środa, 8 czerwca 2016

LOLITA PARTY HARD, czyli jak się bawią chińskie lolity część kolejna. Bałnsy w Sheratonie i jemy pizzę na czas!


Czas na kolejną notkę z cyklu "Lolita fashion w Chinach"! Jak może wiecie, w Chinach lolita ostatnio zyskuje na popularności coraz silniej, co wiąże się z różnego typu wyśmienitymi eventami. Każdy mangowy konwent obfituje w atrakcje sticte lolicie, takie jak pokazy mody, stoiska firm czy spotkania z ciekawym człowiekiem (czyli japońską modelką Kimurą U), a zdarzają się i imprezy bardziej okazałe i stylowe. Tym razem przyszło nam uczestniczyć w Tea Party na około 100 osób, a więc dość spore. Zapraszamy zatem na party!
Powstał już specjalny vlog o zabawie z chińskimi lolitami, więc jeśli ktoś nie widział lub pragnie obejrzeć ponownie, ma taką okazję!



Pierwsza burda wydarzyła się jeszcze przed wyjściem z domu, kiedy po wymalowaniu się, odzianiu i zaczesce, gdy chciałyśmy sprawdzić adres i pędzić przed siebie, okazało się, że... internet się rozdupił, a adresu NIET! Brak dostępu do Taobao (tam kupiłyśmy bilety), komórka Katarzyny odmawia współpracy, na komórze Keczupa właśnie pokończyli się pieniądze! CO CZYNIĆ! Na szczęście pan taksówkarz okazał się pojętny i zrozumiał nasze zawiłe tłumaczenia, a w międzyczasie udało nam się resztę adresu zdobyć różnymi pokrętnymi sposobami. Ok, jedziemy! Co się okazało? Przyjechałyśmy pod Sheraton! SZOK! Panowie w liberiach otworzyli nam drzwi, powitali uroczyście, potrzymali torebki, kłaniali się w pas, jednym słowem wspaniała obsługa! Wchodzimy do środka, a tam co? Ano znajomy widok, pałetający się bez celu Chińczycy w piżamach i dresach, o prezencji przeciętnego obwiesia. Warto bowiem wspomnieć, że super bogaci Chińczycy często wyglądają jak pierwsze lepsze ciecie lub jak bezdomni. Serio, jak czasem widzim, kto siedzi na kółkiem Porsche za miliony albo jakie kantońskie babcie (w piżamach) grają w najlepszych kasynach Makau, to przecieramy oczy ze zdumienia.

Druga burda wydarzyła się podczas wejścia na salę, gdy okazało się, że nie posiadamy jakiś magicznych numerów, które miałyśmy podobno dostać na komórę. W Chinach bowiem wszystko załatwia się na komórze. Płacąc za wszystko pieniądzem zamiast komórą, jesteśmy staroświeccy i niemodni oraz narażamy się na śmieszność. Myślałyśmy, że przyjdzie nam wrócić do domu, lecz na szczęście pomoc zaoferowała jedna z dziewcząt i  tym samym uratowała nasze dobre imię.

I jesteśmy! Milion lolit zajmuje się, a jakże, JEDZENIEM! Jedzenie jest przecie najważniejszą sprawą w narodzie chińskim. Gdy ogłaszane jest Tea Party, wygląda to mniej więcej tak - data, ilość osób, miejsce, ewentualni goście i program na dwa zdania plus dwie strony A4 MENU! Od przystawek i zup, przez dania głównie, zimne i gorące, chińskie i zachodnie, przekąski, sery, owoce morza, aż po desery i napoje. Klient musi mieć wybór!




Po ulokowaniu się przy stoliku, ruszyłyśmy napełniać talerze! Jak to mówią, kiedy wejdziesz między wrony... A tak serio, to okazja do zajadania jadalnych, a co więcej pysznych straw nie zdarza się nazbyt często i trzeba korzystać.





Wśród Chinek największym powodzeniem cieszyły się krewetki z głową, których każda miała pełniutki talerz.



Wśród nas największym powodzeniem cieszyła się pizza, której Keczup zjadła dziesięć kawałków (Katarzyna nie podołała temu rekordowi). Na zdjęciu widzicie wersję mięsną, ale my byłyśmy wierne edycji specjalnej z SEREM PLEŚNIOWYM <3


Coś dla osób pro zdrowotnych lub jaroszy (tacy Chińczycy chyba nie istnieją) - skomponuj własną sałatkę!



Więcej pizzy! Pan cały czas dorabiał coraz to nowe placki i piekł je w piecu wbudowanym w kolumnę. Świeże dostawy co chwila!




Czy widzicie piec w okrąglaku na środku sali?



Kolejka do stoiska, gdzie wydawano chińskie specjały rybne. Nas niespecjalnie interesują ryby z głowami, idziemy dalej.



Sushi też nas nie skusiło. Sushi jemy ciągle, chcemy pizzę! Wszystko również wyrabiane na bieżąco i na świeżo. W Chinach, a już w szczególności w naszym Kantonie, najważniejsza jest świeżość. Dlatego właśnie je się rybę z głową, bo można łatwo ocenić, ile ma już godzin. Krewetki niesie się do domu jeszcze żywe, podskakujące w siateczce i nikt, ale to nikt normalny nie kupuje mrożonych ryb czy owoców morza.



I na koniec słodycze. Po nie przyjdziemy później, wszak najpierw należy się solidnie najeść! Chińczycy nie mają z tym problemów i radośnie jedzą ciasto z krewetkami, a tort przegryzają skrzydełkami. Idąc do restauracji, nie należy się dziwić, że najpierw przyniosą nam deser, potem zupę, a w międzyczasie doniosą makaron. Co więcej, Chińczyk zacznie od tego właśnie ciasta, potem popije zupką i doprawi makaronem (lub zje wszystko na raz) XD.




Wracamy do stolika i zaczynamy jeść. To jest właśnie ten moment, w których zaczynają nawiązywać się znajomości z dziewczętami siedzącymi obok. Luźne pogaduszki o sukienkach, o jedzeniu, o Chinach i oczywiście wspólne focie z ręki (z gębą napchaną pizzą!). Niestety nieco przeceniłyśmy swoje możliwości i w połowie posiłku wymiękłyśmy (nic się jednak ostatecznie nie zmarnowało, ale o tym później).



Wszyscy siedzą i jedzą. Po prawdzie, to impreza wydała nam się trochę nudna, samo jedzenie, żadnych atrakcji, żadnych pokazów, żadnych sprzedaży, integracja mała, mało kto chce wspólne kawaii focie. Lichość, Panie, LICHOŚĆ! Było kilka dobrych stylizacji, ale większość uczestniczek odziała po prostu najnowsze Angelic Pretty bez żadnych ozdób czy dodatków i dawaj. Ewentualnie ogromne sukienki z Baby za 5 tysięcy juanów, również w stylizacjach typu kiecka i nic więcej. Sądziłyśmy, że skoro Tea Party zorganizowało Gothic Lolita Union of China to ładnie byłoby odziać jakiś chiński brand, lecz według Chinek liczą się w życiu dwie rzeczy - AP i Baby! I później wszyscy myślą, że jesteśmy ubogie i nie stać nas na japońskie sukienki, taka prawda (autentyczna historia!!!).



W międzyczasie odbył się jednak niewielki pokaz mody, lecz okazał się on nad wyraz lichy, bo:
a) zaprezentowała się tylko jedna firma - Chess Story (choć projekty były ciekawe)
b) wyszło może z 5 modelek, które przechadzały się między stolikami
c) nie wszyscy zauważyli, że trwa pokaz i dziewczęta łaziły między modelkami i wybierały jedzenie XD




I czas na foteczki!







A oto i nasze zdjęcia! Karol Keczup tym razem postanowiła iść nie w klasyk, nie w słit, a w naprawdziwszy zły GOTH i siać mrok dokoła!



Prawdziwie złe oblicze, snujące plany zapanowania nad światem.




Ałtfit Keczupa: sukienka - Citanul (podmarka Krad Lanrete), koszula - Magic Potion + żabot ukradziony koszuli z Dear Celine, torebka - Alice and the Pirates, underskirt - Little Dipper, buty - Angelic Imprint (Taobao), skarpeta - Alice and the Pirates, ozdoby/biżuteria - Cici Works

Katarzyba natomiast kontunuuje swoją księżniczkową klasyg zajawkę i odziała się w takie oto pastele.



Ałtfit Kaha: sukienka - Krad Lanrete, koszula - Lady Sloth , torebka - Long Ears and Sharp Ears Studio, underskirt - Lady Sloth, buty - Lizz Jill (Taobao), rajstopy - Mu Fish (Taobao), ozdoby/biżuteria - randomowe sklep z Taobao lub Cici Works







3 komentarze:

  1. Te party to przede wszystkim jedzenie,dobrze ze choć dobre.Wy oczywiście super wyglądacie.:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wyobrażam sobie zabawy, gdzie się je i nawet nie da się w sumie pogadać z ludźmi, bo wszyscy mają napchane mordki. Podziwiam, że wytrzymałyście :D Mimo wszystko zazdroszczę, może kiedyś spotkamy się w Chinach, za kilka lat, heheh xD Pozdrawiam i tak w ogóle, to świetne sety >.< Jak wy jesteście ubogimi lolitami, to ja się nie odzywam, bo wstyd xDDD
    ♥♥♥♥♥

    ♥ www.rena-uchiha.blogspot.com ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eeee, aż takie ubogie nie jesteśmy, tylko Chinki tak myślą, jak odziewamy coś innego niż najnowsze BRANDO XD.
      Nas jedzenie w sumie bawiło mocno, bo normalny chleb, pizza i ser pleśniowy to są w Chinach drooogie rzeczy niestety. Chińskie imprezy nie należą do wybitnie rozrywkowych, taka prawda. Do Chin proszę wbijać, tu czeka PRZYGODA!
      Pozdrawiamy!

      Usuń