Jak pewnie wiecie, Berlin ma w naszym serduszku specjalne miejsce, bo i piękne sklepy gotyckie i wyborna scena alternatywna, w budach tanie jadło, Alexanderplatz i duch historii, a także taniość w Lidlu. Niektórzy powiadają, że Berlin to jednak nie całe Niemcy i nie zna prawdziwych Niemiec, kto tylko w Berlinie postawił nogę. Smutno nam się zrobiło, więc przy najbliższej okazji za cel wyjazdu obrałyśmy słynne z gotyckiej katedry miasto, czyli Kolonię. A okazja była nie byle jaka, bo występ wspaniałych drag queens z RuPaul's Drag Race w ramach trasy Werq The World, gdzie miałyśmy świętować urodziny naszej drogiej koleżanki Sake. Zapraszamy za zabawę!
Dla nas wycieczka zaczęła się o świcie, gdy to wsiadłyśmy do polskiego busa celem pojechania do samiuśkiej stolicy. Potem do Modlina i kiedy już szykowałyśmy się hardo do wejścia na bramkę Ryanair ogłosił:
- Drodzy pasażerowie. Niestety mamy 2 godziny opóźnienia.
Nic to, stwierdziłyśmy zgodnie. 2 godzinki na lotnisku w Modlinie to sama radość, poplotkujemy sobie, napiszemy po artykule i zarobimy, będzie fajnie.
- Opóźnienie zwiększa się do 3 godzin. Sorry pasażery.
Tego już było za wiele! Zamkną nasz hotel, zamkną metro, będziemy bezdomne i skończył nam się już cały prowiant naszykowany na wyjazd. Głód! Tymczasem Ryanair postanowił wynagrodzić podróżnym stratę i każdemu dał voucher na najtańszą kanapkę ALBO gorący napój. Chyba nie musimy dodawać, że kanapka była wyjątkowo ohydna i stało się po nią pół godziny w kolejce. Nic to, przecież 3 godziny opóźnienia skutkuje odszkodowaniem od głupiego Ryanaira, haha!
- Panie, będziemy bogate! - uradziłyśmy wesoło.
Niestety, wtem na tablicy opóźnienie z 3 godzin magicznie zmienia się na 2.55 i w z odszkodowania nici. Głupi Ryanair!
- Nie możecie tam chodzić po nocy! Niebezpieczeństwo! Ordnung! Weźcie taksi, dobrze radzimy.
Tak też uczyniłyśmy i tym sposobem 20 euro poleciało w siną dal, dzięki Ryanair. Podchodzimy do starego NRDowskiego bloku z płyty, bo to właśnie tu miał się mieścić wynajęty przez nas apartament o wybitnej nazwie Workers' Apartaments.
- Pani, toż to środek nocy, wszystko zamknięte! - Keczup i Sake zrobiły zbolałe miny.
Wtem Katarzyna uśmiechnęła się od ucha do ucha.
- Tak się składa, że z lotniska zadzwoniłam do właściciela tego przybytku i smsem przysłał mi kod do maleńkiego sejfu zamontowanego na drzwiach sklepu spożywczego, a w tym sejfie są klucze do apartamentu! - wyznała.
- COOOOO?!
I rzeczywiście! Znalazłyśmy sklep spożywczy, Katarzyna sięgnęła ręką za kratę, wklepała kod i sejf stanął otworem. W międzyczasie dwaj przechodnie zainteresowali się naszym włamem do sklepu, ale na szczęście nie krzyczeli POLIZEI. Apartamenty stoją otworem!
Całą noc spędziłyśmy na bredzeniu i opracowywaniu historii, jakoby jeden z uczestników RuPaul's Drag Race tak naprawdę był sprzątaczką, nikogo więc nie zdziwiło, że wstałyśmy w południe.
- Olaboga! Nie ma jedzenia, nie ma flaszki, a już zaraz trzeba się zacząć wybierać!
Szybko pognałyśmy do Lidla, gdzie za 50 euro nakupiłyśmy wózek pełen żarcia, które potem musiałyśmy jeść za siłę przez kolejne 3 dni pobytu. Wśród zakupów znalazła się też zdrowotna nalewka wiśniowa, której szybciutko zakosztowałyśmy i dawaj ruszać na szoł! Po odstaniu godziny w kolejce, która ciągnęła się przez pół kilometra w końcu wchodzimy o oto jest... BIANCA DEL RIO!
Dla niewtajemniczonych krótkie wyjaśnienie. RuPaul's Drag Race to wstaniałe szoł, gdzie rywalizują ze sobą drag queeny pod przewodnictwem legendarnej drag queen, czyli tytułowego RuPaula. Szoł to ma obecnie 9 sezonów, cieszy się ogromną popularnością, a co bardziej imponujące postacie są już gwiazdami. I to właśnie te gwiazdy przyjechałyśmy oglądać w Kolonii, a mianowicie Biancę Del Rio, Detox, Latrice Royale, Alyssę Edwards, Shangelę, Violet Chachki i Trinity Taylor.
Każda z drag queen miała swoje własne szoł, oczywiście były też występy wspólne oraz konkurs dla publiczności i liczne śmieszki. Całość prowadziła Bianca, która jest znana z dość ekscentrycznego humoru, w skrócie nienawidzi świata. Tu Detox, która pod ową szykowną garsoneczką chowa oczywiście lubieżny lateks!
Konkurs Wig in a Box, który polegał na losowaniu peruki, a potem tańcowaniu i lipsyncu (lub jak kto woli playbacku na śmierć i życie). Wygrała pani, która była Beyonce, a w trakcie Bianca poślizgnęła się na peruce i był śmiech i radość.
Violet Chachki i jest stylowy szoł.
Tutaj z Latrice Royal znanej ze swej tuszy oraz przebywaniu w licznych więzieniach w USA.
Oczywiście ludzi było mnogo i miałyśmy pewne obawy, czy będziemy cokolwiek widzieć, aż tu nagle miejsca ustąpiły nam dwie uprzejmie panie drag queen twierdząc, że my takie niskie dziewczęta i żebyśmy stanęły z przodu. Zniewaga! Występy mają się ku końcowi, wszyscy się cieszą, publika szaleje, baiiiii.
Po szalonej zabawie na szoł wstałyśmy z rańca, łyknęłyśmy nieco zdrowotnej nalewki i dawaj, na szoping! Z licznych źródeł dowiedziałyśmy się, że Kolonia jest miastem bardzo zasobnym w lumpeksy i jest to moda z samiuśkiego NRD. Każda z nas uważa, że styl jest rzeczą ważną, więc ruszyłyśmy na lumpeksowe łowy!
Serce Katarzyny szczególnie urzekła ta oto koszula typu non iron.
Wnętrza zachwycały i wiele wynalazłyśmy pięknych smaczków, jak choćby suknia wieczorowa z piórami, mundur niemieckiego milicjanta oraz hawajskie koszule prawdziwych bikiniarzy. Niestety jak zawsze problemem okazała się waluta euro, bo jak to tak, 20 euro za odzież z lumpeksu?! Toż to w swojskim Robanie w Krakowie nawet w dziale odzieży karnawałowej wołają mniej, a można tam znaleźć nawet pełen kostium pajaca.
Mimo to Keczup przy pomocy mapy w komórze dzielnie prowadzi wycieczkę do Second Hand Couture. A nuż to właśnie tu obłowimy się w Lui Vitą oraz gotyckie szmaty za łan ojro?
Niestety... musiałyśmy obejść się smakiem. Nie będzie szopingu, trzeba zwiedzać! Warto zacząć od wesołego sklepu z serami, ha.
W tym momencie zadajmy sobie ważne pytanie. Jakiego typu miastem jest Kolonia i co warto tu zwiedzić?
1. Hit i namber łan, czyli potężna i dostojna katedra gotycka z bezcennym średniowiecznym prezbiterium i prochami różnych dzielnych mężów, w tym królowej Rychezy. Potężne krucyfiksy i witraże? Bierzemy! Uwaga, katedra jest tak wielka (podobno największa w Europie), że nie mieści się na zdjęciach, co usprawiedliwia nasze liche fotki.
2. Ren i Stare Miasto. Starówka charakteryzuje się urokliwymi kamieniczkami w szalonych kolorach oraz wieloma barami, gdzie Niemcy siedzą, jedzą wursty i piją piwo. Skoro tak tradycja nakazuje, my także skoczyłyśmy do najbliższego spożywczaka po piwo i patrząc na majestatyczny Ren podjęłyśmy różne filozoficzne wątki o życiu i śmierci.
3. Zabytków jest na pewno mnóstwo, ale nam najwięcej uciechy przyniosło szwędanie się po dziwnych sklepach z mydłem i powidłem, lumpeksach, degustowanie wegańskich past w eko lokalu, robienie zdjęć wurstów i jaranie się drag queenami, więc średnio turystyczna będzie to notka niestety.
Sztuki ulicznej było niewiele, ale była i symbolizowała oczywiście nicość istnienia współczesnego człowieka.
Oto prawdziwy HIT! Czasem przychodzi taki moment, że człowiek oprócz piwa chciałby też kupić pocztówkę lub choć magnesik, wysłać do babci albo powiesić na lodówce. Kolonia poszła z duchem czasu i stworzyła pocztówki w konwencji apokaliptycznej. Dinozaury niszczą ratusz! Godzilla wysadza wieżowce, olaboga, ratuj się, kto może!
A oto był sklep wegańców, gdzie miła pani zaprosiła nas na degustację wybornych past oraz chleba. Pyszne wszystko było, a Katarzyna i Sake zachowały się jak nie Polacy i zamiast podegustować i uciekać, zakupiły eko kosmetyki z surowców naturalnych i eko upraw.
Tak, jak już wspomniałyśmy wcześniej, jedną z głównych atrakcji jest jedzenie wursta i picie piwa nad Renem. Jako, że my wurstów nie jemy, zostało nam tylko niemieckie piwo. Wszystkie knajpy były niestety wypchane po brzegi, być może z uwagi na to, że piwo kosztowało w nich 2 - 3 ojro i można było je pić również w śmiesznych małych szklaneczkach. Nie ma jednak co płakać, można udać się do pobliskiego sklepu i wychylić piwko w... plenerze. Tak tak! W Niemczech jest to zupełnie legalne. Oczywiście nie można się awanturować po pijaku, ale piwko czy dwa nie jest problemem. To bardzo fajne rozwiązanie. Myślicie, że sprawdziłoby się w Polsce?
Najpiękniejszy widok na słynną katedrę miałyśmy raźno przekraczając most. Maszerowałyśmy bo... lokalne automaty do biletów nie chciały naszej zdradzieckiej polskiej karty do bankomatu, nie pobierały banknotów, a skąd my mamy mieć ponad 10 ojro w monetach? Trzeba było więc tradycyjnie drałować pieszką bądź z duszą na ramieniu... jeździć na gapę, choć była w nas wola płacenia za bilety i kilka razy udało nam się je nawet zakupić!
Wieczór dnia pierwszego pięknie spożytkowałyśmy na świętowanie urodzin pani Sake. Udało nam się nawet pozyskać wspaniały tort z gębą jednorożca, który choć niewątpliwie szałowy, w środku okazał się suchym biszkoptem całkowicie bez polotu.
- To tak jak i całe życie ludzkie. Z wierzchu pięknie, a w środku suchy biszkopt - zabrało się nam na filozoficzne rozważania.
Pani Sake wczuwa się w krojenie torta. Warto zauważyć, że jest to pani bardzo uzdolniona zarówno artystycznie, jak i modowo, tylko spójrzcie na te retro stylóweczki oraz sztukę!
Kolonia obfituje też w wiele romańskich kościołów, które Katarzyna zapragnęła oglądać. Do obskoczenia było 5 czy 6, ale nawet ona musiała po jakimś czasie przyznać, że w sumie nie są one tak oszałamiające, by spędzić w nich cały czas wycieczkowy.
W ostatni dzień postanowiłyśmy wymeldować się z naszych Łorkersów i udać się na zwiedzanie przesławnej katedry również w środku. Szczególnie, że nie pobierali za to żadnego pieniążka, skąpy turysta się cieszy.
Co zrobiłyśmy ze wszystkimi tobołami, które ze sobą miałyśmy? Tu mamy dla Was sprytną radę: katedra znajduje się obok dworca, gdzie są magiczne maszyny, które za kilka euro wciągną Wasz bagaż pod ziemię (serio) i przechowają go. Najbardziej opłaca się opcja dwugodzinna, ale to aż nadto czasu na oglądanie nawet największego kościoła, ha.
Prawdziwie szykowna podłoga.
To się nazywa bogata szata!
Wyjątkowo spodobał nam się grób takowego pana woja (już nie pamiętamy, kim był), zamknięty w klatce, by nikt go nie mógł macać. Nasi Przyjaciele Chińczycy, których w katedrze było oczywiście pod dostatkiem, robili mu zdjęcia jak szaleni. Uznałyśmy, że nie możemy być gorsze! Pewne nawyki człowiek jednak nabył.
Patrzcie tylko na te wysokie sklepienia. W środku jest oczywiście okrutnie zimno.
Scenka rodzajowa przedstawiająca grupowe podziwianie głowy świni na talerzu.
Katedrę naprawdę ciężko objąć na zdjęciu i stojąc obok człowiek czuje się prawdziwie zaszokowany, że można wybudować coś tak wielkiego. Człowiek czuje się po prostu jak marność! I bardzo dobrze, bo takie było ich zadanie. Niestety zdarza się, że taka mroczna, gotycka bryła wygląda jak doklejona w Photoshopie. Szkoda, że jej okolica jest taka... zwyczajna.
Nieopodal znalazłyśmy wspaniały sklep, w którym sprzedawano różne egzotyczne cuda! W tym nasz ulubiony alkohol, czyli chińskie bai jiu.
To już koniec naszej krótkiej, ale intensywnej przygody z Kolonią. Czy miasto nam się podobało? Na pewno katedra to coś, co każdy gotycki człowiek powinien zobaczyć. Stare miasto jest ogromnie urokliwe, a domki nad Renem wielce malownicze. Żałujemy, że nie widziałyśmy Muzeum Czekolady, ale... może jeszcze kiedyś zawitamy do Kolonii. Kto wie!
Dajcie znać, czy zwiedzaliście to miasto. A może polecacie nam jakieś inne niemieckie zakątki warte odwiedzenia?
Auf wiedersehen!
XOXOXOXO
Ja polecam Wam dziewczyny Monachium, nie tylko centrum miasta ale i obrzeża to miasto, w ktorym mieszkalam i odwiedzam najczesciej w niemczech ;) A kolonia podoba mi sie nowoczesnosc miasta w porownaniu np. do Berlina (za ktorym nie przepadam) ;)
OdpowiedzUsuńStylóweczki Sake zawsze na propsie, zresztą Wasze też <3 Piękne panie i.... panowie ;)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę sklepów, tortów i dinozaurów!
Uwielbiam Wasze posty, dogadałybyśmy się, my też tak szaleńczo zwiedzamy mężem :D W tym roku jeszcze dwa wyjazdy mamy, choć niestety nie do Kolonii. Katedra wygląda na ogromniastą!
OdpowiedzUsuńDobrze jest zaoszczedzic, ale serio w srodku nocy lepiej jest wydac tych kilka euro na taksowke niz sie narazac niepotrzebnie i na piechote isc. Wasz blog jest dosc popularny i macie sporo czytelnikow, wiec moze dobrze by bylo promowac ostroznosc? Wam sie nic nie stalo i bardzo dobrze, ale co jesli jedna z czytelniczek/czytelnikow tez machnie reka na taksowke w srodku nocy w nieznanym miescie? Wybaczcie, ale to brzmi dosc lekkomyslnie.
OdpowiedzUsuńAleż oczywiście, że wzięłyśmy tę taksówkę! Nigdy nie zignorowałybyśmy rady policjantów. Fajnie, że zwracasz uwagę na kwestie bezpieczeństwa, poprawimy tekst tak, żeby czytelnicy nie mieli wątpliwości, jakie rozwiązanie wybrałyśmy.
UsuńOooo, szczerze mowiac jestem zaskoczona, ale bardzo pozytywnie :)! Dziekuje i przepraszam, jesli zabrzmialam zbyt ostro w poprzednim komentarzu, teraz az mi glupio, lol
UsuńSpoko spoko, nie ma problemu. Widocznie niezbyt jasno napisałyśmy, jakie zapadły decyzje :). No nie, maszerować przez pół nocy po mieście, nie wiedząc do końca gdzie to mocno średnio.
UsuńPodróży z całego serca zazdroszczę, ale przede wszystkim urzekły mnie te lumpeksy <3 uwielbiam znajdywać perełki - a w takim miejscu to musi być spełnienie marzeń ! Rewelacja :)
OdpowiedzUsuńŚwietnie opisana wyprawa! Ale baaardzo obszerny wpis, może lepiej podzielić jakoś :)
OdpowiedzUsuńA, i pomysł z pocztówkami apokaliptycznymi genialny, nigdy takich nie widziałam! A na pewno promują miasto, bo trudno o nich zapomnieć :D
Tak, wszyscy szaleli z uciechy na widok tych pocztówek! Niestety mamy problem, że zupełnie nie umiemy pisać krótkich notek... A wiemy, że często są za długie.
UsuńMiałyście włamanie na legalu haha :D Ale właśnie przez takie historie z lotami boję się latac za granice, nie boje sie samego lotu tylko tych opoznien i pozniejszych komplikacji. Ale tę Katedrę z chęcią bym zobaczyła.. :)
OdpowiedzUsuńTaki wyjazd to fantastyczna przygoda 💟 piękne zdjęcia, aż chciałoby się tam przenieść jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki
OdpowiedzUsuń"...człowiek czuje się prawdziwie zaszokowany, że można wybudować coś tak wielkiego" - dokładnie takie myśli mi przelatywały przez głowę, kiedy oglądałam tę katedrę.
OdpowiedzUsuńW Kolonii spędziłam tylko jedno przedpołudnie i wieczór - w drodze do/z Aachen, gdzie odwiedzałam zaprzyjaźnioną uczelnię. Ale ponieważ było to tuż przed świętami Bożego Narodzenia, całe stare miasto tonęło w lampkach, pierniki wisiały na drzewach i co chwila można było łyknąć gorącego grzanego wina (mniam!) lub likieru jajecznego (mniej mniam!), zatem wrażenia były raczej pozytywne. ;)
P.S. Też korzystałam z podziemnego schowka na bagaże na dworcu.
Świetny wyjazd. Widzę,że dobrze się bawiłyście ;)
OdpowiedzUsuńWróciłam z Kolonii pierwszego października właśnie. Muzeum czekolady polecam, chociaż nie jest to jakiś must have. Na pewno sklepik fajny z czekoladowymi alkoholami i różnistymi czekoladami za miliony monet (muzeum jest sygnowane przez Lindt). Zakupy najlepiej robić w Rewe na Barbarossa Platz i w ogóle rozejrzeć się w tamtej okolicy. A Ren rzeczywiście urokliwy. <3
OdpowiedzUsuń