wtorek, 6 maja 2014

Oppa gangnam staj! Raut część druga - idziemy na chińskie karaoke!

Po wielu namowach i wielu godzinach uzgodnień i udręki nastąpiła... tak tak - klasowa integracja! Na takową wybrało się dzieci 10. Słownie: dziesięć. Nadmienić należy, że 2 osoby są spoza owej klasy. I tak właśnie wygląda życie towarzyskie na poziomie, na którym większość to Azjaci i rozmawiać ze sobą można tylko po chińsku (nie, żeby był to nasz wybór dobrowolny...). Pozostała część 30, chyba, osobowej klasy w owym czasie zajmowała się nauką w SUSHE (akademiku, a jakże). 
Tak więc klasa Keczupa udała się do KTV! 

A oto wielce żałosne pamiątkowe foto z owej wypray. Uśmiechy na twarzach wszystkich dzieci!

Ano na czym takie KTV właściwie polega? 
Należy skrzyknąć grupę ziomków, udać się do jakiegoś potężnego, podlansowanego wieżowca z wielkimi neonami obwieszczającymi - tu mamy wyśmienite KTV i wynająć sobie jakiś skromny pokoik. Poniżej kilka zdjęć podprowadzonych z chińskich stron promujących ten typ rozrywki.


To właśnie potężny wieżowiec, do którego poniosły nas kroki. Jak widać podlansowany pięknie jest, milion pięter również posiada.

Tak pokoik wygląda w środku. Mięciusie kanapy, mięciusie ściany, wielka plazma, dyskotekowe światła, ogółem wielce milusi klimat. Wszystko jak w telewizorni pokazują! Pokoików takich znajdują się miliony, na każdym piętrze kilkanaście, a w każdym wesołe grupki Chińczyków. Tu należy wspomnieć o pewnej niezwykle ważnej rzeczy - grupki te zawodzą niemiłosiernie, wyśpiewując różniste chińskie rzewne pieśni prosto ze swego serduszka. Wooo aiii niiii... - daje się słyszeć zewsząd! Nie pomaga zamknięcie pancernych drzwi, ani te dźwiękoszczelne ściany, śpiew Chińczyka dopadnie Was wszędzie, a już szczególnie w drodze do kibelka.

Jako, że do KTV przychodzi się śpiewać, pierwsze miejsce, do którego Chińczycy kierują swe kroki jest BUFET! Oferuje on miliony potraw i napitków - wśród nich oczywiście nieśmiertelne kurze łapki do ogryzania, głowa kaczki, ryba z głową i inne tego typu wyśmienite dania. Z tego względu my zazwyczaj ograniczamy się do nudnego zestawu ciast o nieco toksycznym wyglądzie (ozdobionych dajmy na to pomidorkiem koktajlowym lub listkiem pietruszki), słodyczy, owoców, sałatek, milk tea i różnistych koktajli.


Jak widać, wybór jest potężny! A to tylko jeden stół z wielu! Chińczycy chodzą po dokładki oczywiście nie raz, nie dwa. W końcu jedzenie to podstawa egzystencji tegoż narodu! Ważniejsze jest nawet niźli WOOO AIII NIIIII (z chińska - kocham Cię). Przecież przy pomocy jedzenia można zdobyć miłość i wiele innych cennych rzeczy! Przed jedzeniem są już tylko pieniądze - za pieniądze można mieć bowiem zarówno jedzenie, jak i miłość.

Przejdzmy teraz do klasowych wyczynów w naszym pokoiku. Po zdobyciu upragnionych tac ze strawą (należy dodać, że panowie zachowali się naprawdę szlachetnie - przypilnowali miejscówki, gdy dziewczęta jako pierwsze udały się zdobyć jadło), zabraliśmy się za wybór pieśni. Po lewej stronie można zauważyć malusi monitorek, gdzie można ustawić playlistę, głośność i takie tam.


Jest i rzeczony pomidor użyty do dekoracji ciasta!


I już tace są puste! I już Katarzyna śpiewa wniebogłosy! Nawet bez mikrofonu - wszakże można śpiewać i do pałeczki!


Tu skromna taca Keczupasa - można przyjrzeć się jej zdrowotnej diecie!


Ręka ducha sięga po... tak, tak! Rybę z głową! Rybę ową wybrała sobie Keczup, aczkolwiek szybko zrezygnowała i sprytnie podrzuciła ją na talerz Katarzyny. Jednak i ona wykazywała lekkie obrzydzenie w stosunku do owej głowy, która łypała okiem to tu, to tam. Ostatecznie ryba z głową została podarowana uprzejmemu ajusshiemu z Korei, który O DZIWO (!) przyjął ją z wielką wdzięcznością i podejrzanym entuzjazmem.


Mimo, że sromotnie nas oszukali i zawołali znienacka wyższą cenę za nasze śpiewy (może nie były tak piękne jak chińskie wykonania), uśmiech z twarz dziewcząt nie znikał (tylko mina Keczupasa jakaś niewyraźna, ale wiadomo - o jej skąpstwie krążą legendy) i postanowiły uczynić kolejną pamiątkową foteczkę! Choć może to też być wynik tego, że na odchodnym wciśnięto nam w dłonie wielką siatę wypełnioną piwem - niestety skasowali też za nią ponad 200 juanów. Piwo wstrętne i bez alkoholu, ale postanowiliśmy zgodnie - trzeba je gdzieś obalić! 
Padło na nieco obskurną budę, gdzie właściciele pozwolili nam bez krępacji raczyć się naszym alkoholem przy stoliku.

EDIT. Właśnie nam się przypomniało, skąd wziął się tytuł posta i dlaczego uśmiechy nie schodziły z naszych twarzy! Otóż jako ostatnią pieśń tego wieczora, jednogłośnie wybraliśmy Gangnam Style oraz nakazaliśmy klasowemu Koreańczykowi ją odśpiewać. Początkowo protestował, ale kiedy wszyscy rozpoczęli radosny taniec nie miał wyboru... Szokujące było widzieć kogoś, kto zna ten szatański język, zwany koreańskim. Głęboko zastanawiamy się nam emigracją do Korei w celu nauki na chwałę Lee MinHo i oczywiście NASZYCH chłopaków (z SuJu rzecz jasna, ale tego nie trzeba chyba dodawać).


To właśnie nasze piwo o wdzięcznej nazwie CHILL. Alkoholu to nie miało nic a nic (niektórym jednak udało się ponapijać), za to na dole posiada dumny napis Kopenhagen!
Którego też odczytywanie na głos z odpowiednio duńskim akcentem sprawiło wszystkim wiele radości.


Rzeczona siata, ohydna miska na zlewki (tak, buda naprawdę była z tych obskurnych) i świńskie ochłapy zamówione przez Korełańca.


Nagle oczom naszym ukazał się szokujący widok! Foliowa kotara, jednocześnie będąca ścianą tego przybytku, reklamowała różne rodzaje mięsiw, jakie można tu spożytkować. Jak widać, mięso z poczciwej kuricy, trochę przysłoniętej krowy oraz... PSA! Czy to owczarek niemiecki? Pierwszy raz, odkąd mieszkamy w Kantonie (gdzie podobno zimą dziadki jedzą psy dla zdrowotności) ujrzałyśmy to na własne oczy! Aż ręka Keczupa zadrżała, przez co zdjęcie niestety nie jest najwyższej jakości.


O chińskim restauracjach pewno jeszcze kiedyś napiszemy, ale proszę spojrzeć! Naczynia są zafoliowane, a więc można mieć pewność, że czyste! Co wieczór bowiem zabiera je specjalna firma, myje, foliuje i rano rozwozi po jedzeniowych budach. Impreza już niestety dogorywa, w końcu prawdziwe Kopenhagen Beer to nie przelewki!

Na koniec niesłychana wieść! Podczas pisania tej notki Keczup odpalała muzę z komóry (wiadomo - na komórze robi się wszystko) i odkryła, że mieszkamy na GANGNAMIE! Jak to się stało?! Ano odnalazła tekst pieśni Gangnam Style i śpiewała a capella, bardzo ochoczo i bardzo głośno, udając, że świetnie zna koreański. Katarzyna niestety nie wytrzymała tego nerwowo i rzekła - Pani, choć z muzyką! A pewno, chiński telefon Keczupa w sekundę znalazł piękny ów utwór, a po chińsku jest nazwa brzmiała......

JIANGNAN STYLE! (江南style)

A Jiangnan (Middle Road) to nasza poczciwa ulica! OŻ!

TAKOŻ K-POPOWCEMNA DZIŚ BĘDZIE POCZCIWY PSY:)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz