Każdy z nas posmakował w życiu różnistych owoców egzotycznych. Wszak na Boże Narodzenie zawsze pojawiał się domownik, dumnie dzierżąc siatkę pomarańczy. Banany też każdy w swoim życiu pojadł. Ba, czasami w markiecie można nawet dostać i ananasa i awokado! Świat jednak oferuje o wiele bardziej różnorodną ofertę. Owoc w kształcie pancernika? A może wściekle różowy tajemniczy smoczy owoc? Przygotowałyśmy dla Was ranking owoców, dzięki któremu każdy wybierze coś dla siebie. Kolejność od najsmaczniejszych do najohydniejszych (nie kierujcie się jednak w stu procentach naszą opinią, gusta są bowiem różne!).
ZACZYNAMY!
1. Mango
Tu musiałyśmy się chwilę zastanowić, co powinno dostać zaszczytne miejsce pierwsze, lecz ostatecznie wygrało mango. Pyszne, słodziutkie, soczyste, a w dodatku ma tak piękny kolor. Wyborne i na surowo i w różnych daniach, szczególnie upodobałyśmy sobie mango curry. Wiedzcie, że jeśli uważacie mango za wstrętny, twardy owoc o smaku mydła to znaczy, że trafiliście na wyjątkowo podły egzemplarz. Dostępnie w kilku odmianach lepszych lub gorszych, lecz ogólnie mówiąc, zawsze pyszne! Lubimy również wszystko, co ma smak i zapach mango (tu szczególnie przoduje Keczup, której wszelkie mydła/peelingi/balsamy są zawsze mango), choć niespecjalnie posmakowały nam chińskie chipsy o tymże aromacie.
2. Liczi
3. Chlebowiec (jackfruit)
5. Smoczy owoc
6. Longan
Stało się, sezon na liczi bezporotnie się skończył! No może nie tak bezpowrotnie, będzie za rok... W każdym razie tragedia!
7. Mangostan
8. Wężowy owoc
9. Durian
Legenda. Najbardziej śmierdzący owoc świata. Niebo w gębie, piekło w nosie czy jakoś tak, powiadają. Nie wniesiecie go do hotelu, samolotu czy metra pod karą GRZYWNY!
10. Kumkwat
http://foodservice.treetop.com/fruit-juice/single-serve/smoothies/mango-fruit-full-smoothie-8-oz/
Tu musiałyśmy się chwilę zastanowić, co powinno dostać zaszczytne miejsce pierwsze, lecz ostatecznie wygrało mango. Pyszne, słodziutkie, soczyste, a w dodatku ma tak piękny kolor. Wyborne i na surowo i w różnych daniach, szczególnie upodobałyśmy sobie mango curry. Wiedzcie, że jeśli uważacie mango za wstrętny, twardy owoc o smaku mydła to znaczy, że trafiliście na wyjątkowo podły egzemplarz. Dostępnie w kilku odmianach lepszych lub gorszych, lecz ogólnie mówiąc, zawsze pyszne! Lubimy również wszystko, co ma smak i zapach mango (tu szczególnie przoduje Keczup, której wszelkie mydła/peelingi/balsamy są zawsze mango), choć niespecjalnie posmakowały nam chińskie chipsy o tymże aromacie.
Tutaj nasz ulubiony mango sticky rice, czyli najlepszy deser Azji Południowo-Wschodniej! I tej opinii będziemy bronić, choćby i w wojnie na durianowe skorupy.
2. Liczi
CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=50379
Na pewno znacie liczi, małe, ciemno rożowawo - brązowe, czasami trafia się w Biedronce czy innym Lydlu. Tymczasem widząc liczi w Chinach... na początku nie do końca wiedziałyśmy, co to jest! Dlaczego to jest takie wielkie? Skąd ten dziwny jaskraworóżowy kolor? Toż to taka żarówa, że daje po oczach! To chyba liczi!
- Eeeee... ja to nieszczególnie lubię liczi - stwierdziła Keczup. - Jakiś ono ma taki trochę parchaty smak.
Dnia pewnego Katarzyna przyniosła garść owoców, które dostała od szkolnych przyjaciół.
- Spróbuj! Wspaniałe! - krzyczała od progu.
I rzeczywiście! Smak nieporównywalny z tymi małymi i parchatymi wypierdkami, zrywanymi, gdy są niedojrzałe i wiezione do Europy. To był BOSKI SMAK! On tej pory kupowałyśmy liczi jak szalone, po 2 kilogramy dziennie (naszą motywacją było to, że sezon w Chinach trwa około dwóch miesięcy), żarłyśmy jak szalone! Zresztą liczi ma właściwości uzależniające, więc zaczynasz od jednego i nagle nie ma kilograma, UPS. Nasza chińska współlokatorka była przerażona.
- Ale można zjeść tylko pięć sztuk dziennie, bo inaczej boli gardło! - ostrzegała.
Wyjaśniłyśmy jej jednak, że nasze europejskie gardła są odporne na boleści związane z liczi i możemy jeść bez opamiętania (była szczerze zdumiona). Liczi było jednym z głównych powodów, by nie opuszczać Chin. Jak mamy żyć?! Cóż, przypomniałyśmy sobie o krótkim sezonie i jednak chęć powrotu okazała się silniejsza. Pozostaje nam tylko kupować w Biedronce...
Liczi ukochałyśmy tak mocno, że planowałyśmy nawet pielgrzymkę do wielkiego drzewa, ale praca nieco pokrzyżowała nam plany. Zostawiamy to na kolejną wyprawę do Chin.
3. Chlebowiec (jackfruit)
- Patrzcie! Tu leży największy durian świata! - zakrzyknął ktoś z naszej grupy turystycznej.
- Fuuuuuj! - odkrzyknęła cała reszta.
Nie mogło być innej reakcji, na podłodze w markecie leżało durianopodobne coś, co miało chyba z metr długości i z pół metra szerokości. Jedno się nie zgadza... NIE ŚMIERDZIAŁO!
- Co to za durian, co nie śmierdzi! Podróba jakaś!
Sprawa wyjaśniła się niedługo potem, gdy ktoś przytomny przypomniał sobie o czytanym niedawno artykule o magicznym owocu zdolnym wyżywić cały świat. Tak, to był właśnie chlebowiec. Szkoda nam się go zrobiło, żeśmy oskarżyli go o bycie durianem i powędrował z nami do hostelu (choć niestety nie w całości). Jak smakuje chlebowiec? Wybornie! Określić jest to bardzo ciężko, na pewno mięsisty, o twardej konsystencji (odmiennej od wstrętnej papy duriana), według niektórych przypomina smakiem ananasa, choć nie do końca. Jest słodki, pyszny i bardzo pożywny! Tak właściwie w upalny dzień można się wspaniane wyżywić chlebowcem! Ciekawostka, surowy w smaku przypomina nieco kurczaka i może służyć jako wegański substytut mięsiwa! A może fryteczki z chlebowca? Też się ponoć da!
4. Głowa Buddy Sprawa wyjaśniła się niedługo potem, gdy ktoś przytomny przypomniał sobie o czytanym niedawno artykule o magicznym owocu zdolnym wyżywić cały świat. Tak, to był właśnie chlebowiec. Szkoda nam się go zrobiło, żeśmy oskarżyli go o bycie durianem i powędrował z nami do hostelu (choć niestety nie w całości). Jak smakuje chlebowiec? Wybornie! Określić jest to bardzo ciężko, na pewno mięsisty, o twardej konsystencji (odmiennej od wstrętnej papy duriana), według niektórych przypomina smakiem ananasa, choć nie do końca. Jest słodki, pyszny i bardzo pożywny! Tak właściwie w upalny dzień można się wspaniane wyżywić chlebowcem! Ciekawostka, surowy w smaku przypomina nieco kurczaka i może służyć jako wegański substytut mięsiwa! A może fryteczki z chlebowca? Też się ponoć da!
http://www.istockphoto.com/pl/obrazy/custardappleexcludenudity=true&sort=best&mediatype=photography&phrase=custard%20apple
A co to takiego? My też zastanawiałyśmy się głęboko, widząc to na targu czy w markecie. Jakaś przerośnięta zielona malina! Zdziwienie nasze było jeszcze większe, gdy wujaszek Google podpowiedział nam nazwę owego owocu. Głowa Buddy?! SZOK! Bardzo pragnęłyśmy tego skosztować, niestety ceny narzucono skandaliczne! W końcu nasza ziomalka Chinka przyciągnęła to pewnego dnia do domu i dała popróbować. Wspaniały smak! Coś między gruszką, bananem, a truskawką... Brzmi dziwnie, ale tak jest! Mistyczna moc głowy Buddy! Do tego kremowa konsystencja... Zawsze wypatrywałyśmy potem, czy nie ma jakiejś promocji na taką głowę, lecz niestety... Za każdym razem trafiała nam się leciutko nadgnita. Choć i tak dobra! Znana też pod nazwą jabłko cukrowe, ale proszę Was, co brzmi lepiej?
5. Smoczy owoc
https://pl.wikipedia.org/wiki/Pitaja
Owoc, który zawsze wszystkich jara. Wygląd ma kosmiczny, to prawda, w sałatkach również wygląda szykownie. A jak smakuje? Keczup nigdy nie była jego fanką, natomiast Katarzyna czasami kupowała, gdy na okolicznym targu pojawiała się promocja trzy smocze za 10 juanów (czyli za 6 zł). Do czasu... Aż sprzedano jej owoc, który w środku był super jaskrawo różowy!
- Fuuuuj! Ja tego nie zjem! - lamentowała.
- Przecież smakuje jak normalny, biały smoczy - Keczup się poświęciła i spróbowała kawałek.
- Ale... ale on mi się kojarzy z buracem!
W ten sposób Katarzyna ujawniła swoją burakową fobię. Dlaczego więc co jakiś czas wpada na pomysł, by kupić buraka, bo taki zdrowy? Wracając do smoczego owocu, od tamtej pory zawsze już upewniała się przed zakupem, czy dana sztuka jest w środku biała. A sam smak? Trochę jak kiwi, trochę mdły, ogółem nic specjalnego (Katarzyna krzyczy, że ona bardzo lubi). Jak to powiadają, co kto lubi.
http://www.vitaminclass.com/longan-fruit-benefits/
Stało się, sezon na liczi bezporotnie się skończył! No może nie tak bezpowrotnie, będzie za rok... W każdym razie tragedia!
- Nie płaczcie! Teraz będą longany! - pocieszała nas ziomalka z Mateczki Rasiji.
Idziemy zatem po longany. A cóż to, małe to jakieś, brązowe, od razu czujemy, że nie dorówna to liczi nic a nic. I rzeczywiście, konsystencja niby podobna, środek taki sam jak liczi, pestka też jakby taka... Cóż z tego, skoro to nie jest smak, o jaki nam chodziło! Nie polecamy, spróbować oczywiście można, ale pod szumną nazwą (longan znaczy oko smoka), nie kryje się nic specjalnego. Ot, taka zakąska jak pestki, naobiera się tylko człowiek, a radości brak.
7. Mangostan
http://motionfitnessbali.com/mangosteen-the-queen-of-fruits/
Tego dziwnego kolegę widziałyśmy w Chinach wszędzie, nie zachęcał jednak do spożycia. Dziwna brązowo - fioletowa kula mocy, jak to jeść?! I co to w ogóle jest? W końcu udało nam się (przy pomocy zawsze pomocnego wujaszka Google oczywiście) zdefiniować to jako tajemniczy mangosteen.
- Mówi Ci to coś? - zapytała Keczup.
- Nie bardzo... - Katarzyna pokręciła głową.
Trudno, nie można wiecznie żyć w niewiedzy, kupujemy jednego! Po pierwsze, skóra nie okazała się jednak taka twarda, jak sądziłyśmy i elegencko dało się obrać palcem. A w środku znalazłyśmy... białego gluta. Ani nie wyglądał apetycznie, ani nie smakował wybitnie. Zjadłyśmy bez obrzydzenia co prawda, ale i bez przyjemności i postanowiłyśmy więcej nie kupować. A po jakimś czasie odkryłyśmy, że polska nazwa mangosteena to mangostan! Nigdy byśmy na to nie wpadły!
Nagrałyśmy nawet taki oto filmik z jedzenia mangostanu! Jest na naszym porzuconym YouTube.
Co ciekawe suszone mangostany to bardzo popularna w prowincji GuangXi herbatka. Zakupiłyśmy, ale też cudów nie ma...
8. Wężowy owoc
By っ, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=251765
Zwany przez nas wężową skórką (choć tak naprawdę jego nazwa to salak lub po polsku... oszpilna!). Historia analogiczna do mangostanów. Raźno maszerujemy sobie po markecie i nagle wpada nam w oko coś dziwnego.
- Patrz! Owoc z węża! Można z niego wytwarzać wegańskie torebki typu wężowa skórka!
- Bierzem!
Nie był to owoc tani, oj nie. Za malutką sztukę (wszystkie one są małe) zapłaciłyśmy bodajże 5 zł. Jak to powiadają niektórzy, YOLO, wszystkiego trzeba w życiu spróbować, otwieramy! W środku spora pestka i trzy cząstki w kolorze białym. Oho, od razu kojarzy nam się z mangostanem! Dobra, każda bierze po cząstce i jemy. Raz, dwa, trzy... FUJKA! Jakieś to kwaśne, smakuje jakąś zgnilizną i skiśliną, 5 zł wyrzucone w błoto! A najgorsze jest to, że została jeszcze jedna cząstka! O ile mangostan był ani dobry, ani zły (więc po co to jeść), salak okazał się lekko paskudny (lecz do prawdziwych paskudztw dopiero dojdziemy!).
To, który owoc ma być na miejscu ósmym, a który na dziewiątym wywołało wielką kłótnię (bowiem Katarzyna poważa punkt dziewiąty), ale to ja, Keczup, piszę tą notkę i będzie po mojemu, HA HA.
9. Durian
https://plus.google.com/117663015413546257905/posts/G4MgyaUxE6Y
Legenda. Najbardziej śmierdzący owoc świata. Niebo w gębie, piekło w nosie czy jakoś tak, powiadają. Nie wniesiecie go do hotelu, samolotu czy metra pod karą GRZYWNY!
- A jedliście duriana? Jak było? - takie żarciki odchodzą zawsze wśród ludzi odwiedzających Azję.
To nie może być takie wstrętnie, stwierdziłyśmy. Przecież Chińczycy to kupują! Ba, kupują za spore pieniądze. Kupujemy i my! Małą cząstkę duriana, za którą płacimy jakieś 15 zł, a pani owija naszą tackę folią kilkanaście razy. Śmierdzi i tak! Rozglądamy się za jakimś ustronnym miejscem do spożycia i w końcu siadamy przy stoliku zamkniętej jeszcze kawiarni. Powoli odwijamy. Smród zaczyna buchać. Chińczycy bacznie się nam przyglądają, nie wiemy do końca, czy z zazdrością, czy z obrzydzeniem. Delikatnie trącamy duriana palcem.
- Fuuuj! To ma konsystencję jakiejś ohydnej papy! - krzyczymy.
Dobra, trzeba być odważnym, na raz, dwa, TRZY! Ładujemy do paszczy!
- ALE OHYDA!
Konsystencja przypominała ohydną skisłą cebulę, która przeleżała miesiąc w starej skarpecie, którą można postawić przy wejściu. SMAKOWAŁO TAK SAMO! Nie mogłyśmy znieść więcej niż jeden kęs. Gdzie ten obiecany niebiański smak?! Owinęłyśmy z powrotem w te wszystkie folie i ukradkiem wywaliłyśmy do śmietnika. Nawet nie było nam żal tych 15 zł... Niestety Katarzyna co jakiś czas zaczynała się zastanawiać, czy durian aby na pewno jest aż taki podły i wymuszała jego kupno (zazwyczaj miało to miejsce, gdy odwiedzał nas w Chinach ktoś z rodziny czy znajomych). Potem wpadła na jeszcze straszniejszy pomysł.
- Mam plan! Marzeniem mym jest wypróbować duriana we wszystkich krajach Azji! - zakomunikowała.
- Ale durian jest ohydny... - próbowała zaprotestować Keczup.
Na darmo. Jadłyśmy duriana w Tajlandii (rodzice Keczupa także zostali przymuszeni), durianowe naleśniki i babeczki w Kuala Lumpur, odrobinę w Kambodży, a nawet całego, choć malutkiego, durianika w Malezji! Katarzyna stworzyła własny durianowy ranking, gdzie najlepszy był durian malezyjski, a najgorszy... Nietrudno zgadnąć, oczywiście jak zawsze i wszystko, CHIŃSKI.
Powstał nawet osobny podstyl - durian lolita!
10. Kumkwat
http://christinascucina.com/2014/03/how-to-eat-kumquat-strangely.html
Pewnie myśleliście, że na ostatnim miejscu będzie durian? Niespodzianka, istnieje coś jeszcze gorszego! Taki mały, taki niepozorny, wygląda jak maleńka mandarynka. I kupując go myślałyśmy, że sprowadzamy do domu właśnie taką milusią i słodziusią miniaturową mandarynkę. Pierwszy zgrzyt nastąpił, gdy nie dało się tego normalnie obrać, a skóra za nic nie chciała zejść. Drugi, gdy wpakowałyśmy to do ust. NIEEEEEEEE. Było to tak ohydne, że wyplułyśmy. Gorzkie, cierpkie, smakuje jak jakaś ohydna mieszkanka do zupy z zielem angielskim, anyżem i gałką muszkatołową, wszystko, co najgorsze! Obrzydliwe, paskudne i jeszcze raz ohydne! To jeszcze nic, kupiłyśmy kiedyś mieszankę suszonych owoców i trafił się tam kandyzowany kumkwat. Choć ciężko w to uwierzyć, był jeszcze ohydniejszy! Kumkwacie, przepadnij!
Może sałatka ze świeżutkich kumkwacików?
http://www.simplyrecipes.com/recipes/kumquat_salsa/
Czy jedliście któreś z tych owoców? Jak Wam smakowały? A może macie ochotę na spróbowanie któregoś z naszej listy? Może... duriana? :P
Mi(kupiony w polsce) kumkwat w herbacie mi bardzo smakował ale podzielam miłość do Liczi ><
OdpowiedzUsuńLiczi na zawsze w sercu! <3 Kumkwata już nigdy nie weźmiem do ust!
UsuńZdecydowanie Liczi jest moim ulubionym :)
OdpowiedzUsuńSuszony mangostan w formie herbaty jest smakowity. Zalatuje stęchlizną, ale miłą ;)
OdpowiedzUsuńAgi
Liczi - poznałam i pokochałam :D
OdpowiedzUsuńwww.wkrotkichzdaniach.pl - coś, co Cię (mam nadzieję) zaciekawi :)
Uwielbiam mango! Liczi też jest bardzo dobre, ale nie chce mi się tej skórki obierać... A poza tym chyba naprawdę w Azji musi być mnie gumowate niż te z Biedronki... Dragonfruita chciałam kupić, przy okazji liczi, ale był za drogi i teraz tego żałuję :(
OdpowiedzUsuńWłaśnie w ogóle nie jest gumowate, tylko super soczyste, a skórka nie taka twarda i bardzo łatwo odchodzi. Smoczy jest w Polsce bardzo drogi, to prawda i w sumie średnio wart tego pieniądza (choć wiadomo, próbować trzeba!), lepiej wydać na mango :P.
UsuńNa mojej liście mango również znalazłoby się pierwsze! <3 Zaraz potem dragona, chociaż czasem faktycznie bardzo przypomina bezsmakowe kiwi. ;D
OdpowiedzUsuńDurian... haha chyba u każdego wywołuje te same emocje. Ohydne w smaku i zapachu, a mimo to , ludzie nadal chcą próbować, testować, przez co stał się takim popularnym owocem ;D
Co gorsza, niektórzy kupują duriana, bo autentycznie im smakuje! Ciężko to pojąć umysłem, ale Chińczycy jedzą to ciągle!
UsuńPrawie się zgadzam z listą! Tylko liczi bym wrzuciła na pierwsze miejsce, bo kocham nad życie :)
OdpowiedzUsuńDuriana lubię, ale ilekroć ktoś mnie z Polski odwiedza, to częstuję i nikomu nie smakuje. Ale zapach opisuję tak samo!
A i jak wiem od Wietnamców (chociaż może źle prawią?) - chlebowiec -breadfruit i jakcfruit to bardzo podobne owoce ale inne. jackfruit to to duże i słodkie, a chlebowiec mniejsze i co fryteczki się z niego robi.
Tak, też słyszałyśmy, że chlebowiec i jackfruit to rzekomo inne owoce, ale według nas smakują tak samo! Tylko chlebowiec jest malutki i słodziutki :). Durian ma smak mocno dyskusyjny, ale jak Tobie smakuje, to tylko się cieszyć i zajadać!
UsuńMoże to inny owoc jakiś - to co tutaj zwą chlebowcem na surowo jest takie, że absolutnie nie słodkie... a może niedojrzałe to próbowałam zjeść...?
UsuńKiedyś mi do pracy koleżanka przyniosła duriana i zrobiłam ten błąd, że zjadłam go w środku... Ło rany, co to było. Myślałam, że szef mnie zabije, bo całe piętro capiło...
Nie udało się zjeść liczi w Chinach bo było przed sezonem, więc najczulej wspominam małe pyszniutkie ananasy obrane sprytnymi azjatyckimi rączkami i gotowe do spożycia w całości. A z soczków najlepszy świeżo wyciśnięty, schłodzony sok z granatów. DCz
OdpowiedzUsuńA rambutan? :)
OdpowiedzUsuńBiedny rambutanik już się nie zmieścił, a nie chciałyśmy robić listy na milion owoców. A jeszcze tamandarynowiec miał być, guava, kiwano afrykański ogórek... Smutno!
UsuńTyle próbowania owocków jeszcze przede mną xD mango i liczi mniam, smoczy owoc taki sobie, a reszty nie znam! sądząc po opisie, może nawet dobrze, że nie znam...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam (@abouthippology)
I nagle okazuje się, że połowy z wymienionych na oczy nie widziałam, a już na pewno nie próbowałam :D Chyba pora wybrać się do sklepu i poprubować :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam liczi! Jadłam chyba dwa razy w życiu, ale jest przepyszne :) A o większości pozostałych owoców nawet nie słyszałam, co dopiero mówić o próbowaniu... Preferuję to, co lokalne i sezonowe :) Oczywiście, w trakcie co bardziej egzotycznych podróży nie omieszkam degustować nowych smaków :)
OdpowiedzUsuńJadłam mango i liczi..mango nie bardzo mi smakuje, ale liczi jest genialne
OdpowiedzUsuńMango to dla mnie absolutny numer 1 :) A reszty owocow nie znam! Ale wstyd!
OdpowiedzUsuńUwielbiam mango i liczi. Reszty jeszcze nie próbowałam ;)
OdpowiedzUsuńKupiłam Salak w china town w Holandii i bardzo mi smakował. Był twardawy i słodki :) Pewnie miałyście pecha! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMożliwe, bo jadłyśmy go tylko raz w Chinach, a część chińskich owoców i warzyw jest... średnio dobra, podczas gdy w Malezji czy w Tajlandii zupełnie inny smak!
UsuńJa jestem fanką azjatyckiego mango. Włoskiego avocado i maltańskich mandarynek. Niekompletną Azja ;-)
OdpowiedzUsuńKumkwat je się ze skórką, która jest słodka ;) wtedy kwaśny środek jest zacniejszy
OdpowiedzUsuńTrochę strach, że pryskana chemikaliami...
Usuńa gdzie jest marakuja ? albo granadilla czy karambola ??????
UsuńZabrakło dla nich miejsca :(. Marakuję uwielbiamy <3
Usuń