wtorek, 10 stycznia 2017

Kutna Hora - jedziemy na wycieczkę z Pragi. Kaplica czaszek, posępna studnia i smażony ser w jeden dzień.



Podczas naszej krótkiej wycieczki do Pragi, koniecznie chciałyśmy zahaczyć o Kutną Horę. Na szczęście, nasze towarzyszki podróży to osoby niezwykle mroczne i gotyckie, więc nie trzeba ich było długo namawiać. Kaplica zbudowana z setek tysięcy ludzkich kości? Tajemnicza studnia służąca do dziwnych rytuałów? A może znany w całym świecie smażony ser? Tych atrakcji nie można opuścić. Jedziemy!


Do Kutnej Hory można dojechać autobusem lub pociągiem. My wybrałyśmy pociąg, bo był szybki i tani, czego chcieć więcej. Odjeżdżał z głównego dworca (Hlavni Nadrazi), tam też skierowałyśmy swoje kroki. Bardzo miłą niespodzianką było to, że sprzedano nam bilet grupowy z odpowiednią zniżką (a warto zaznaczyć, że grupa w Czechach liczy się już od dwóch osób), dzięki czemu bilet kosztował jedyne 80kilka koron (13-14zł). Ważne jest, żeby kupić pociąg do Kunta Hora mesto,  a nie tylko na dworzec główny. Wybornie, jeszcze tylko krótki wypad do markietu Bila po bochny chleba i czeskie pomazanki i dawaj, na peron! Tam czekałyśmy długo, a pociąg nie nadjeżdżał… Za to kibice piłki nożnej pokrzykiwali głośno, przez co nie słyszałyśmy żadnych komunikatów.
- Yyyy… a czy tam przypadkiem nie stoi nasz pociąg? - zapytała jedna z naszych towarzyszek, wskazując na wagony, stojące gdzieś w oddali.
- CHYBA TAK!
Biegiem! Wskoczyłyśmy w ostatniej sekundzie, lecz niestety… Zaowocowało to drogą spędzoną na podłodze na korytarzu. Na szczęście tylko godzinkę. Potem przesiadłyśmy się do kolejki (Nasz pierwszy pociąg jechał do Brna i należy się przesiąść na stacji Kutna Hora Hlavni Nadrażi), która zawiozła nas do centrum Kutnej Hory i oto jest!


Wielce spodobało nam się lokalne muzeum klocków lego, którego największą atrakcją jest… tak tak, kaplica czaszek z lego!


Niestety nie spodobało nam się jedno… Koszmarny ziąb! W Pradze też ciepło nie było, ale tu temperatury oscylowały poniżej zera! Nawet nasze ciepłe chińskie kalesony niewiele pomagały. Nie ma co jęczeć, trzeba zwiedzać. Po szybkim zapoznaniu się z urokliwymi kamieniczkami oraz okolicznym miniaturowym targiem bożonarodzeniowym (gdzie głównym produktem była miodóweczka), ruszamy przed siebie.



Oto i tajemnicza studnia! Może nie wygląda, ale wierzcie nam! Znajduje się tam ujęcie wody, oczywiście niedziałające z powodu mrozu. Ciekawostka - została zaprojektowana przez polskiego architekta. Wyborna, a jaka gotycka! 



Zastanawiacie się, cóż to za straszliwe rytuały odbywają się wenątrz? Niestety nie wiemy dokładnie, ale odbywają się z pewnością! Spójrzcie tylko na te gęby wewnątrz!



W pobliżu znajduje się jeszcze bardzo interesujący Słup Morowy - pamiątka po epidemii dżumy, jednak był w remoncie i nie udało nam się go uwiecznić.

Podczas żwawego marszu natrafiłyśmy na bardzo dziwny przedmiot, mianowicie wielką kulę postawioną przed kutnohorskim zameczkiem. Jaka jest jej symbolika oraz rola, nie wiemy. Niektóre z nas próbowały ruszyć kulę i kręcić nią dookoła (udało się pośrednio, by kula ważyła na oko milion ton). Dziobak postanowił zostawić okolicznościowy podpis i ukazać swe oblicze jako Dziobson.
- Dziobson, w ilu krajach już byłeś? - padło pytanie i Dziobson po raz tysięczny zaczął wyliczać.
- Chiny, Makao, Hong Kong, Malezja, Wietnam, Polska….
I tak bez końca!


Kolejną atrakcją miała być wybitnie gotycka katedra św. Barbary, sławna w całym świecie i wpisana na listę Unesco. Spójrzcie tylko, jak monumentalnie wygląda z oddali!


Bardzo nas kusiła budka z grzanym winem znajdująca się obok wejścia (choć kilka butelek zostało napakowanych przez co poniektóre z nas do torebek), Barbara ma jednak pierwszeństwo! Po wyłuskaniu się z 85 koron (około 15 zł), wchodzimy!




Cóż za sklepienia, coż za witraże, posągi i złocone dekoracje. Wchodząc do katedry, zapiera dech w piersiach. Byłyśmy już w Kutnej Horze kilka lat temu, a Barbara cały czas jawi nam się jako arcydzieło architektury. Tak było podczas i tego zwiedzania, choć ziąb mocno dawał nam się we znaki.



Po półgodzinie podziwiania detali, skuliłyśmy się w ławkach jak nabożne chrześcijanki.
- Zimnooo…. - marudziła jedna.
- Mróóóóz… - jęczały inne.
- Chodźmy jeść! - postanowiłyśmy w końcu.



To był plan! Znaleźć jakąś przyjemną gospodę, gdzie pojemy knedliczka z sosem, w kominku wesoło będzie trzaskał ogień, a my będziemy wyciągać w jego stronę zgrabiałe dłonie. Od razu poczułyśmy napływ mocy w nogach i raźno pomaszerowałyśmy przed siebie. Pierwsza restauracja. Przyjemnie, ciepło, pięknie pachnie, niedrogo, NIE MA MIEJSC.
- Ale mogą panie dostawić sobie zydel do jakiegoś stolika! - przekonuje kelnerka.
Jeden może i tak, ale sześć zydli? Mocno zasmucone wychodzimy.

Kolejny lokal. Cieplusio, milusio, ogień grzeje, knedel w atrakcyjnej cenie. BRAK MIEJSC. Nie poddajemy się, odwiedzamy jeszcze kilka miejsc, niestety w każdych powtarza się powyższy schemta. No dobra, w jednej z restauracji (alchemiczno - średniowiecznej, silnie się podjarałyśmy) stolików mieli wielce, ale knedliczek za 50 zł? To nie na naszą biedną studencką kieszeń! Dlaczego tak się stało? Otóż Czesi w porze obiadowej (która swoją drogą jest dużo wcześniej niż u nas, od 12) tłumnie walą do gospody! Trafiłeś akurat na porę obiadową? Lepiej poczekaj, aż Czesi skończą jeść, za pół godziny będzie już puściutko, pora obiadowa się bowiem skończy. My niestety nie mogłyśmy czekać, bo zamarzałyśmy! I nawet urokliwe uliczki nie poprawiały już naszych nadwątlonych morali.



- Słuchajcie, tu jest jakaś knajpa i jest pusto! - rozległ się wesoły okrzyk.
- Ale to jest lokal u Wietnamczyka! - ktoś inny zauważył przytomnie.
- Może i Wietnamczyk, ale ma smażony ser.
Przyjrzałyśmy się. Istotnie, jest i ser z frytkami i knedliczek i krokieciki, smażony ryż z warzywami też się znajdzie. W dodatku ceny nad wyraz atrakcyjne. 
- WCHODZIMY!



Każda z nas zamówiła smażony ser z frytkami (niestety jego cena nie wynosiła 5 koron, a 65), do tego niektórzy skusili się na smażone nudle z zieleniną, smażony ryż, ziemniaczane kuleczki zwane tu krokietem i inne łakocie i witaminy. Karol Keczup pokazała pełnię swoich możliwości, gdy zjadła najpierw wielki talerz nudla z zieleniną (koszt tego dania to 3,5 zł, grzech odmówić), a potem kawał sera z frytkami. Bardzo nam się u pana Wietnamczyka podobało! Jedynym zakłóceniem posiłku były coraz to nowe, wyłaniające się wietnamskie dzieci, które w kółko wychodziły i wchodziły do lokalu, ale co poradzić. 


Wytoczyłyśmy się z ledwością. Oj, było ciężko… A tu została jeszcze jedna, najważniejsza atrakcja, w dodatku otwarta tylko do 16! Czas na kaplicę czaszek!

Znajduje się ona w dość sporej odległości od centrum Kutnej Hory i należy do niej drałować około 40 minut. Poszło nam szybko i sprawnie, bowiem przyzywał nas czysty GOTH. Oto, co nas przywitało przed bramą do kaplicy.


Wchodzimy. Zabytek ten drogi nie jest, bo skasowali każdą z nas na 90 koron (jakieś 16 zł). Spójrzcie, co zaczyna się wyłaniać…


Czaszki! Kości! Wszędzie kości! Kaplica to została zaaranżowana przez szalonego mnicha przy użyciu około 40 - 70 tysięcy kości (ilu dokładnie, tego nie wie nikt). Celem było oczywiście zaakcentowanie marności życia ludzkiego i nieuchroność śmierci. Dzięki bogobojnemu mnichowi miejsce to jest teraz celem pielgrzymek wielu gotów i innych mrocznych osobników, wśród zwiedzających dało się zauważyć i metali z włosem po pasa i emo chłopców (tak, oni nadal istnieją!). No i oczywiście nas, czyli ekipę sześciu lolyt z Polski. 


Centralnym punktem jest ogromny żyrandol stworzony z użyciem wszystkich kości człowieka. Jeśli się dobrze przyjrzymy, możemy zauważyć różne malutkie i zmyślne kosteczki, podobno jest nawet kowadełko!


Skąd mnich pozyskał te wszystkie kości? Otóż są to szczątki nieszczęśników zmarłych z powodu straszliwej epidemii dżumy w XIV wieku, wojen husyckich z XV wieku oraz wojny trzydziestoletniej z XVII wieku. Spory rozrzut czasowy!



W 1870 roku stwierdzono: nie ma już na naszym cmentarzu miejsc dla nowych ciał! Za dużo kataklizmów w tej erze! Znalazł się wtedy pewien śmiały rzeźbiarz, a imię jego Frantisek Rint. On to stworzył posępne dekoracje, spośród których jedną z ciekawszych jest herb rodu Schwarzenberg, o ten. Jest wielki!


Proszę zwrócić szczególną uwagę na ten wesoły element w postaci kruka wydziobującego oko nikczemnego Turka.



Budzące grozę dekoracje i ornamenty.



Na koniec wpólne zdjęcia grupowe zwiedzających. Poniżej autorki bloga, czyli Katarzyna i Keczup. Katarzyna nie wpisała się z narzucony dress code, czyli goth i tradycyjnie odziała sukienkę w ciastka.


I zdjęcie naszej dzielnej ekipy (oprócz Katarzyny wcielającej się w fotografa). Tak, wiemy. Nic nie widać, a to dlatego, że wszystkie odziałyśmy się na CZARNO.


Nieopodal Kostnicy znajduje się jeszcze jeden wspaniały kościół - Seldecka (tak nazywa się ta część miasta) Katedra - która również wpisana jest na listę UNESCO. Niestety była już zamknięta. Teraz mamy dla Was pro tip: Jeśli zaczniecie zwiedzanie od tej strony miasta warto zakupić zbiorczy bilet na obie katedry i Kaplicę Czaszek jednocześnie. Wtedy bilet na jeden zabytek mamy za darmo! Mamy nadzieję, że następnym razem same nie zapomnimy, żeby tak zrobić.

Zwiedzanie zakończone, mogłyśmy teraz przyznać głośno: oficjalnie zamarzłyśmy. Schroniłyśmy się w okolicznym sklepie spożywczym, który na szczęście oferował grzane wino na kubeczki za jedyne 3 zł, co nieco nas odratowało. Szkoda, że nie mogłyśmy skosztować tych lodów o pięknej nazwie ruska zmrzlina...


Na koniec posiedziałyśmy jeszcze pół godziny w podejrzanej budzie na środku pola w oczekiwaniu na pociąg i dawaj! Do Pragi! A tam w naszym hostelu czekała na nas... DARMOWA SAUNA! Hit wszechświata!

Jak Wam się podobała nasza wyprawa do Kutnej Hory? Byliście tam kiedyś? A może chcielibyście się wybrać po ujrzeniu tysięcy czaszek? Gorąco polecamy!

9 komentarzy:

  1. Trochę przerażające te czaszki. Na samą myśl o tym, że można to oglądać przeszyły mnie ciarki.
    Notka jak zawsze fajnie napisana i zdjęcia ogląda się z przyjemnością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy! Bardzo napracowałyśmy się nad zdjęciami. Co do czaszek, to tylko się tak wydaje. Na żywo to prawdziwe dzieło sztuki!

      Usuń
  2. Chyba bym nie dała rady tam pojechać ;_;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego? Czy to stężenie gotyckości powyżej Twojej dozy tolerancji?

      Usuń
  3. Praga jest przepiękna, a opiekany ser boski!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To akurat małe miasteczko godzinę drogi od Pragi, ale równie urokliwe:)

      Usuń
  4. Wspaniale, że udało się obejrzeć Kaplicę Czaszek nie przez dziurkę od klucza (ha,ha,ha). Wnętrza wspaniałe, byłyście dzielne, że w taki ziąb nie zrezygnowałyście z tak gustownych i kusych lolicich stylizacji. Tylko Katarzyna się wyłamała z tymi ciasteczkami, ale rozumiem, że to jej obsesja.DCz

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak się domyślam kaplica jest katolicka, tylko ten kościół mógł wymyśleć coś równie upiornego, ale jednocześnie fascynującego. Zdjęcia przypominają mi nieco film o katakumbach, które znajdują się pod Paryżem, tunele są wykonane z kości poukładanych w mozaiki, są tam podobno nawet serca z ludzkich czaszek. To trochę w stylu tego herbu, którego zdjęcie wstawiłaś. Zazdroszczę tak interesującej podróży i możliwości zrobienia takich ciekawych zdjęć!
    http://www.altealeszczynska.blog

    OdpowiedzUsuń