Staramy się, żeby nasz blog nie poruszał tematów politycznych i może tylko z raz wyrwało nam się "dupa Duda". Mimo to, mieszkając w Chinach, pilnie śledziłyśmy polską scenę polityczną, głosowałyśmy w konsulacie i wracając do Polski liczyłyśmy, że te wszystkie jajca, o których czytamy, to jednak jajca. Tak poważnie, to nie mieściło nam się to wszystko w głowie. I dalej nie mieści. A najbardziej nie mieści nam się w głowie to, że wyjechałyśmy z, w sumie, fajnego kraju, a wracamy do jakiejś smutnej, komunistyczno-naziolskiej rzeczywistości, która traktuje obywateli przedmiotowo (jest nawet reżimowa telewizja!). Dlatego dzisiejszy wpis będzie naszym małym wkładem w #czarny protest oraz, oczywiście, co nieco o głupocie Chińczyków (w tym przypadku chińskiej władzy).
1. Polityka jednego dziecka
Każdy słyszał, że Chińczycy mogą mieć tylko jedno dziecko. To prawda taka sama jak to, że Chińczyk żyje za miskę ryżu i je psy. Nawet w szkole tego uczyli! Pojawia się kolejne pytanie, dlaczego tak jest? Skąd się wzięła owa dziwaczna polityka? Narzucili ją komuniści, a może już któryś z licznych cesarzy wpadł na ten genialny pomysł?
źródło: Wikipedia.pl
Po drugiej wojnie światowej świat ociupinkę się zmienił, a ludzie zaczęli się zastanawiać "jedno głupie posunięcie, jakaś wojenka i koniec świata!". Zawsze można też rozwalać świat po kawałeczku, wyeksploatować zasoby tak, że nawet ziarnka ryżu nie zostanie! Coraz więcej mówiło się o przeludnieniu, w Chinach, na skutek eksperymentów dobrego wujaszka Mao panował przeogromny głód. Mądrzy ludzie uznają, że cały kraj cofnął się do XIX wieku! Chiny musiały coś zmienić i to szybko! Przyrost naturalny w Chinach przypominał ten z krajów afrykańskich, w skrócie dziesiątka dziatwy biegająca na bosaka ze świniakiem. Kraj mógł albo nadal pogrążać się w biedzie albo spróbować coś zmienić. Tu wchodzi nasza ulubiona partia komunistyczna i wydaje okrzyk: "Bogaćcie się!". Tylko jak tu się bogacić, jak gęby do wyżywienia wyjadają wszystko do gołej gleby, a Chińczyki siedzą na prowincji i płodzą nowe dzieci?! Wtedy ktoś wpadł na pomysł genialny i nowatorski i by zlikwidować różnice ekonomiczne i społeczne w 1977 roku wprowadzono nową politykę demograficzną.
Na czym polegała owa polityka?
W największym skrócie: jedna para - jedna dziecko. By nacja chińska nie wymarła zbyt szybko, każda para powinna móc się pochwalić 2,1 dziecka. Nie trzeba być wybitnym matematykiem, żeby zauważyć, że regulacja ta miała na celu nie tylko zatrzymać wzrost populacji, ale znacznie ją zmniejszyć.
2. Jak to wyglądało w praktyce?
W praktyce regulacje te nie dotyczyły całości społeczeństwa, jak to zwykle bywa znaleźli się równi i równiejsi. Na dwoje dzieci mogli sobie pozwolić rodzice sami będący jedynakami. Znacznie łatwiej kontrolować duże ośrodki miejskie czy bardziej ludne prowincje. Na wsiach na zapadłych prowincjach uskuteczniano proceder ukrywania dzieci! Nawet nie trzeba było kazać im uciekać do stodoły czy komórki pod schodami. Zwyczajnie ich nie rejestrowano (a dziecko bez rejestracji nie istnieje), rejestrowano na stare bezdzietne ciotki i tego typu rzeczy. Zgodę na drugie dziecko można było uzyskać (za pozwoleniem władz prowincji!), jeśli urodziło się dziecko niepełnosprawne, a czasem nawet... dziewczynka.
Jak najłatwiej wykryć pary nielegalnie spodziewające się dziecka? Zatrudniamy jakieś stare ayi (takie cioteczki, niekoniecznie spokrewnione) bez zajęcia i każemy im donosić. Sąsiadka ma nadmiernie zaokrąglony brzuszek? Na biednej chińskiej prowincji ciężko o ciasteczka! Szybka wiadomość do odpowiedniej policji i już nagle pracodawca zaczyna straszyć męża zwolnieniem, odebraniem różnych premii czy przydziału świniny!
3. A co, jeśli ktoś nie posłucha?
Stało się, noga się powinęła, potomek spłodzony, brzuch się powiększa! CO TERAZ?! Oprócz wspomnianych już wcześniej problemów w pracy, najstraszliwszą karą była oczywiście konieczność ZAPŁACENIA GRZYWNY. Tak tak, przepis złamany, należy się grzywna, czyli tak zwany podatek od burżujstwa, jakim jest posiadanie dwójki dzieci. Wysokość grzywny była ustalana w zależności od regionu, statusu społecznego i miliona innych rzeczy. Przekraczały oczywiście możliwości zwykłych obywateli, jak uciskać to na całego. Co ciekawe, wpływy z kar były całkiem pokaźnym wpływem w budżecie państwa! W sumie uzbierało się tego około 200 bilionów juanów, nawet nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić, ile to twarzy przewodniczącego Mao! Najwyższą w historii grzywnę zapłacił filmowiec Zhang Yi Mou, który wraz z żoną zdecydował się na TRZECIE dziecko. Tak! Dokładnie! NA TRZECIE. Trzeba było wypłacić aż... 7,5 miliona yuanów!
4. Skandale i nadużycia
Pomijając już że sam pomysł, żeby państwo decydowało, czy ktoś może się rozmnażać czy nie, jest bardzo dziwaczne, to polityka partii komunistycznej dawała pole do wielu dziwacznych naruszeń. Szczególnie restrykcyjnie była stosowana wobec mniejszości etnicznych. Dodatkowo pewnym osobom, na przykład o lekkim stopniu niepełnosprawności, nie dawano zgody na zawieranie małżeństw. BO NIE.
Najbardziej hardkorowym nadużyciem były jednak PRZYMUSOWE aborcje. Masz nielegalne dziecko? To już nie masz!!! Zdarzały się one nawet w siódmym czy ósmym miesiącu! W 2012 roku bardzo głośna była sprawa rodziny Feng Jian Mei - ich dziecko zostało przymusowo usunięte w siódmym miesiącu. Po opublikowaniu zdjęć martwego ciała dziecka w Internecie, temat stał się bardzo głośny, a internauci wpadli w szał. Dopiero po tym przymusowe aborcje stały się prawnie zabronione. Zabronione, nie znaczy, że nie są wykonywane (tak tak, w Chinach prawo prawem, a rzeczywistość swoją drogą...). Hellou... mamy XXI wiek. Wiecie o tym, Chińczycy?
Na tle przymusowych aborcji przymusowe sterylizacje wydają się już lajtowym nadużyciem...
5. Do czego doprowadziła głupota ludzka?
Założeniem programu planowania rodziny było niedopuszczenie do urodzenia się około 250 milionów obywateli (przypomnijcie sobie, ile ma Polska?). Program miał obowiązywać 20-30 lat, ale został rozluźniony (zniesiony to doprawdy za duże słowo) dopiero w zeszłym roku. Partia chwali się, że w ten sposób nie dopuszczono do zwiększenia populacji o około 400 milionów, ale specjaliści od demografii uważają, że liczby te są bardzo zawyżone (wiecie, jak to jest w komunizmie...). Wyrobienie miliona procent normy w nierobieniu dzieci przyniosło oczywiście pewne dodatkowe zmiany. Najważniejszą z nich jest to, że....
Chiny to teraz kraj starych ludzi. Najpopularniejszym modelem rodziny jest 4:2:1. Czterech dziadków, dwoje rodziców i jedno dziecko. Gdy to dziecko wchodzi w wiek produkcyjny okazuje się, że na jego barkach zaczyna spoczywać utrzymanie dziadków i rodziców. A Chińczycy żyją długo... A dziadkowie muszą mieć drobne juaniki na codzienny hazard w parkach.
Prócz braku rąk do pracy pojawia się kolejny problem: nierównowaga płci. W chińskim społeczeństwie, które wyrosło jednak na podłożu konfucjańskim, potomek płci męskiej był priorytetem, kontynuatorem roku, sadził drzewo i takie tam. W związku z tym bardzo często dokonywano aborcji z uwagi na płeć płodu, nie rejestrowano dziewczynek, bądź je ZABIJANO. Tak tak. W Chinach dzieciobójstwo było (i podejrzewam, że są miejsca, że nadal jest) poważnym problemem.
Wyobraźcie sobie, że w 2000 roku na każde 100 dziewczynek przypadało aż 117 mężczyzn. Niby nie ma dramatu, ale znacznie więcej dziewcząt opuszcza prowincje, by zdobyć wykształcenie albo po prostu kosztują życia w wielkim mieście i... powrót na zabitą dechami wieś, gdzie dom trzeba będzie dzielić ze świnią, niekoniecznie już je pociąga (zasadniczo Chinki są dużo bardziej obrotne niż Chińczycy). Przez to mężczyźnie, zwłaszcza rolnikowi, trudno jest znaleźć partnerkę. Miliony mężczyzn nigdy ich nie znajdzie. Jak to przekłada się na uczuciowe życie Chińczyków? Proszę sobie wyobrazić sfrustrowanego Chińczyka gdzieś na prowincji na końcu świata, który pasie świnię, a starzejący rodzice jęczą mu nad uchem: synku, kiedy dziewczynę przyprowadzisz? A dziewczyn zwyczajnie NIE MA! Kiedyś pokusimy się o notkę o randkowaniu w stylu chińskim, to są szałowe historie!
6. Nasze doświadczenia
Pracowałyśmy z dziećmi, więc możecie domyślać się, że swoje widziałyśmy i coś możemy powiedzieć. Nie wiemy, jak jest na odległych prowincjach albo wśród biednych ludzi (tam jakoś nie dane nam było zawędrować), bo z nimi nie miałyśmy styczności, ale podejrzewamy, że mniej różowo niż w Guangzhou, Shenzhen czy Shanghaju. My uczyłyśmy dzieci z wybitnie burżujskich domów (co przekładało się niestety na ich wstrętność i poziom rozpieszczenia). Dzieci, które latały na wakacje do Europy, miały wszystko czego zapragną, najnowsze ajfony i gadające zegarki, a za zajęcia dodatkowe płaciły grube pieniądze. Dialog z takimi dziećmi wyglądał tak (zazwyczaj odbywało się to przy okazji tematu rodzina):
Teacher: Dzieci, kto ma brata lub siostrę?
LAS RĄK! Okrzyki ja, ja, JA!
Dziecko 1: Ja mam brata i siostrę!
Dziecko 2: A ja mam dwóch braci, babcię i psa!
Teacher: A Ty, Johny, ile masz osób w rodzinie?
Johny: DZIESIĘĆ!
Teacher: Jak to dziesięć? Kogo?!
Johny: Mama, tata, babcia, dziadek, babcia, dziadek, siostra, brat, drugi brat, pies... I JA!
Dzieci: Teacher, on kłamie, on ma jednego brata!
Johny: Mam dwóch!
Dzieci: Drugi to Twój kuzyn, a nie brat!
Wtedy mały Johny zapodawał focha i biegł bić dzieci. Potem okazywało się, że brat, będący zarzewiem konfliktu, ma 25 lat i jest dzieckiem z poprzedniego małżeństwa ojca. Normalną rzeczą jest bowiem w Chinach, że pan po 50tce, posiadający dorosłe dzieci, ma drugą żonę w wieku lat 20 kilku i małe dzieci z nią (w burżujskich przedszkolach tacy rodzice stanowią większość).
Jak widać, dzieci te najczęściej miały rodzeństwo. Ba, zdecydowana większość. Posiadanie dwójki czy trójki dzieci świadczy o statusie materialnym. A wiecie, że Chińczycy lubią się pokazywać...
Faktem jednak jest, że po złagodzeniu polityki planowania rodziny, chińskie parki zaroiły się od maluteńkich niemowląt i kobiet w ciąży. NIGDY NIE WIDZIAŁYŚMY TYLU KOBIET W CIĄŻY!
7. Czemu o tym piszemy?
Bo tak, jak w Chinach, i w Polsce niektórzy chcą nam mówić, co mamy robić. A to chyba nie jest sprawa państwa. No chyba, że już jesteśmy państwem komunistycznym
Ale chyba nikt nie chce żeby na świecie było 2 miliardy Chinczykow komunistycznych? Tych Tajwanskich i hong kongskich to jak do mnie może być nawet i 5 miliardów.
OdpowiedzUsuńPewnie, że nikt ich nie chce! Niestety rozłażą się ostatnio po świecie okrutnie... Co do Tajwanu to nie wiemy, jak tam jest, ale niestety w Hong Kongu i w Makau coraz więcej jest Chińczyków napływowych z Mainlandu...
UsuńNo wiec właśnie. Skoro nie chcemy 2 miliardów Chinczykow to chwała Bogu i Mao za politykę jednego dziecka i Wielka szkoda ze ja właśnie znoszą. Brrrr. Będzie tego talatajstwa jeszcze więcej.
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze się to czyta choć straszna prawda. Z drugiej strony tekst razi klasizmem, rozumiem, że pracowałyście raczej z elitami. Jednak sposób traktowania z wyższością ludzi kole po oczach - zwłaszcza w tekście o rolniku, który koniecznie "pasie świnie", zabieg stylistyczny, który ma pokazać niski życiowy status wręcz go do tych świń sprowadzając (jakby szczególnie upokarzające było bycie rolnikiem w każdym kraju ;) ) warto nad tym punktem popracować, bo tekst naprawdę bardzo płynni się czyta.
OdpowiedzUsuńPrzerażająca rzeczywistość, ale ciekawa
Jest to raczej taki żart, bo właśnie w tym tonie wypowiadały się nasze chińskie koleżanki. Również chińskie nauczycielki, które z takich oto wsi wyjechały i naśmiewały się z chłopów, co tam zostali. To, że żyją z świnią w domu, jest faktem w wieeeeelu miejscach i chińska wieś to naprawdę trudne do życia i straszliwe miejsce. Nasz styl pisania jest lekko prześmiewczy. Ogółem jesteśmy etnolożkami i nie mamy nic do chłopa;)
UsuńSpoczko, ja to rozumiem, tylko nadal dla mnie to sposób, który jako jedyny w całym tekście razi
Usuń