sobota, 25 marca 2017

Plan filmowy w Dubrowniku - tak się kręci hollywoodzkie filmy!


W czasie naszej skromnej bakpakierki po Bałkanach bardzo chciałyśmy odwiedzić Chorwację. Niestety tak się złożyło, że nazbyt długo zabalowałyśmy w Bośni i Hercegowinie, która wybitnie ujęła nasze serca (dlaczego, przeczytacie tutaj --> cudowności Bośni). Wobec tego czasu zostało niewiele, ale wygospodarowałyśmy nieco na odwiedzenie Dubrownika. Wszyscy zawsze twierdzą, że to wielce wspaniałe i szykowne miejsce, postanowiłyśmy się więc przekonać, czy nie kręcą. A że szczęście nam akurat sprzyjało okazało się, że dziwnym zbiegiem okoliczności trafiłyśmy w sam środek hollywoodzkiej produkcji! Jak to się stało? Proszę czytać!

Dubrownik przywitał nas wiosenną atmosferą, milusią temperaturą i wspaniałymi widokami na Adriatyk. Kąpieli niestety nie było, ale prawie 20 stopni w porównaniu do 0 (tyle było, gdy wyjeżdżałyśmy z Polski) to raj i radość.


Tu już wiosna! Ptaszki śpiewają, rosną kwiatki, słońce przygrzewa. Nam niestety przygrzało aż za mocno, gdy prawie dwie godziny szukałyśmy kwatery, ciągnąć bagaże po milionie schodów (znaczący minus przenoszenia się codziennie z miejsca na miejsce). Nic to, zostawiamy torby i raźno ruszamy na zwiedzanie!


W oddali już widać posępny fort! Wszystko, co skrywa się za murami, zostało wpisane na listę UNESCO i jest to najprawdziwsze średniowieczne miasto. Szaleństwo! Widząc to, mamy przeczucie, że dziś czeka nas wielogodzinne drałowanie (przeczucie to jeszcze nigdy nas nie zmyliło).


Miny nasze momentalnie rzedną, gdy widzimy to! Jednodniowe zwiedzanie wynosi 170 kun chorwackich, czyli 100 złotych polskich. Zdzierstwo!
- A rodzice moi ostrzegali, że drogo... Ale żeby aż tak! - Keczup miała złamane serce.
Długo skąpstwo nasze walczyło z duchem podróżnika. Dodatkową przynętą były darmowe przejazdy komunikacją miejską, która okazała się również skandalicznie droga. A drałowanie z naszej kwatery zajęło nam chyba z pół godziny!
- Co czynić?! - Katarzyna czuła się rozdarta.
- A może by tak przedrzeć się na mury miasta nielegalo? - zasugerowała Keczup.
Nielegal zawsze najlepszy, mimo to Katarzyna kategorycznie odmówiła. Jest ona bowiem turystą praworządnym, a ponadto służbistą. Raz prawie umarła ze wstydu, gdy pani prawadnica - stewardessa w samolocie linii Aeroflot upomniała ją, że nie zapięła pasa.


Ostatecznie pożałowałyśmy pieniądza (i dobrze zrobiłyśmy, ale o tym później) i ruszyłyśmy żwawo bez biletów. Naszym oczom ukazało się takie oto posępne wejście!


A tuż za nim ustawiła się ekipa filmowców z takim oto sprzętem i ogromną kamerą. Początkowo myślałyśmy, że kręcą widoczną w ścianie figurkę świętego na potrzeby telewizji Trwam czy innego TVP, lecz wtem ujrzałyśmy wojów w demonicznym zbrojach pełnopłytowych i obwieszonych złowieszczym orężem.
- Na honor pradawnej księgi chaotycznej magii! Co się dzieje?! - zakrzyknęła Katarzyna, która jest wielką fanką wszelkiej maści wojowników.
- Może kręcą jakiś filmik reklamowy... Cho zwiedzać!


Kilkoma susami minęłyśmy panów w zbrojach, starając się nie wleźć w kadr i postąpiłyśmy dalej. Wtedy to doszłyśmy do wniosku, że raczej nie kręcą tu skromnego filmiku reklamowego o tytule "Wakacje w Chorwacji, rozrywka z historią!", a coś grubszego. Widzicie tą panią po lewej? Malowała ona drewniane płyty na starodawny kolor, a płyty te cięto i przyczepiano do murów. Tak, te wszystkie brązowe i zielone drewniane elementy to atrapy!


Z drugiej strony roboty były mocniej posunięte i wyglądały tak. Niestety nałożono zakaz wchodzenia na górę, a szkoda, bo byłby szał. Oprócz tego wszędzie łaziło milion ludzi z ekipy filmowców, ciągnąc dziwne machiny, a panowie ochroniarze pilnowali kamer za miliony złotych monet.
- Dobra, Pani, a czy w Dubrowniku nie kręcą przypadkiem Gry o tron? - przypomniała sobie Keczup.
- A tak! Toż to Kings's Landing to Dubrownik i gdzieś tu muszą być te słynne schody, co goła Cersei nimi szła! - emocjonowała się Katarzyna.
Keczup niestety obraziła się na ów serial i przestała oglądać po śmierci wytrawnego woja Khala Drogo, lecz Katarzyna widziała nieco więcej odcinków.
- Pani, przecież jest nawet specjalna strona internetowa King's Landing Dubrovnik i tam wszystko jest, co jest czym! Jest Pani profanem i tyle.
- Gra o tron gupia i tyle! - podsumowała Keczup.


Minęłyśmy filmowców, różnistych przebierańców i wymachujących mieczami zadającymi 5k6 obrażeń (dwukrotnie więcej nieumarłym) młodzieńców. Trzeba by coś w końcu pozwiedzać! Jako, że przyjechałyśmy bodajże w najgorszym momencie sezonu, czyli w lutym, turystów nie było zbyt wielu (90% ludności to chyba ekipa filmowa). Oprócz nas i jeszcze kilku zbłąkanych podróżników wyróżniały się głównie koreańskie wycieczki, których członkowie chodzili w T-shirtach i klapkach.



Odprawa statystów. Dwóch Koreańczyków z wycieczki obmyśliło wspaniałą zabawę, która polegała na szybkim doskoku, ustawieniu się w szeregu i zapozowaniu do zdjęcia. Głupia mina obowiązkowa! O dziwo, filmowcy nie dali im po łbie, a jedynie posłali im wzrok pełen pogardy. 



Zmierzamy w stronę morza i portu. Spójrzcie na ten majestatyczny widok! W porcie oczywiście stało milion jachtów, pływały statki z wycieczkami i ogółem było bardzo milusio.  



Nagle nasz wzrok padł na mury po drugiej stronie. Zaraz zaraz, a cóż to za dziwna budowa?



Skradamy się z drugiej strony i proszę! W najlepsze trwa tu budowa średniowiecznego miasta! Toż to szał na całego! Coraz bardziej skłaniamy się ku opcji Gra o tron, choć pewności nie ma, bo każda z nas odmawia zapytania kogoś z ekipy.


Green box wyrusza na wycieczkę łodzią.


Warto również nadmienić, że w porcie spotkałyśmy grupę aktorów przebranych za zbójów i pomalowanych czarną pastą do butów. Był też człowiek mocujący innego typu ozdóbki na murach.
- Przypatrz się - rzecze Keczup. - Pamiętasz takie chorągwie, sztandary i magiczne znaki z Gry o tron?
Katarzyna nie kojarzyła, choć mamrotała, że te herby to jakieś takie chyba angielskie. Wobec tego należało zdobyć się na odwagę i zapytać kogoś, co tu się dzieje. W końcu po różnych wyliczankach, ciągnięciu słomek i innych ustaleniach, padło na Katarzynę.
- Ale ja się wstyyyyydzę - jęczała.
- Wszyscy mówią po angielsku, to musi być poważna produkcja! Idź! - Keczup popchnęła ją w stronę brodatego jegomościa o aparycji posępnego pirata.
Jegomość uśmiechął się tylko tajemniczo i odparł:
- Psssst. Nie mogę powiedzieć, to tajemnica.
A niech to! Chcą nas zrobić w konia, balona, a nawet w jajo! 



Zwiedzanie zwiedzaniem, ale od jakiegoś czasu czułyśmy już potężne pragnienie oraz głód. Niestety nie mogłyśmy zaspokoić ani jednego, ani drugiego w którejś z licznych jadłodajni, gdyż ceny były skandaliczne (80 zł za pizzę, serio?!)
- Och, gdyby gdzieś tu ukazał się na przykład malutki Konzum... - Katarzyna oddała się marzeniom (Konzum to bałkańska sieć supermarketów).
- Ej, patrz! Tam jest chyba Konzum! - zauważyła nagle Keczup.
Był! Schował się za pomnikiem!



Niestety ceny w Konzumie przyprawiły nas o straszliwe boleści, wobec tego zakupiłyśmy jedynie wybitnie żałosny prowiant. Znalazłyśmy za to słynne schody, po których szła goła Cersei!



Pokręciłyśmy się tu i ówdzie, lecz głód morzył nas już wielki i miałyśmy plan ugotować w naszej kwaterze najtańszy makaron z najtańszym sosem pomidorowym i najtańszym serem (zdradzimy, że był to chyba najgorszy makaron, jaki jadłyśmy w życiu). Keczup podjęła próbę nielegalnego przedarcia się na mury, lecz niestety ekipa filmowców montowała tam kamery i została grzecznie wyproszona. Do tego wszystkie muzea były zamknięte z powodu małej liczby turystów, więc decyzja o nie kupieniu biletów była wspaniała. Kierujemy się zatem do wyjścia, gdzie okazuje się, że zdążono już zbudować coś takiego! Tego tu wcześniej nie było!


Katarzyna jara się sztucznymi kamieniami... z gąbki.


Wychodząc widzimy, że wojowie szykują się do szturmu miasta! Korzystając z okazji, że wszyscy pracownicy okolicznych sklepów i restauracji wyszli na zewnątrz, by oglądać to widowisko, podchodzimy do pani kelnerki.
- Przepraszamy, a co tu kręcą?
- Nowego Robin Hooda! - wykrzykuje pani.


Usatysfakcjonowane mistyczną wiedzą, którą udało nam się posiąść odchodzimy, słysząc za plecami uderzenia metalu i bojowe okrzyki. Pniemy się po schodach, by spojrzeć na mury z góry. I wtedy widzimy obłoki dymu nad miastem.
- Chyba puszczają wszystko z dymem! Uciekajmy!



Ostatni widok na posępne mury. No dobra, może i nie ostatni, zdecydowałyśmy bowiem przydrałować tu jeszcze raz wieczorem. Nie ma, że głód! Nie ma, że nogi bolą! Nie ma, że praca na psychologię nie napisana i chce się spać! Zwiedzać, bakpakierka nie jest dla leszczy!


Na wpół łysa palma! Jako ciekawostkę powiemy, że w końcu zaobserwowałyśmy, jak rosną palmy. Nie od dołu, a do góry, to jest prawdziwy szok! Miłość nasza do palm chyba nigdy nie zblaknie <3.


Jak Wam się podoba Dubrownik? Czy myślicie, że plan filmowy to przednia atrakcja, czy może zepsuli nam zwiedzanie? Czy byliście kiedyś w Chorwacji?

A nowy Robin Hood już w przyszłym roku! Chyba się nawet wybierzemy :P.

24 komentarze:

  1. Absolutnie odjazdowo! Zawsze chciałam coś takiego zobaczyć, nawet bardziej niż stare budynki Nowej Huty skąpane w listopadowej mgle! Dałabym 100 zł żeby to zobaczyć z bliska *. *

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, Nowa Huta też ma swój urok :). A nawet w końcu nie trzeba było płacić!

      Usuń
  2. Cały post jest tak fantastycznie opisany! Czytam i aż chce mi się tam z Wami być!
    Stawiam na to, że kulisy takiego planu filmowego to świetna atrakcja i nie każdego może spotkać! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękujemy! Wystarczy po prostu znaleźć się w odpowiednim miejscu i czasie i atrakcja gotowa :).

      Usuń
  3. Ja kiedyś widziałam jak kręcą Ojca Mateusza, to prawie to samo xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Żałuję, ale to chyba nie Gra o tron. Tam nie było takich herbów :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie. W końcu się okazało, że nie Gra o tron.

      Usuń
    2. Chociaż z tym Robin Hoodem mogła być podpuchą:D

      Usuń
    3. Wszystko sprawdziłyśmy w internecie i Robin Hood okazał się być prawdą! :)

      Usuń
    4. Szkoda :/ Ja zawsze wietrze spisek i szukam drugiego dna :)

      Usuń
  5. Dodatkowa atrakcja, o ile nie jest zamknieta cała okolica ;)
    Ja w zeszłym roku przemykałam przez plan w Lublanie w Słowenii ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękne miejsce ale żeby aż tak drogo! Chyba z konserwami bym tam pojechała :-D

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytałam z wielką przyjemnością :) Macie super styl, zabawny i wciągający, brawo! Trafiłam przypadkiem, ale pewnie będę zaglądać częściej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękujemy za piękne słowa! Proszę wpadać :).

      Usuń
  8. To musiało być niesamowite przeżycie oglądać kręcenie filmu i to w takich okolicznościach. Dubrownik wygląda bardzo interesująco.Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Dubrownik wyglada pieknie na waszych zdjeciach, nam udalo sie zobaczyc jedynei poludnie Chorwacji wiec taka wycieczka mam nadzieje przed nami i plus ta przygoda ! :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Piękne miasto. Żałuję, że nie maiłam okazji zawitać podczas ostatniej wizyty w Chorwacji.

    OdpowiedzUsuń
  11. Piękne zdjęcia. ;] Widać, że podróż niezwykle udana.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ajć! :) A jakieś perły znalazłyście? ;))) Dubrownik piękny! Ja bym szukała możliwości wkręcenia się na plan. ;)A co! Może dostałabym rolę jakieś księżniczki - nie Marion, bo ta pewnie już obstawiona!

    OdpowiedzUsuń
  13. Warto jest odżałować mamonę i jednak wejść na mury starego Dubrownika, bo widoki są zachwycające. Chorwacja niestety jest droższa z roku na rok, ale za to ludzie przyjaźni, morze niesamowicie błękitne i mnóstwo atrakcji zarówno przyrodniczych jak miejskich (te wąskie urokliwe uliczki...). DCz

    OdpowiedzUsuń
  14. Fantastyczne widoki, miejsce warte odwiedzenia, piękne zdjęcia :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Co za przygoda! Te mury nie wyglądały dla mnie bardzo zachęcająco, a tu taka niespodzianka w środku!

    OdpowiedzUsuń
  16. Dubrownik, super. Też o nim ostatnio pisałam, ale plan zdjęciowy mnie ominął,heh. Miałyście fart zobaczyć coś nie codziennego, bomba jak dla mnie.

    OdpowiedzUsuń