1. Podejście do telefonu
http://a.abcnews.com/images/Technology/GTY_WeChat_mm_150921_12x5_1600.jpg
Stawiając stopę na chińskiej ziemi, miałyśmy oczywiście swoje piękne telefony. Keczup poczciwego Samsunga z klapką i przyciskami, a Katarzyna już coś na kształt smartfona, z dotykowym ekranem, lecz i przyciskami gratis. Natomiast Chińczycy... mieli cuda techniki! Każden jeden ze smarfonem wielkim jak nasze głowy! Co oni, z tabletów dzwonią?! Nawet staruszki miały lepsze telefony niż my i hardo grały na nich w mahjonga. Szybko okazało się, że bez dobrego telefonu nie żyjesz, bo:
a) nie posiadasz największego must have Chin, czyli komunikatora Wechat, gdzie to Twoja klasa w szkole ma grupę i wrzuca wszystko
b) nie posiadasz programu Pleco, niezbędnego do nauki chińskiego (rozpoznaje znaki!)
c) nie posiadasz map Baidu (nie ma map Google, bo nie ma Google), więc w kółko się gubisz
Cóż było robić? Keczup z wielkim bólem wysupłała setki juanów i zakupiła najtańszy z możliwych smartfon pięknej chińskiej marki Coolpad, wielki jak jej głowa! Cóż to był za szyk i nowa jakość życia! Oczywiście nie cieszyła się nim długo, bo został skradziony, lecz zapoczątkował wielkie zmiany. Od podejścia "a co ten telefon, byle dzwonił i smsy wysyłał", nauczyłyśmy się od Chińczyków, że:
- Telefonu nie kupujemy za złotówkę, o nie! Wydajemy na niego setki juanów i najlepiej wymieniamy co roku (co zresztą, przy częstotliwości kradzieży i psucia się owych urządzeń, tak właśnie wygląda)
- Najlepiej zawsze mieć najnowszy model iPhona (lecz wtedy niebezpieczeństwo kradzieży jest większe). iPhone to tak ważna sprawa, że chińskie przedszkolanki skłonne były wydać swoją dwumiesięczną wypłatę, byle mieć!
- W komórze ma się cały świat! Gierki (w metrze wyświetlano rankingi najpopularniejszych obecnie gier, wiele mód było naszym udziałem), pisanie na Wechacie, nagrywanie wiadomości na Wechacie, płacenie Wechatem, czytanie książek, muzyka, seriale, telewizja, WSZYSTKO! Dzięki temu codzienne spędzanie kilku godzin w metrze jakoś dało się przetrwać.
- Z uwagi na to, że komóra to nasz świat, a także musimy bronić jej przed złodziejami, należy mieć ją zawsze na oku, najlepiej w RĘKU!
I skończyło się to tak, że stałyśmy się komórozjebami, z telefonem przyrośniętym do ręki...
2. Podejście do stylu
W Chinach trzeba o styl dbać i zawsze być człowiekiem szykownym, tak sądziłyśmy na początku naszej przygody. Plan ten rozwiał się w chwili, gdy pod koniec sierpnia wyszłyśmy z lotniska, by żyć w Guangzhou.
- Nie mogę oddychać! Parzy! Uciekajmy!
- Nie możemy! Mamy tu żyć!
Tak jest, gorąc i wilgotność składały się na klimat straszny->>> poczytajcie tutaj
Nic to, wszak można być szykownym i w upale. I chodziłyśmy sobie na nasze uniwersytety i w lolicie i w kawaii ciuszkach i w szyku zimowym i letnim. Powoli nasza garderoba rosła i przestała się mieścić w skromnej walizce. Nadszedł kolejny rok, czas iść do pracy! Starałyśmy się dalej, dziarsko odziewałyśmy sukienki, ku radości dzieci i jeszcze większej, chińskich nauczycielek. Niestety... w końcu coś w nas pękło. Czy to dlatego, że Chińczycy zazwyczaj prezentują się jak ciecie (często, gdy widzimy, kto siedzi na kółkiem Porsche lub wychodzi od Diora obwieszony siatami to nam ręce opadają) i nawet milionerzy noszą brudne klapki? Czy może w powodu lepiących się dziecięcych rączek w pobliżu NAS? A może to, że uniform dzieci, nauczycielek i wszystkich w szkole to... dres? Być może. Postanowiłyśmy i my stać się dresowcami! O ileż łatwiej było się wybrać co rano! Wystarczyło zarzucić dres lub szorty z dresu, stare trampki kupowane na Taobao za 20 juanów (wszystkie oczywiście Converse, huehue) i jakiś sprany trykot i dawaj! Nikogo to nawet nie zdziwiło, bo prawda jest taka - nauczyciel angielskiego zwykle wygląda jak obwieś!
Nic to, wszak można być szykownym i w upale. I chodziłyśmy sobie na nasze uniwersytety i w lolicie i w kawaii ciuszkach i w szyku zimowym i letnim. Powoli nasza garderoba rosła i przestała się mieścić w skromnej walizce. Nadszedł kolejny rok, czas iść do pracy! Starałyśmy się dalej, dziarsko odziewałyśmy sukienki, ku radości dzieci i jeszcze większej, chińskich nauczycielek. Niestety... w końcu coś w nas pękło. Czy to dlatego, że Chińczycy zazwyczaj prezentują się jak ciecie (często, gdy widzimy, kto siedzi na kółkiem Porsche lub wychodzi od Diora obwieszony siatami to nam ręce opadają) i nawet milionerzy noszą brudne klapki? Czy może w powodu lepiących się dziecięcych rączek w pobliżu NAS? A może to, że uniform dzieci, nauczycielek i wszystkich w szkole to... dres? Być może. Postanowiłyśmy i my stać się dresowcami! O ileż łatwiej było się wybrać co rano! Wystarczyło zarzucić dres lub szorty z dresu, stare trampki kupowane na Taobao za 20 juanów (wszystkie oczywiście Converse, huehue) i jakiś sprany trykot i dawaj! Nikogo to nawet nie zdziwiło, bo prawda jest taka - nauczyciel angielskiego zwykle wygląda jak obwieś!
Pod koniec pobytu w Chinach bezwstyd nasz był już tak stogi, że szwędałyśmy się pod blokiem w piżamach i, a jakże, klapkach!
3. Podejście do pieniędzy
http://money.cnn.com/2014/10/09/investing/china-yuan-uk/
Nasze podejście do pięniędzy można określić jednym słowem - skąpstwo. Tak było i przez pierwszy rok w Chinach, gdy żyłyśmy za 200 euro stypendium. Pomimo biedy, czas ten wspominamy z nostalgią i radością, gotowałyśmy sobie zieleniny z targu, a Chińczycy wydawali nam się ludźmi dobrymi i swojskimi. Przyszedł jednak kolejny czas, w którym stwierdziłyśmy "dość biedowania, czas żyć jak króle"! Wtedy to pojawiły się w naszym życiu duże pieniądze, okupione niestety straszliwymi cierpieniami, związanymi z pracą z małymi Chińczykami.
Robota ta dawała w kość! ->>> zapraszamy na wesołe historie
W związku z tym pierwszą wypłatę przepuściłyśmy w całości. Kilka kolejnych również. Kupowałyśmy miliony drogich sukienek z Japonii, w końcu było nas stać na kosmetyki, szykowną odzież i sushi na obiad. Szybko się jednak opamiętałyśmy, a skąpstwo wzięło górę. Toż to skandal wydawać tyle pieniądza! Odtąd ciułałyśmy grosza i po przeprowadzeniu kilku lekcji pod rząd (płatne 100 zł za godzinę) zastanawiałyśmy się, czy na pewno możemy kupić ten słodki napitek i ile to będzie procent z tego, co właśnie zarobiłyśmy. Żałowałyśmy głównie na dobra niematerialne typu jadło i napitki wszelkiego rodzaju, wypasione i drogie mieszkanie (jak wstrętna nora po taniości!), jednocześnie traktując sukienki jako inwestycję na starość. Na podróżach nie oszczędzałyśmy, bo to też wyborna inwestycja na starość! W skrócie naszą ewolucję można określić jako skąpstwo -> rozrzutność -> skąpstwo. I tak się trzymamy po dziś dzień!
4. Reagowanie kryzysowe
Wykształciło się u nas na poziomie +milion. Kiedyś nie do pomyślenia było żyć gdzieś na końcu świata, mówić do ludzi po angielsku (a co, jak zrobię błąd?!), a najgorsze z tego wszystkiego, mieć do czynienia z dziećmi! Tak tak, wydawało nam się, że to potrafi przerosnąć KAŻDEGO człowieka! A potem? Za minutę masz wyjść na scenę i poprowadzić szoł dla całej szkoły razem z Myszką Miki i Królikiem Bugsem? Nie ma sprawy! Włamali Ci się do mieszkania? Halo, policja, był włam, proszę przyjechać! Jesteś gdzieś pod Tybetem, nie masz pieniędzy, bank będzie czyny za trzy dni, a jedyną działającą kartę zeżarł bankomat? Wyborna przygoda, sprawdźmy, ile dni można przeżyć za 24 juany, które mamy w kieszeniach! A wszystkie te sprawy trzeba było załatwiać, a jakże, po chińsku. Różne spotykały nas przeciwności losu i nieprzyjemności, które spowodowały, że obecnie nie stresuje nas absolutnie nic i nic nam nie straszne. Keczup z człowieka silnie wyluzowanego stała się człowiekiem jeszcze silniej wyluzowanym, a Katarzyna z człowieka histerycznego człowiekiem nawet całkiem wyluzowanym, takie cuda!
5. Emerycki styl życia
Kiedyś chodziłyśmy na zabawy, bałnsy, na piwo za 5 zł i inne imprezy... Ba! Miałyśmy nawet znajomych! Co więcej, same takowe imprezy organizowałyśmy! Miewałyśmy straszne kace i różne przygody po pijaku też się zdarzały. Tą praktykę zapragnęłyśmy kontynuować w Chinach. Niestety, na miejscu okazało się, że będzie ciężko. Szkolni koledzy z naszych klas, co do jednego, mieszkali w akademiku nieopodal szkoły i od razu po zajęciach maszerowali po swoich pokojów, względnie biblioteki, by uczyć się chińskich znaków. Klasa Keczupa dwa miesiące ustalała, kiedy i gdzie wybiorą się na klasową integrację, a w końcu przyszło bodajże osiem osób, bo reszta siedziała w akademiku. W Chinach nie ma za bardzo wydarzeń kulturalnych, a imprezy w klubach są koszmarnie drogie (raz udało nam się wślizgnąć na nielegalu, ale było tak beznadziejnie, że nie powtarzałyśmy tego już nigdy).
Przyszła era nauczycielstwa... Tu sytuacja nieco się poprawiła, bo oto każda jedna chińska nauczycielka koniecznie chciała spotykać się w chińskiej gastronomii, by strzelać sobie wspólne foteczki. Na początku chodziłyśmy i wybierałyśmy co nieco jadalnego, ale ludzie, ile można?! Zawsze takie same pytania (a czy lubisz Chiny? a czy lubisz chińską kuchnię? a czy masz męża/dzieci/chłopaka? a czy chłopak ma być Chińczykiem czy obcokrajowcem?), zawsze takie same słitaśne pozy, a potem miliony Twoich zdjęć na Wechacie. Zostawała zabawa z innymi nauczycielami angielskiego. I tu nastąpił pewien zgrzyt, bo zabawy te opierały się głównie na pijaństwie. Pijaństwo odbywało się w modnych pubach, gdzie jedno piwo kosztowało 30 zł. Tu nastąpił konflikt z punktem numer trzy i szybko darowałyśmy sobie tego typu atrakcje. Poza tym nauczyciele byli wybitnie krejzi, co nieco nas wystraszyło, a Keczup przypomniała sobie, że w sumie to nie lubi ludzi. W ten oto sposób wykrystalizował się nasz nowy tryb życia, który polegał na chodzeniu do pracy, jedzeniu i siedzeniu w barłogu przed komputerem. Jak wiadomo, internet działa w Chinach beznadziejnie, więc smutne to były czasy niezwykle. Nawet ostatniego Sylwestra w Chinach spędziłyśmy, zawodząc pieśni Krzysztofa Krawczyka z butelką dżinu, wielka to żałość. Obecnie powoli powracamy do życia, co głównie objawia się chodzeniem go szkoły i na eventy podróżnicze, ale jeszcze, być może, się rozkręcimy. Choć czasami jesteśmy tym rozkręceniem aż zmęczone i chętnie usiadłybyśmy po staremu z pizzą i oglądały Drag Race;)
Przyszła era nauczycielstwa... Tu sytuacja nieco się poprawiła, bo oto każda jedna chińska nauczycielka koniecznie chciała spotykać się w chińskiej gastronomii, by strzelać sobie wspólne foteczki. Na początku chodziłyśmy i wybierałyśmy co nieco jadalnego, ale ludzie, ile można?! Zawsze takie same pytania (a czy lubisz Chiny? a czy lubisz chińską kuchnię? a czy masz męża/dzieci/chłopaka? a czy chłopak ma być Chińczykiem czy obcokrajowcem?), zawsze takie same słitaśne pozy, a potem miliony Twoich zdjęć na Wechacie. Zostawała zabawa z innymi nauczycielami angielskiego. I tu nastąpił pewien zgrzyt, bo zabawy te opierały się głównie na pijaństwie. Pijaństwo odbywało się w modnych pubach, gdzie jedno piwo kosztowało 30 zł. Tu nastąpił konflikt z punktem numer trzy i szybko darowałyśmy sobie tego typu atrakcje. Poza tym nauczyciele byli wybitnie krejzi, co nieco nas wystraszyło, a Keczup przypomniała sobie, że w sumie to nie lubi ludzi. W ten oto sposób wykrystalizował się nasz nowy tryb życia, który polegał na chodzeniu do pracy, jedzeniu i siedzeniu w barłogu przed komputerem. Jak wiadomo, internet działa w Chinach beznadziejnie, więc smutne to były czasy niezwykle. Nawet ostatniego Sylwestra w Chinach spędziłyśmy, zawodząc pieśni Krzysztofa Krawczyka z butelką dżinu, wielka to żałość. Obecnie powoli powracamy do życia, co głównie objawia się chodzeniem go szkoły i na eventy podróżnicze, ale jeszcze, być może, się rozkręcimy. Choć czasami jesteśmy tym rozkręceniem aż zmęczone i chętnie usiadłybyśmy po staremu z pizzą i oglądały Drag Race;)
6. Świat się zmniejszył
http://www.chinadiscovery.com/hiking-mountain-climbing-tour/guilin-hiking.html
I to znacząco! Uświadomiłyśmy sobie, że w sumie w podróżowaniu nie ma nic ani zbyt skomplikowanego ani przerażającego i tak na dobrą sprawę to, czy jedziesz do Pragi czy do Malezji nie różni się wybitnie. I tu i tam masz takie same hotele, jadłodajnie, budy z pamiątkami, ludzi, którzy chcą Ci te pamiątki opchnąć, wszędzie dogadasz się po angielsku i spotkasz pijanych Angoli. To już nie są te czasy, kiedy miejsc noclegowych szukało się w UWAGA przewodniku, przyjeżdżało na miejsce, a tam okazywało się, że wszystkie łóżka zajęte, śpisz w rynsztoku.
Oczywiście podróżowałyśmy też wesoło w tych zamierzchłych czasach. Ale musimy przyznać, że zmiany wiele ułatwiają. Nastały czasy internetu, gdzie wszystko sobie elegancko rezerwujesz, płacisz kartą, a ludzie na blogach powiedzą Ci, co masz zwiedzać i jeść, a mapa w komórze podpowie, jak iść do tej budy z tanim i dobrym pad thajem. Dzięki temu i weekendowy wypadzik do Rzymu i bakpakierka w Bośni wydają nam się sytuacjami do opanowania! Pojawia się jedynie problem dostępności waluty, ale to już inny, obszerny temat...
Oczywiście podróżowałyśmy też wesoło w tych zamierzchłych czasach. Ale musimy przyznać, że zmiany wiele ułatwiają. Nastały czasy internetu, gdzie wszystko sobie elegancko rezerwujesz, płacisz kartą, a ludzie na blogach powiedzą Ci, co masz zwiedzać i jeść, a mapa w komórze podpowie, jak iść do tej budy z tanim i dobrym pad thajem. Dzięki temu i weekendowy wypadzik do Rzymu i bakpakierka w Bośni wydają nam się sytuacjami do opanowania! Pojawia się jedynie problem dostępności waluty, ale to już inny, obszerny temat...
I to już wszystkie przemiany cielesne i duchowe, jakie zaszły w nas pod wpływem Chin i Chińczyków. Jak myślicie, czy są to zmiany na lepsze? Teraz co i rusz zaskakuje nas Polska, przez co robimy z siebie frajerów średnio trzy razy w tygodniu :P. Może chcecie poczytać również o tym? Dajcie koniecznie znać!
Dodałbym jeszcze jedno, przynajmniej w moim przypadku ale myślę, że nie tylko: poziomy zaufania do ludzi, wszystkich ras i wyznań. Mnie się to wręcz bardzo przydaje, po prostu na wejściu zakładam, że każdy będzie mnie chciał wyruchać bez mydła i tylko potem się czasem dziwię, że jednak nie.
OdpowiedzUsuńTak jest! Miał być jeszcze punkt podejście do ludzi oraz poczucie europejskości, ale stwierdziłyśmy, że o złych Chińczykach piszemy ciągle i trzeba by coś nowego :).
Usuńsama bym chciała mieć takie spodnie w zebre...
OdpowiedzUsuńJuż ich niestety nie ma w sklepie, ale ogółem bardzo polecamy firmę Element http://eu.elementbrand.com/womens/shop/womens-trousers
UsuńGratuluję rozwoju osobistego! :D Notka o tym jak odbieracie Polskę/jakie zmiany zauważyłyście itp. byłaby szalenie ciekawa!
OdpowiedzUsuńPS Ile dni da sie przeżyć za 24 juany? ;)
Ta wyborna przygoda skończyła się na szczęście tak, że pani z banku w końcu kopnęła bankomat, otworzyła go kluczykiem i wydobyła pożartą kartę. Głodowaliśmy zatem tylko jeden dzień, w którym to lataliśmy z banku do banku, wydzwaniając w międzyczasie do polskiego banku na skype :P
UsuńTak taak, napiszcie o Waszych przeżyciach i wrażeniach w Polsce 👌🏻
OdpowiedzUsuńOk! Choć może być notka wielce niepoprawna politycznie;)
UsuńJak powiadają - co Cię nie zabije to Cię wzmocni. A przygodami, które się przytrafiały w różnych okolicznościach przyrody mogłybyście obdzielić ze sto osób i to jest piękne!!!DCz
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że to napiszę, ale przy pkt. 5 sikałam za śmiechu! Wesołe z Was "emerytki" :)
OdpowiedzUsuń