poniedziałek, 11 stycznia 2016

Bożonarodzeniowy jarmark w chińskim wydaniu

Pewnego razu Katarzyna wróciła do domu wyjątkowo rozemocjonowana oraz z okrzykiem następującej treści: "Wystawili targ z różnym dobrem! Kupują tam Murzyni!". Skoro kupują tam Murzyni to dobry znak, może znajdzie się coś jadalnego (tak, WSZYSCY obcokrajowcy nie znoszą kantońskiej kuchni i wszyscy obcokrajowcy to jedna wielka rodzina, absolutnie nie chcemy nikogo obrazić tym żartobliwym w tym kontekście słowem). Po kilku dniach psychicznego zbierania się (wielki targ i hordy Chińczyków działały nieco odstraszająco) w końcu postanowiłyśmy. IDZIEMY! Dla dobra naszego i naszego bloga! Chwyciłyśmy aparato i dawaj, w drogę! Droga nie była długa, bo namioty handlowe wystawiono na naszej dzielni, pomiędzy szklanymi domami.





Wchodzimy i od razu takie dobro! Stragan z delikatesami z samiuśkiego Tybetu, królowało oczywiście suszone mięso z jaka. Jest to najwspanialszy przysmak, Keczup spotkała kiedyś na bakpakierce Polaków wracających z Tybetu i twierdzili oni, że przez 2 tygodnie musieli jeść mięso jaka W KÓŁKO!



Dostępny był także wyrób z nogi jaka w postaci butelczyny na trunek. Piękna rzecz!


Panowie degustują chińską wódkę o nazwie Baijiu (bajdzioł). Proszę zauważyć, jak uważnie kosztują po łyczku! Czy próbowaliście kiedyś tego specyfiku? Jeśli tak, pewnie w tym momencie okrutnie się skrzywicie, a jeśli nie wyjaśniamy - jest to wyjątkowo ohydny smak, porównywany do rozpuszczalnika lub zmywacza do paznokci z lekką nutką ananaska.



Tak to wyglądało w środku. Jak na Chińczyków przystało, wszędzie syf.



Ukochane przez Chińczyków jagody goji, mnogość gatunków do wyboru do koloru, oczywiście po taniości. Katarzyna bardzo lubuje się w reperowaniu swojego zdrowia (nadszarpniętego przez dzieci) przy pomocy tych jagódek.



Różne paskudne suszeniny. Nie wiedzieć czemu, ale ZAWSZE, gdy przechodziłyśmy obok kramu ze śmierdzącą suszoną rybą, grzybami czy innymi potwornościami, panowie sprzedawcy bardzo ochoczo namawiali nas do degustacji.... DLACZEGO?! W kierunku Katarzyny pokrzykiwali też: Dziewuszka, dawaj pasmatrić! XD



Jak łatwo zauważyć, tematem przewodnim całego targu, były płody rolne, wytwórstwo metodą hand made oraz rzemieślnictwo. Często produkcja odbywała się zresztą na miejscu. Tu pan wytwarza płaty sezamowo-miodowe, występujące w Polsce jako sezamki czy inne batony orzechy.


Zdrowotne płaty o różnych smakach. Nakupiłyśmy sobie, a jak! Są pyszne!




Nagle zauważyłyśmy, że tłum naszych przyjaciół tłoczy się w jednym miejscu. Oho, tam musi być coś ciekawego! Zbratałyśmy się z tłumem i co się okazało? Perły, Pani, najprawdziwsze perły! Stół zastawiono misami wypełnionymi perłami z różnistych kolorach i wielkościach, a dookoła stołu rozsiedli się panowie, by te dobro wybierać. Oglądali każdą jedną perłę i byli bardzo wybredni, a pani sprzedająca zgrabnie formowała im z tego bransoletki i naszyjniki (pewno dla swoich dziewcząt/żon, każda porządna Chinka bowiem WYMUSZA na swoim mężczyźnie ciągłe prezenty, w przeciwnym razie wielki foch). Nawet nikt nie namawiał nas do zakupu, bo przecież kobieta sama sobie pereł nie kupuje, NO HELOŁ!




Mieli nawet muszle! Perły sprzedawano po taniości, bodajże 5 juanów sztuka.


Kolejne stoisko biżuteryjne, tym razem sprzedające ozdoby w stylu chińskim (rzeźbiony uśmiechnięty Budda lub kapusta pekińska) oraz różniste kamienie. Z boku widać też skóry jakiegoś dzikiego zwierza! NIEEEEE!





Dodatki do herbat.


Jak widać, mąkę można wymąkować ze WSZYSTKIEGO! I ze starożytnego kaktusa, i wspaniałego korzenia i nawet papai! Mąka z papai mocno nas pociągała, choć jej cena już mniej. 50 zł za kilogram!



Następnie spostrzegłyśmy mistyczną chińską pałkę, której zadaniem jest uśmierzać ból oraz leczyć wszystko, co się da, przy pomocy przykładania jej do różnych części ciała. Obok kolejna pałka do okadzania chorych członków.



A tak wygląda pałowanie w praktyce. Wielu było chętnych do zadbania o swoje zdrowie!


To, co zobaczyłyśmy później, przerosło już nasze pojmowania świata. Kolekcja suszonych węży i innych gadów reklamowała... zdrowotny jad węża, panaceum na wszelkie dolegliwości!


Chętnych na nacieranie się jadem było nawet więcej niż na okłady pałą! Nie dałyśmy rady zdzierżyć tam długo, bo śmierdziało obrzydliwie, a węże nie gapiły! Chińska medycyna to zdecydowanie coś, czego nie ogarniamy. Wieści głoszą, że niegdyś w naszym Głandzo znajdował się bazar, gdzie można było zakupić wszystkie najgorsze obrzydlistwa typu suszone potwory morskie, smalec z borsuka, suszonego sprasowanego psa czy łapę tygrysa spod lady, a wszystko to oczywiście dla zdrowotności! Miejsce to na szczęście zamknięto po tym, jak padło na nie podejrzenie o wywołanie epidemii SARS.




Umiłowane przez Chinczyków przenośne radyja i telewizorki. Tak, odpalamy to publicznie na największą głośność, każdy na pewno chce posłuchać wraz z nami rzewnej chińskiej pieśni o miłości. Najlepiej w pociągu po 10 godzinach jazdy i o 5 rano.




Wielce zagadkowe stoisko oferujące różne spleśniałe owoce. Na pierwszym planie pomarańcze! Nie ma co się śmiać, my lubujemy się w serach pleśniowych, a Chińczyk ma swoje wyborne owoce.



Komu kiszonki?



Uśmiechnięci panowie walą młotkami w deski.



A w końcu z tym desek powstają piękne fujary.



Nie zabrakło oczywiście stoisk gastronomicznych. Kupowanie jedzenia jest bowiem męczące i należy w międzyczasie coś przekąsić. I to wszystko, co najlepsze, śmierdzące tofu w kolorze niebieskim...



Oraz po prostu przepyszny ogórek morski, rzekomo dobry na płuca. Okazja cenowa!



Chętni mogli też zakosztować wyśmienitej gry 9D w bardzo atrakcyjnej cenie 15 juanów. My już swego czasu zakosztowałyśmy tej gry i zabawa całkiem niezła, choć niestety nie w otoczeniu suszonych węży i śmierdzącego tofu. 



Jak to na bazarze bywa, odbywali się różniste pokazy, a to mielenia warzyw najlepszym na świecie mikserem...



A to prezentacja garnków. Tak swojsko <3


Coś dla konkretnych kupujących. Co tam garnki, co tam spleśniałe pomarańcze, jak można po prostu chwycić mrożoną kurę z głową i łapeczkami, zanieść do domu i wrzucić do zupy, a łapeczki ogryźć sobie wieczorem przed TV.



Piękne stoisko łączące w sobie sprzedaż mopów oraz produkcję napoju z bambusa.



Tu coś naprawdę dziwacznego. Machina wprawiająca człowieka w drganie! PO CO?!




Raźno idziemy dalej, popatrując na potężny wybór grzybów...


Wspominałyśmy o wyrobie produktów bezpośrednio na straganie. Tu podziwiać możemy produkcję pasty sezamowej! Bardzo jest ona pyszna i zdrowa, ale my mamy już swojego sprawdzonego rolnika z prowincji Shandong, który wyrabia pastę w machinie stworzonej z beczki i sprzedaje oczywiście na Taobao XD.




Największe mango świata!



Trochę suszonych potworów do ogryzania przy filmie?


I w tym momencie skończyła się część żywnościowa, a zaczęła obuwniczo-odzieżowa. Piękne lakierki za 100 juanów wydały nam się średnio interesujące, toteż postanowiłyśmy się po cichu ulotnić. Najwięcej szału robił pan, który prezentując możliwości sprzedawanych przez siebie walizek, walił nimi w ziemię oraz po nich skakał! Niestety pan był tak energiczny, że nie udało się tego procederu uchwycić na zdjęciu :(. 



I wesoło potrząsając siateczkami z zakupami ruszyłyśmy do naszego mieszkania zwanego pieszczotliwie norą. Tak oto spędziłyśmy pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia, prawie jak na jarmarku bożonarodzeniowym (wcześniej byłyśmy oczywiście w pracy z dziećmi).


Jak Wam się podoba wytwórstwo Chinczyków? I jak myślicie, jakie wiktuały zaniosłyśmy ze sobą do domu? A przede wszystkim, co WY byście wybrali?

Odpowiedzcie sobie szczerze, a my uciekamy! BAJ BAJ!

4 komentarze:

  1. Brałabym sezamki i suszonki owocowe/ orzechowe i herbaty tonę XD Reszta mnie lekko odrzuca X_X;;;;

    OdpowiedzUsuń
  2. zabiłabym się za te suszone ryby :D naprawdę

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo różnorodny ten jarmark, można na nim dostać tak wiele interesujących rzeczy :O Ja gdybym tam była kupiłabym właśnie coś w stylu sezamków oraz jagody goi. Pierwszy raz słyszę o tym morskim ogórku, zainteresowałam się tym :O

    OdpowiedzUsuń
  4. Pierwszy raz widziałam bożonarodzeniowy jarmark w Chinach. Z chęcią bym się sama kiedyś na taki wybrała, mimo opisujących przez Ciebie nieprzyjemnych zapachów. ;)
    http://agnieszkawygladalafotografia.blogspot.com/2016/11/haul-rossmann-49.html

    OdpowiedzUsuń