Posty o pracy nauczyciela w Chinach zawsze bardzo Was interesują. Zazwyczaj jest to nasza perspektywa, czasami też opowiedziane przez nas historie naszych znajomych. Doszłyśmy do wniosku, że ciekawą opcją będzie oddanie głosu innym. Każdy ma bowiem inną perspektywę i doświadczenia. A dla Was, jako naszych czytelników, być może wyjazdem zainteresowanych, każdy głos może być cenny. Jako pierwszy wypowie się Andrzej z bloga No i po co tam jedziesz. Nasz dobry przyjaciel, który przez dwa lata pracował w Guangzhou. Jesteście ciekawi? Zapraszamy!
Dzień dobry! Bez zbędnego przedłużania: powiedz nam dlaczego zdecydowałeś się na wyjechanie do Chin?
Hej! Wyjechałem do Chin, ponieważ nie chciałem już siedzieć w Polsce. Mamy piękny kraj, ale to Daleki Wschód od zawsze mnie fascynował. Pierwszy taki pomysł pojawił się, gdy byłem w Japonii. Miałem okazję zaprzyjaźnić się z trójką Tajlandczyków i to dzięki nim moje myśli kierowały się ku przeniesieniu się i pracowaniu w Azji. Poza tym pomyślałem - raz się żyje i postawiem wszystko na jedną kartę.
Czy kilka lat temu widziałbyś się w takiej roli?
W roli nauczyciela w Chinach? No niekoniecznie. Pracowałem wcześniej jako nauczyciel, ale z młodzieżą i dorosłymi. Niemniej jednak w roli nauczyciela się widziałem - jedynie kraj się zmienił.
Chiny, ponieważ sporo moich znajomych było już w Chinach wcześniej i mogłem mieć lepsze rozeznanie. Plus dwie dobre duszyczki - Keczup i Katarzyna - zaoferowały swoją pomoc
Dlaczego akurat Chiny?
Chiny, ponieważ sporo moich znajomych było już w Chinach wcześniej i mogłem mieć lepsze rozeznanie. Plus dwie dobre duszyczki - Keczup i Katarzyna - zaoferowały swoją pomoc
I tak i nie. W zasadzie, gdy jest się świeżynką i nie wie się, gdzie co i jak może być to trudne. Trzeba znaleźć przez internet różne agencje lub chodzić i pytać po szkołach. Jednak gdy mieszka się już chwilę i zna innych nauczycieli, jest się w specjalnych grupach na wechacie, to znajduje się prace bardzo łatwo i szybko.
Jak wspominasz pierwsze lekcje?
Myślałem sobie “Co ja tu robię?”. Czułem się jakbym był pajacem, a nie nauczycielem. Chińczykom głównie chodzi o to, aby biały nauczyciel wygłupiał się na zajęciach i robił same zabawy. Do tego miałem mojego szefa na karku cały czas. Zastąpiłem jednego z najlepszych nauczycieli, jakich miał i dlatego wciąż byłem obserwowany, czy godnie go zastąpię czy nie.
Najgorsze wspomnienie… Ponieważ mam alergię na banany i nieświadomie zjadłem bułkę z nadzieniem bananowym, spędziłem w szkolnej toalecie bardzo długo, wymiotując i ledwo stojąc na nogach. Chiński staff wiedział o tym, jednak nie było przejęcia się moim zdrowiem tylko pytanie kiedy zacznę lekcję. Dodatkowo nie mogłem przeżyć ciągłego dokładania dziwacznych i zbędnych zadań przez szefa, który nie szanował swoich pracowników, zarówno tych chińskich jak i tych z zagranicy. Plus jedne zajęcia, gdzie miałem ucznia, który zawsze dłubał w nosie wyciągał ciągnącego sobie gluta i owijał go na palcu. Z trudem powstrzymywałem wymioty.
Ok... troszkę fujka... A tak dla odmiany: jakie są Twoje najlepsze wspomnienia?
Jednym z najfajniejszych wspomnień jest widzieć uczniów, którzy rzeczywiście się czegoś nauczyli. To było bardzo motywujące do dalszej pracy. Również moi prywatni uczniowie zrobili mi urodzinową niespodziankę, upiekli tort, zrobili własnoręcznie prezenty (np. rysunki). Było to super miłe. I ostatnim najlepszym wspomnieniem było, gdy jednocześnie zwolniłem się z moją przyjaciółką z naszej pierwszej szkoły, której nie cierpieliśmy.
Oczywiście. Pokrótce - nasz szef w pracy miał tendencję do wyzyskiwania i obrażania wszystkich pracowników. Były momenty, że chciałem się zwolnić, ale wszystko wracało do normy. Wtedy zazwyczaj, gdy ja nie miałem zatargów z szefem o wdzięcznym imieniu Bruce, moja przyjaciółka (Agata) miała i ona zamierzała opuścić szkołę. Było tak kilkakrotnie, ale nigdy z Agatą nie mieliśmy ochoty odejść w tym samym czasie. Los jednak sprawił, że w końcu trafiło na taki moment. Żadne z nas nie chciało robić pracy na rzecz promowania szkoły za free, gdzie w każdej szkole ludzie dostawali za to ciężkie pieniądze. Pojawił się znowu problem. Gdy Bruce wpadł do klasy Agaty i zaczynał przeklinać przy dzieciach, miarka się przebrała. Czekaliśmy na odpowiedni moment, by jak najmniej stracić na odchodzeniu z dnia na dzień. Kupiliśmy dla wszystkich pracowników i dzieci prezenty pożegnalne. Poczekaliśmy do chińskiego święta Założenia CHRL (pierwszy tydzień października). Tydzień wolnego i tydzień do wypłaty. Tak było najlepiej, ponieważ traciliśmy jedynie pieniądze za tydzień pracy (wypłaty były w połowie miesiąca). Ostatniego dnia wręczyliśmy wszystkim prezenty i gdy byliśmy już w domu, wysłaliśmy na naszą grupę pracowniczą piękne wiadomości, że odchodzimy. Zrobiliśmy to w tym samym czasie. Buchając śmiechem. Oczywiście na tym się nie skończyło. Bruce próbował narobić nam kłopotów w wielu grupach pracowniczych, abyśmy nie mogli dostać innej pracy. Na szczęście wielu nauczycieli wstawiło się za nami, opowiadając o wszystkich przekrętach względem poprzednich pracowników, jakich Bruce dokonał. Wielu pracowników zostało zwalnianych niezgodnie z umową, nie dostawało pieniędzy, bądź tylko część. Bruce był takim małym karaluchem wyzyskującym i oszukującym ludzi. Tym bardziej cieszyliśmy się, że daliśmy mu po łapach. Kilka dni póżniej kolejni nauczyciele odeszli z jego szkoły. O ile mi wiadomo, nikt nie chce tam zostać na dłużej do tej pory. I tak miał szczęście, że byliśmy tam z Agatą aż 1,5 roku.
Pamiętamy chryję z Brucem i była to gruba akcja. A teraz, by nieco rozładować atmosferę: może pamiętasz najgłupsze imiona chińskich dzieci?
Seven - dziewczynka była biedna przez to imię. Kilka osób z naszej szkoły miało z nią demo lekcję. Za każdym razem, gdy pytaliśmy jak ma na imię, mówiła “Seven”, wtedy automatycznie z przyzwyczajenia każdy nauczyciel mówił “nie pytam o wiek, pytam o imię” po czym próbował wytłumaczyć różnicę w pytaniach o wiek i imię. Po kilku lekcjach demo z różnymi nauczycielami dziewczynka przestała cokolwiek odpowiadać (tak była zmieszana). Z innych głupich imion to np. Sill (parapet, próg) czy np Iphone.
Jakie są 3 największe pozytywy i 3 negatywy tej pracy?
Z pozytywnych rzeczy to na pewno:
Praca daje możliwość ciągłego uczenia się. Zawsze pojawia się nowe słówko, poprawia się wymowę.
Ma się długie wakacje dwa razy w roku, pozwalające na podróżowanie.
Finanse, które ułatwiają realizację marzeń.
Ztej drugiej strony to niestety:
Chińczycy naprawdę potrafią być nie do zniesienia - zarówno dzieci, jak i dorośli.
Niepewność pracy. W zasadzie 95% nauczycieli pracuje na lewo. Złapani na tym przez jakąś kontrolę są automatycznie deportowani.
Przymus kłamania, że jest się z kraju anglojęzycznego. W jednej szkole kazali mi ściemniać, że jestem Kanadyjczykiem. W innej na szczęście każdy wiedział, że jestem Polakiem, ale niestety musiałem mówić, że część mojego życia spędziłem w UK. Jest to bardzo irytujące, czułem się bardzo bardzo źle i wiedziałem, że jeżeli ktokolwiek dowiedziałby się prawdy, byłyby spore kłopoty.
Wydaje mi się, że mógłbym spokojnie wrócić do takiej pracy. Dawała ona sporo swobody w życiu i mimo różnych lepszych i gorszych dni, było zabawnie. Gdy już się ma swoje ulubione klasy, uczniów praca staje się o wiele przyjemniejsza. Poza tym jest to praca w której się całkiem dobrze czuję. Nie mógłbym pracować w korpo. Obecnie rozważam powrót.
Wow! Ostatnia informacja nieco nas zmiotła z ziemi, ale życzymy powodzenia <3 Dziękujemy za rozmowę <3
Haha, przyda się. Również dziękuję.
Jeśli chcecie jeszcze więcej Andrzeja, to zapraszamy na jego facebookowy fanpage! Polecamy szczególnie miłośnikom Japonii, bo ten Pan jest japoniowym specjalistą.
Dajcie też koniecznie znać, czy podoba Wam się taka forma wpisów i czy chcecie więcej nauczycielksich wywiadów. Mamy jeszcze kilka potencjalnych ofiar!
Nie mogłabym pracować na lewo, ale widzę siebie w jakieś korporacji ;D
OdpowiedzUsuńMy też się niebawem zaprzedajemy korpo :P.
UsuńŚwietne doświadczenie :)
OdpowiedzUsuńO Dżizzzaaaaassss, ale mamy miny... nie widziałem tego zdjęcia :P
OdpowiedzUsuńToż to hitowe zdjęcie z Shamenu, jak Chińczycy wyjątkowo natrętnie chcieli nam robić sesję zdjęciową i pokazywaliśmy im drzewo XD.
UsuńBardzo dobrze się czytało wywiad. Historyjki i doświadczenia są ważne wiec im więcej osób się zwierza tym lepiej :D
OdpowiedzUsuńSuper! Fajnie dowiedzieć się czegoś więcej. Chiny to naprawdę intrygujący kraj, a sam fakt nauczania i wychowywania dzieci mówi dużo.Czekam na więcej takich wpisów! ;)
OdpowiedzUsuńFajnie się czyta taki wywaiad. Miło sie patrzy jak polacy spełniają się w świecie i poznają nowe kraje. Przy tym pracują i robia to co lubią. Jednak praca bez ubezpieczenia, bez żadnej umowy jest trochę przerażająca zwłaszcza jak się słyszy o deportacji.
OdpowiedzUsuńOj tak, brzmi trochę przerażająco. Tak naprawdę to nie znamy nikogo, kogo by przyłapali i chcieli deportować, za to w mediach co jakiś czas straszyli (głównie deportacjami rosyjskich modelek). Niemniej jednak, brak ubezpieczenia to była trochę masakra, bo koszty leczenia w Chinach są straszliwe. A i z umowami lubili kręcić...
UsuńUbezpieczyć się można zawsze samemu :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajny wywiad. Chiny mnie nieco przerażają, ale moja podróżnicza dusza pewnie zwycięży i kiedyś się tam wybiorę! :)
OdpowiedzUsuńSuper doświadczenie kulturowe! Wierzę w powiedzenie "podróże kształcą" i tu widzę przykład naprawdę ciekawych lekcji życia. :)
OdpowiedzUsuńOdważny człowiek, życzę sukcesów w przyszłości ;)
OdpowiedzUsuń