy odbywałyśmy bardzo dużo lotów. A to z Polski do Chin i z powrotem, a to z Chin do licznych krajów azjatyckich, zdarzył się nawet lot krajowy po Chinach (trwał pół godziny, a w cenie był posiłek!). Oczywiście w trakcie tych wszystkich podróży zdarzały się liczne przeciwności losu, a największa zawsze dotyczyła przekroczenia limitu bagażu. No jak to, w 20 kilogramach zmieścić cały swój dobytek, lecąc na studia do Chin? Stos lolyckich sukienek na targi do Londynu w małej walizeczce?! NIE DA SIĘ. Szykujcie się na wesołe przygody lotniskowe i sprytne triki, jak ukryć nadbagaż! PS. Notkę tą dedykujemy wszystkim Januszom i Grażynom podróżowania takim jak my :D.
1. Zgroza w Japonii
Do Japonii pojechałyśmy w bardzo konkretnym celu, bawić się i kupować (zwiedzanie oczywiście także było, a jak). W tym celu niemal codziennie balowałyśmy a to na Harajuku, a to w Shinjuku, a nasz malutki pokoik hotelowy szybko został niemal całkowicie zawalony sukienkami, torebkami, gotyckimi trykotami i innymi dobrami z japońskich lumpeksów. Już w połowie wyjazdu na myśl o spakowaniu tego ciarki przebiegały nam po plecach (a walizkę wzięłyśmy jedną na dwie, bo drogo).
- Toż to się nie zmieści do naszej walizki! - lamentowała Katarzyna. - Trzeba było brać dwie albo dokupić bagażu.
Dobra, dokupujemy! A tu nagle linie lotnicze rzekły, za mało czasu i już nie można. Hańba! W takim razie kierujemy swe kroki do miłej pani z obsługi hostelu.
- Pani, bo my tu mamy taki problem... Może by Pani mogła zadzwonić do obsługi i nam zamówić bagaż? - zapytałyśmy najuprzejmiej jak się dało.
- Ależ oczywiście! Z miłą chęcią!
Niestety dodzwonić się nie szło za nic. KONIEC! Wyliczyłyśmy, że mamy około 20 kilogramów nadbagażu, których nie ma, gdzie schować.
- Może wysłać pocztą? - zasugerowała Katarzyna. - Do Chin to chyba nie aż tak drogo...
- NIGDY! - zaprotestowała Keczup. - MAM PLAN.
Oto jedynie drobna część naszych zakupów w japońskich lumpeksach.
Głównym założeniem tego planu była rumunka, czyli piękna torba z ceraty, w jakiej niegdyś trzymało się towar na bazarze. Wyczytałyśmy na stronie linii lotniczych, że oprócz bagażu głównego i podręcznego, można mieć także torebkę damską. Dawaj, waliza na główny, rumunka na podręczny, a i do torebki damskiej 10 kilo się zmieści. Niestety... okazało się, że w Japonii nie ma rumunek!
- ZDRADA! Toż w Chinach na każdym bazarze było mnogo do wyboru!
Nic to. Udałyśmy się do kawaii sklepu Swimmer, gdzie nabyłyśmy największą torbę w misie i ciasteczka, jaką tylko mieli, załadowałyśmy do niej z 15 kilo towaru, a kolejne 7 w torebkę damską wielkości stołu. Jedziemy na lotnisko!
Straszna nas dopadła nerwowość, bo jak wiadomo Japończycy znani są z bycia bezlitosnymi służbistami. Sprytnie wyjęłyśmy trochę towaru na siebie i główna waliza przeszła. Zostałyśmy z pięcioma bluzami na sobie, kawaii rumunką i ogromną torbą, a z tym wszystkim przyszło nam spać na lotnisku, bo lot miał nastąpić o 6 rano. Na szczęście truskawkowe kanapki i japoński kibelek umiliły nam ten pobyt, a o świcie udałyśmy się do kontroli bagażu.
- Może strażnicy będą zaspani... - namyślałyśmy się.
Dzielnie udawałyśmy, że nasze bagaże są leciutkie, choć torebka damska 7 kilo urywała rękę. Dawaj, na taśmę. Pani strażniczka popatrzyła srogo.
- Ale można mieć tylko jeden bagaż podręczny - rzekła złowrogo.
- To jest moja torebka damska! - krzyknęła oburzona Katarzyna, wymachując torebką.
Widać było, że pani ma wielką ochotę na popis służbistości, ale stojący obok pan popatrzył łagodnie, uśmiechnął się i przepuścił. Pani nie była zachwycona, oj nie, i poczęła w zemście przetrząsać bagaż.
- Tu jest mydło, wyrzucić! Tu są nożyczki do paznokci, wyrzucić! Tu jest otwarte jedzenie, wyrzucić albo zjeść! Tu jest nielegalny płyn!
Wszystko nam wyrzuciła, nigdy jeszcze nie spotkała nas taka drobiazgowa kontrola! Za to... cały nadbagaż 20 kilo przeszedł, ha.
2. Burda w Hong Kongu
To była najgorsza podróż w naszym życiu, ostateczna wyprowadzka z Chin. Każda z nas ciągnęła za sobą walizę, dokupiony bagaż 23 kilo w ogromnej rumunce (nauka z punktu pierwszego nie poszła w las), bagaż podręczny, torebkę damską, 5 kurtek i bluz na ręce, a oprócz tego po 3 reklamówki z rzeczami, które się nie zmieściły, pluszowego brokuła, dziobaka i gumową chrumkającą świnię (domowe zwierzątko pluszowego dziobaka). Gdy przyjechałyśmy na lotnisko w Hong Kongu, byłyśmy już średnio żywe, a waga wskazywała, że każda z walizek jest przeważona o kilka kilo. Co robić?!
- Musimy część wywalić! - krzyczała Katarzyna, która usunęła już z walizki kilo cukru palmowego do tajskich dań, stare tenisówki i rozwaloną torebkę. - Wyrzucaj baijiu!
- NIEEEE! Toż to wspaniała chińska pamiątka! - awanturowała się Keczup, przyciskając butelkę do piersi. - Nie oddam!
I wtedy... Butelczyna z chińskim trunkiem wyślizgnęła się jej z rąk, jakoby w zwolnionym tempie wykonała lot i z głośnym hukiem rozbiła się na podłodze. Czy wiecie, jak śmierdzi baijiu? OBRZYDLIWIE! Wszyscy Chińczycy obrzucili nas potępieńczym spojrzeniem i uciekli. Uciekłyśmy i my, po drodze skarżąc obsłudze, że ktoś rozlał baijiu, huehue. Dobra, pośmiali się, a walizy nadal za ciężkie.
Psssst, zachęcamy też do poczytania o mocy baijiu!
- Pakuj wszystko do reklamówek! - wydała rozkaz Keczup.
Nie było innej rady. Czas się kurczył, więc wyjęłyśmy nadbagaż i przepakowałyśmy go do reklamówek, a torby owe jak gdyby nigdy nic położyłyśmy po krzesłem udając, że to śmieci. Teraz bez obaw podeszłyśmy do odprawy, jak eleganccy turyści. Przeszło!
Problemem był przeważony bagaż podręczny oraz liczne reklamówki, kurtki, brokuł, dziobak i cała reszta. Dawaj, do kieszeni, na siebie, we walizę i ilość reklamówek skurczyła się o połowę.
- Wołają do bramek! - w głosie naszym czuć było panikę.
W odruchu histerii reklamówki zostały przykryte kurtką i biegiem! Niestety Katarzyna nie dała rady ciągnąć 20 kilo siat, więc została w tyle. Po drodze wypadł brokuł. Koniec!
- Pani! Tam jest jeszcze jedna pasażerka! - wydyszała Keczup, dobiegając do samolotu.
W istocie, Katarzyna biegnie! Ciągnie cały majdan i wygląda bardzo biednie, ale biegnie! Pani spojrzała na nas jak na menelstwo najgorszej maści.
- Karta podkładowa - rzecze.
- Ups - na obliczu Katarzyny widać lęk. - NIE MA.
Wtem rzuciła cały bagaż na wejściu do samolotu i pognała szukać karty. Najgorzej, teraz wszyscy zobaczą, że mamy nielegalne reklamówki... Na szczęście kartę pomógł znaleźć uczynny Chińczyk (o nieudanym z nim romansie przeczytacie w tej notce) i wszystko skończyło się dobrze. Może jedynie pasażer, który siedział obok nas nie wyglądał na zachwyconego, gdy zobaczył nas z reklamówkami, brokułem, dziobakiem i gumową świnią.
Dziobson powiada, że również bardzo źle wspomina tą podróż.
ZŁOTA RADA nr 2 - spakuj nadbagaż do reklamówki i udawaj, że to śmieci.
3. Menelstwo w Londynie
Leciałyśmy wtedy na ważne wydarzenie modowo - lolyckie, gdzie najważniejszymi pakunkami były firmowe rzeczy na sprzedaż (Katarzyna posiada bowiem prężną markę modową). Na nasz towar zostały więc maleńkie plecaki, bo taki haniebny jest limit bagażu podręcznego w Wizzair. Oczywiście nie zmieściło się tam nic, więc po staremu spakowałyśmy wszystko w reklamówkę i udałyśmy się na lotnisko. Reklamówka to niestety tylko rozwiązanie doraźne... CO ROBIĆ?!
- Na siebie! - postanowiłyśmy.
Tak też się stało. Każda z nas miała na sobie spodnie (jako odzienie codzienne do zwiedzania), na to pełen ałtfit lolycki wliczając w to halkę, a na górę bluzę. Mniejsze rzeczy zostały umieszczone po kieszeniach, aparat na szyję i już była gotowość do odprawy. Niestety... nie zmieściły się też laptopy. I na to był plan! Otóż obmyśliłyśmy wtedy sposób z kolejną mistyczną reklamówką. Podczas odprawy trzeba wyciągać wszelkie płyny, laptopy, telefony, portfele i tak dalej. A gdyby tak wszystko mieć od razu naszykowane w reklamówce, żeby nie musieć naprędce szukać tego wszystkiego w walizce? To jest myśl!
Dziobson raźno strzeże bagażu i biletu.
Oczywiście podczas odprawy wszyscy mieli nas za maksymalnych żuli i Polaków cebulaków, ale na twarzach ich ujawnił się szacunek i zazdrość, gdy tylko rzuciłyśmy przygotowane reklamówki i odprawa poszła raz dwa. A potem szybko torebka pod bluzę i raz dwa do samolotu. Wszystko wyszło elegancko! Acha, oczywiście przed lotem zdjęłyśmy z siebie lolyckie ałtfity, a spakowałyśmy go do... reklamówki, a jak!
ZŁOTA RADA nr 3 - reklamówka do odprawy usprawni ją i ukryje nadbagaż.
4. Spryt w Kazachstanie
Trzy tygodnie w Kazachstanie plus szybciutkie zwiedzanie Budapesztu po drodze. Różne strefy klimatyczne, bo w Astanie mróz i śnieg, a na południu 30 stopni. W Astanie trzeba się jakoś w miarę szykownie zaprezentować, a w górach dysponować odpowiednim obuwiem. Do tego jeszcze prowiant, bo wszyscy straszą, że w Kazachstanie to dadzą nam najwyżej głowę wołu i kumys do popicia. A to wszystko ma się zmieścić w bagażu podręcznym, bo na walizkę szkoda pieniędzy, a jak!
Jak łatwo się domyślić, nie wszystko się zmieściło. Na szczęście mając już doświadczenie z poprzednich podróży postanowiłyśmy spakować część rzeczy (głównie prowiant, który planowałyśmy po drodze zjeść) do małych plecaczków z Decathlona, a plecaczki te ukryć pod kurtką przewieszoną przez rękę (zauważcie, jaki tu nastąpił postęp z reklamówki do plecaka!).
Ależ byłyśmy z siebie dumne, gdy udało nam się bez problemu przejść kontrolę. Aż tu nagle ujrzałyśmy jegomościa, który opracował plan jeszcze bardziej pomysłowy i zuchwały. Otóż jak gdyby nigdy nic nałożył dodatkowy nielegalny plecak na plecy, na to nałożył kurtkę i udawał, że ma garba. GENIUSZ ZŁA.
NOWA JAKOŚĆ PODRÓŻOWANIA
Ależ byłyśmy z siebie dumne, gdy udało nam się bez problemu przejść kontrolę. Aż tu nagle ujrzałyśmy jegomościa, który opracował plan jeszcze bardziej pomysłowy i zuchwały. Otóż jak gdyby nigdy nic nałożył dodatkowy nielegalny plecak na plecy, na to nałożył kurtkę i udawał, że ma garba. GENIUSZ ZŁA.
ZŁOTA RADA nr 4 - nie należy wstydzić się garba.
Na koniec całej tej żałości prezentujemy piękne zdjęcie upamiętniające nasz nocleg POD lotniskiem w Brukseli (bo lotnisko było w nocy zamknięte). Katarzyna walczy z zimnem, okrywając się halką i lolyckimi sukienkami, bagaż znajduje się w reklamówkach, a czas umilają nam piękni chłopcy z gazetki Numero. Taka radość!
Na koniec całej tej żałości prezentujemy piękne zdjęcie upamiętniające nasz nocleg POD lotniskiem w Brukseli (bo lotnisko było w nocy zamknięte). Katarzyna walczy z zimnem, okrywając się halką i lolyckimi sukienkami, bagaż znajduje się w reklamówkach, a czas umilają nam piękni chłopcy z gazetki Numero. Taka radość!
Czy macie za sobą jakieś straszliwe bądź zabawne przygody lotniskowe? Zabrano Wam coś kiedyś na lotnisku? A może byliście zmuszeni do ukrywania bagażu i znacie inne sprytne na to sposoby? Koniecznie proszę dawać znać!
mój powrót z Chin: ogromny pluszowy Pikachu, plecak, damska torebka, torba na aparat, dwie reklamowki, kilka bluz na sobie i kurtka w ręce <3 myślałam, że nie dojdę do samolotu, co chwilę coś ze mnie spadało
OdpowiedzUsuńHaha! W końcu jakoś trzeba przywieźć pamiątki do domu ;)
UsuńCiekawe ,,przekręty" 😉
OdpowiedzUsuńUbawiłam się z Wami dziewczyny <3 Opcja z reklamówką zawsze dobra! Rada mojej koleżanki przed moim pierwszym lotem - pamiętaj zawsze na lotnisku dasz radę się przepakować, a jak już na prawdę nic się nie da, wiedz, że jesteś dziewczyną i zawsze możesz zaczepić z płaczem jakiegoś Pana i zapytać czy nie mógłby Ci pomóc coś przewieźć ^^ Z moich lotniskowych przygód to spanie na lotnisku w Alicante, bo samolot wcześnie i nie dałoby się dojechać miejską komunikacją. We Francji kłótnia z obsługą lotniska, że przecież ser to nie płyn i dlaczego chcą mi go wyrzucić! Spory nadbagaż w Japonii, ale torba żulerka wszystko zmieści. Przewożenie 4 szklanek do piwa w reklamówce z Oysho jako torebka w Belgii (wchodząc na lotnisko była gablotka z zabronionymi rzeczami i była przekreślona Nutella(!) ale szklanki były ok ^^) A na koniec kontrola celna na Balicach w Krakowie i opowiadanie Pani celnik dlaczego mam 10 litrów szamponów i odżywek w bagażu po powrocie z Tokio :D
OdpowiedzUsuńNutella jest uważana za płyn, moja lekcja z Funchal. Tak samo jak stały w swej naturze olej kokosowy.
UsuńMnie zabiła ta informacja :D Szklankę i słoik mogę przewieźć, ale nutellę już nie :D
UsuńAleż to są same hitowe historie! Szklanki do piwa jako torebka damska szczególnie poruszyły nasze serca :D. Ej, a z serami to już przesada, też widziałyśmy, jak we Francji odbierali rodakom sery, HAŃBA.
UsuńPan celnik we Francji po wyrzuceniu moim serów w bezczelny sposób pokazał mi palcem sklepik na lotnisku, gdzie na wystawie były te same sery...Moja złość osiągnęła wtedy zenit!
UsuńA wracałyście kiedyś taksówką z Warszawy do Katowic na kosz linii lotniczych? Bo ja tak :D
OdpowiedzUsuńOoooo, a jak do tego doszło? Nam tylko podarowano kiedyś na lotnisku czerstwą bagietkę jako zadośćuczynienie za prawie trzygodzinne opóźnienie.
UsuńJa się z panią na lotnisku w Paryżu raz o hummus wykłucałam. Tak się cieszyłam że umiem szybko nawijać po francusku że się w sumie kłuciłam dla satysfakcji. Niestety nie przegadałam [*] Podziwiam odwagę z przekrętami. Mnie to by stres zjadł!
OdpowiedzUsuńPani, to wszystko był stres! Chociaż... no dobra, w sumie w Hong Kongu największy i spory w Japonii, a reszta na luzie. Biedny hummusik, co te Francuzy tak od razu się za wyrzucanie biorą?!
UsuńNa lotnisku w Chicago zabrali nam 2 słoiki masła orzechowe z galaretką :( Też nie wiedzieliśmy, że nie można mieć słoików w bagażu podręcznym nawet jeśli substancja w środku nie jest płynem :( Po fakcie przyjaciółka opowiedziała mi, że na lotnisku w Brukseli zabrali jej słoik Nutelli :(
OdpowiedzUsuńDokładnie, w Brukseli na lotnisku jest gablotka z zakazanymi rzeczami i stoi tam przekreślona Nutella :D
UsuńMasło orzechowe z galaretką brzmi jak wielkie dobro, aż się smutno robi. W sumie zawsze ogarnia nas wielki żal, jak odbierają człowiekowi jedzenie :(
UsuńUwielbiam te Wasze przygody ! ;D
OdpowiedzUsuńTrik z "damską torebką" znam. Też nie przychodzi mi łatwo dźwiganie prawie 10kg na ramieniu i udawanie, że torebka jest leciutka jak piórko, bo wygina mnie przy tym na wszystkie strony, no ale... czego nie robi się dla dodatkowych kilogramów ;D
O rany niezle jestescie. Ja mialam kilka wpadek nie koniecznie z nadbagazem, ale raz lecac do PL niestety przeszlam calkowita (naga) kontrole bo bramka piszczala, a okazalo sie ze jeden z moich kolczykow mial metalowa zatyczke bo originalna srebrna zginela.... no i panowie straznicy mieli na co popatrzec ;)
OdpowiedzUsuńCOOOOO?! Ożesz, nie sądziłyśmy, że to się naprawdę zdarza. Wielkie współczucie <3
UsuńJa jeszcze nigdy nie leciałam samolotem, ale teraz już wiem, że muszę kupić profilaktycznie "damską torebkę" :D
OdpowiedzUsuńPopłakałam się... Co prawda samolotem nigdy nie leciałam, ale w razie "w" te złote rady zapamiętam i wyryję na ścianie :D
OdpowiedzUsuńTen garb pobił wszystko :D Wszystkie rady zapisuję i podkreślam. Wężykiem :D :D :D
OdpowiedzUsuńLeciałam czarterem do Turcji i przy powrocie okazało się, że czarter powrotny ma inne limity bagażu, więc Pani od taśmy odesłała mnie do stanowiska z nadbagażem. Poszłam tam, nonszalancko trzymając ponad 20kilogranowy plecak na jednym ramieniu i powiedziałam, że nie rozumiem, jaki nadbagaż. Panowie spojrzeli na mnie, powiedzieli, że oni też nie wiedzą i machnęli ręką. I pani musiała przepuścić ;)
OdpowiedzUsuńUśmiałam się ;) Świetne historie ;) Macie dziewczyny zdrowie ;D Ja zawsze bagaż nadaję, nie latam tanimi liniami i staram się jak mogę unikać problemów na lotniskach ;p
OdpowiedzUsuńRyanair wylądował na mojej najczarniejszej liście linii lotniczych odkąd jako zadośćuczynienie za dodatkowe 7 godzin na lotnisku dostałam kawę. Pieniędzy za lot nie chcą zwrócić, a co lot to idiotyczne opóźnienia, stanowczo odradzam podróże tą linią.
OdpowiedzUsuńOj, przemycałam z Indii w torebce damskiej 7 kg - w tym kamienne figurki Buddy :D
OdpowiedzUsuńDobrze, że na najbliższą wyprawę do Azji mamy bagaże do 30 kg. To Daje razem 60 kg nadanego - hura! :D
hahaha wy to jesteście :D Super historia, usmialam sie mocno.
OdpowiedzUsuńhistoria z garbem mnie rozwaliła hah :D
OdpowiedzUsuń