Naszą relację z ponad dwutygodniowego wyjazdu do Kazachstanu czas zacząć! Wylądowałyśmy w samiuśkiej stolicy - Astanie, więc zaczniemy od zwiedzania tego... bardzo dziwnego miasta. Wszyscy blogerzy wiecznie wypisują, że miasta be i fu, na Astanę jeden dzień to aż za dużo i jak najszybciej należy jechać na południe, bo tam jest autentyczne życie i prawdziwy Kazachstan podlany kumysem. My stwierdziłyśmy, że chcemy ją poznać dokładnie, bo Astana jawiła nam się jako niezwykle fascynujący dziw świata. A jak to się skończyło, dowiecie się już niebawem...
Historia Kazachstanu to starożytni wojowie, Chingis Chan, Złota Orda i... Związek Radziecki. Czy wiecie na przykład, że Kazachstan był ostatnią republiką, która odłączyła się po upadku ZSSR? Nie bardzo byli chętni, by kierować tym olbrzymim połaciem średnio żyznej gleby i krainą skrajnych klimatów... Oraz, jak się później okazało, ogromnych złóż gazu i ropy naftowej (taka niespodzianka!). Kazachstan to kraj wielkich fortun i skrajnej biedy, a bieda ta uderza szczególnie, gdy przyjrzymy się na co wydaje się tutaj pieniądze. A wydaje się na... budowanie Astany, a jak! Futurystycznej stolicy obrazującej potęgę i bogactwo, która z założenia ma przypominać Dubaj lub Singapur. Hmmm... Plany planami, a rzeczywistość jak zwykle rzeczywistością.
[Teraz Katarzyna opanowuje swoje trudne do pohamowania żądze zrobienia wykładu historycznego, na którym każdy z Was pewno by usnął i tylko delikatnie zarysowujemy to, co ważne ;]
Astana nie jest największym miastem Kazachstanu. Pod tym względem wygrywają Ałmaty, czyli położona na południu poprzednia stolica, która oficjalnie jest zagrożona trzęsieniami ziemi, a nieoficjalnie znajduje się zbyt blisko Chin, które podstępnie podkupują, co się da (ogółem trudne sprawy). Gdy w 1993 roku stolicę przeniesiono do położonej na środku niczego Astany, miała ona mniej niż 300 tysięcy mieszkańców. Czemu tak mało? Bo zwyczajnie nie da się tu żyć. A raczej da się, ale jest to prawdziwa katorga. -40 stopni zimą i 40 stopni latem, a do tego straszliwe wiatry, które sprawiają, że człowiekowi jest tu jeszcze zimniej niż jest naprawdę... W końcu wujaszek Stalin nie bez powodu zsyła do Kazachstanu domniemanych wrogów rewolucji.
Nasz ziom mieszkający z Astanie podejrzewa, że stolicę przeniesiono tutaj, by zapobiec oderwaniu tych terenów od terytorium państwa (mieszkało tu dużo Rosjan, którzy mogliby chcieć do mateczki Rasiji!). Hmmmm... straszne zimy, nic tu nie ma i nikt tu nie chce żyć... prawdę powiedziawszy nie walczyłybyśmy jakoś specjalnie o te ziemie, ale może nie mamy odpowiednio radzieckiej wyobraźni. W końcu państwo musi być wielkie i potężne! Potężna musi być też stolica, dlatego Astana została zaprojektowana jako szalone miasto przyszłości. Miasto szalone i BARDZO drogie, ale przyciągające mieszkańców wysokimi zarobkami. My, jako osoby nie lubiące mrozu, śniegu i lodowatych wiatrów, musimy przyznać, że za żadne pieniądze świata nie zamieszkałybyśmy tu na stałe (a przypomnimy, że zamieszkałyśmy w Chinach i to za 200 euro).
Astana leży po dwóch brzegach rzeki (do której swoją drogą pompuje się wodę, wszak rzeka przepływająca przez stolycę musi być reprezentacyjna), po prawej stronie znajduje się, tak zwane "stare miasto". Tak zwane, bo ciężko powiedzieć tak o miejscu, gdzie najstarsze budynki sięgają pamięcią czasom Breżniewa. Na lewym brzegu wybudowano natomiast to, z czego Astana jest naprawdę słynna, czyli SZAŁOWE BUDYNKI! I tu właśnie od razu poniosły nas nogi.
Zastanawiacie się, cóż to za wielkie złote puszki po piwie? W tej po lewej znajduje się, bodajże, ministerstwo finansów. A w drugiej? Kto wie...
Za plan tej części miasta oraz (silnie pachnącego radziecką potęgą) Bulwaru Nurzhol odpowiadał japoński architekt Kisho Kurokawa. Podobno doradzał on symbiozę z naturą i oszczędność brył. Cóż... pozostali wykonawcy chyba nie do końca zastosowali się do tych wskazówek. Oczywiście nad wszyskim czuwa tu nieomylny Pierwszy Prezydent Nazarbajew i jak się okazuje, zna się on i na rolnictwie i na astronomii i na architekturze.
Czy to wielki Chupa Chups? Nie! To największa duma całej stolicy oraz wszystkich Kazachów - wieża Bajterek. Znajduje się ona w samym centrum tego szalonego deptaku i góruje nad sąsiednimi, co prawda nie tak wspaniałymi, ale i nie mniej skromnymi budynkami. Skąd taki dziwaczny kształt wieży? Podobnie, jak wiele innych miejsc w Astanie, również Bajterek to miejsce, które łączy nowoczesność z legendami. Tym razem z tą o powstaniu słońca. A było to tak...
Pewnego dnia ptak Samruk (ten sam, który jest na fladze Kazachstanu) przysiadł między gałęziami ogromnej, mistycznej topoli, która to podtrzymywała niebo. Ptak był chyba dziewczynką, bo złożył jajo i... tak powstało Słońce. Proste?
Jak łatwo się domyślić, sama wieża symbolizuje topolę, a złota kula na górze to słońce. Całość ma ponad 100 metrów wysokości i jest najsłynniejszym budynkiem Astany. Ba! Uznano, że to dzieło architektury należy umieścić na kazachskiej walucie - tenge.
W tym miejscu pragniemy przeprosić za plamki pojawiające się tu i tam na zdjęciach. Jest to spowodowane tym, że Keczup za nic ma schludność sprzętu fotograficznego, obiektyw trzyma w syfie, a na koniec wycieczki ostatecznie go rozdupiła :(. Za to wesoło pozuje z jeszcze bardziej wesołym napisem. Ktoś rozczyta?
A cóż to za pałac z niebieską kopułą? Ha! To Pałac Prezydencki, w którym rezyduje znany już Wam z tej notki prezydent Nursultan Nazarbajew. Warto dodać, że pałac ów zwie się Ak Orda. Tak tak, należy nawiązywać do czasów chanów!
Pałac przypomina Wam nieco amerykański Biały Dom? Nie bez powodu! Był on na nim wzorowany, jednak jest, jak to zazwyczaj w Azji bywa, większy i lepszy, bo przecież prezydent Kazachstanu jest wspanialszy i potężniejszy niż prezydent jakiegoś tam USA, no proszę Was.
Nieopodal pałacu znajdują się dwa kolejne, wielce szałowe budynki. Pierwszym z nich jest zaprojektowana przez włoskiego architekta, Manfreda Nicoletti, sala koncertowa.
Nam bardzo przypominał on rekina, ale w zamyśle artysty są to płatki kwiatów symbolizujące dynamikę muzyki.
A to, o ile pamięć nas nie myli, jest przepięknej urody... Centrum Nazarbajewa. W środku podobno można się wyedukować na temat działań Kazachstanu na arenie międzynarodowej, a tak naprawdę... po raz kolejny dowiedzieć się czegoś ciekawego o tutejszym "El Prezidente". Zdaje się, że Nazarbajew sam wymyślił jak ten budynek ma wyglądać. Zakładamy, że zakrzyknął: "Zróbcie mnie budynek w kształcie soczewki!" I tak też zrobili...
"Czy wiecie, że piramidy znajdują się nie tylko w Egipcie? Jedną znajdziecie też w Kazachstanie... " - głosiła jedna z broszurek promujących miasto. Mowa o znajdującym się po drugiej stronie rzeki Pałacu Pokoju i Pojednania. Ten zaprojektowany przez Normana Foster (tak! to ten ziom, co zrobił chyba najsłynniejszy wieżowiec w Londynie) budynek powstał, by gościć zjazd przywódców religijnych.
Już z zewnątrz budynek robi naprawdę niesamowite wrażenie, ale warto odwiedzić go w środku (o naszej cudownej wizycie będzie w kolejnej notce o Astanie). Żeby Was zachęcić zdradzamy, że wewnątrz znajduje się.... skośna winda! Tak tak! Jedzie ona równolegle do ścian piramidy, taki szyk.
Ze szczytu Pałacu Pokoju z jednej strony widzimy Pałac Prezydenta, a z drugiej kilka ważnych obiektów, takich jak choćby te oto muzeum. Mieliśmy już budynek w kształcie soczewki wypukłej, a teraz... tak tak! Kolejna soczewka, tym razem wklęsła. Z tego, co pamiętamy, mieści się tu również Akademia Sztuk Pięknych czy coś w tym guście, ale wszystkie te atrakcje tak nas oszołomiły, że nie weszłyśmy do środka.
Pomiędzy soczewką numer dwa a Muzeum Narodowym (oj będzie o nim, będzie, bo nie lada hity) widzimy ważny dla Kazachów monument - mamy mistycznego ptaka Samruka, która rozpościera swoje skrzydła nad kazachskimi stepami.
Teraz szybciutko przenosimy się na drugą stronę rzeki i wracamy na Bulwar Nurzhol. Jak już wspominałyśmy, zaczyna się on od prezydenckiego pałacu Ak Orda, a kończy... najwyższym na świecie budynkiem w kształcie namiotu. Tak tak! Widać go z naprawdę daleka, gdyż cały bulwar został tak zaprojektowany, by tworzyć linię szałowych budynków. Ten, przypominający nam nieco chińskie wymysły biurowiec należy do kampanii gazowej KazManui Gas, która zatrudnia, bagatela, 84 tysiące pracowników. W sumie zastanawiało nas, czy wspaniały namiotowy rekord nie został ustanowiony specjalnie dla Kazachstanu...
Jest i nasz ulubiony Chan Shatyr, czyli... namiot chana, w którym znajduje się, a jakże, centrum handlowe. To kolejny budynek zaprojektowany przez Normana Fostera. Zastanawiamy się, czy Kazachowie nie przyszli do niego (i do innych słynnych architektów) i nie rzekli: "Mamy dużo hajsu. Damy Wam go, jeśli zbudujecie nam coś szałowego. Coś, czego nie ma nikt!" i dlatego owi architekci prześcigują się w wymyślaniu głupich rzeczy. "Ej, tyle turystów siedzi w Szarm el Szejk! Postawmy im piramidę!". A inny na to: "A niech to, spryciarz zbudował piramidę... To ja zrobię mistyczne oko Saurona, a co!". Tylko sobie zakładamy, że tak było, ale no wiecie... wielki namiot?!
Namiot ma aż 150 metrów wysokości i jest pokryty bardzo podejrzanym, przezroczystym materiałem (tak, by jeszcze zwiększyć wrażenie, że to prawdziwy namiot), który przepuszcza promienie słoneczne i sprawia, że w środku panuje przyjemna temperatura (według Kazachów, my byłyśmy upocone i zgrzane po minucie). Tak szczerze, to trochę nam to przypominało waciak, szczególnie modny tej zimy.
Na górze znajduje się sztuczna plaża ze sztucznym morzem, a w całym centrum handlowym temperatura wynosiła jedyne na oko 40 stopni (dlaczego tak się stało, pisałyśmy w pierwszym wpisie z Kazachstanu), choć podobno powinno być dwadzieścia kilka. Nie zabrakło też dinozaurów.
Czy wiecie, że w 2017 roku w Astanie odbyły się targi EXPO? Dyskutowano nad odnawialnymi źródłami energii i... zachwycono świat budynkiem w kształcie idealnej kuli. I to nie jakiejś tam maleńkiej kuleczki, a hardej 100 metrowej kuli w centrum pawilonu, który sam z siebie przypomina stację kosmiczną.
Nur Alem (bo tak zwie się ten najwyższy na świecie budynek kulisty) jest dziełem amerykańskich architektów Adriana Smitha i Adriana Gilla. Czy przebili piramidę... oto jest pytanie.
Kula, nazywana pieszczotliwie "Gwiazdą śmierci", wyjątkowo imponująco wygląda nocą. Ma wiele wspaniałych programów świetlnych - od życzeń na kazachski nowy rok, przez flagę, lecącego ptaka i obietnice świetlanej przyszłości. Miałyśmy przyjemność nocować obok tego obiektu i dokładnie obejrzeć sobie wszystkie jego możliwości ;).
To już wszystkie budynki, które wyjątkowo przykuły naszą uwagę. W kolejnej części pokażemy Wam, co warto (bądź nie warto) odwiedzić w środku. Będą muzea nie z tej ziemi, latający złoty ptak, burda w meczecie i wiele innych kazachskich przygód, więc proszę nie przegapić!
Dobra, na koniec podsumowanie. Jak nam się podobała Astana i czy warto było siedzieć tu 4 dni (choć jeden z nich tak naprawdę spędziłyśmy bezproduktywnie)? Po pierwsze, nie mamy pojęcia, jak innym blogerom rzekomo udało się zwiedzić stolicę w jeden dzień. Odległości są tu takie, że nawet pieszo by nie obszedł, no chyba że jeździmy taksówkami i nigdzie nie wchodzimy do środka (a niebawem napiszemy, dlaczego to duży błąd). Po drugie, Astana jest bardzo dziwna. To wspaniały przykład tego, w co nie należy inwestować pieniądza. Jeśli więc macie plan zostać w przyszłości naftowymi baronami albo jakimi oligarchami, przyjeżdżajcie! Takich cudów jeszcze nigdy w życiu nie widziałyśmy, a przypomnimy, że 3 lata mieszkałyśmy w Chinach i budynek w kształcie starożytnej chińskiej monety nie robił już na nas wrażenia :P.
Czy Astana jest ładna? Nie. Czy jest ciekawa? I to jak! Oczywiście, warto jechać na południe oglądać prawdziwy Kazachstan i pić kumys z babuszkami, ale na pewno każde z Was chodziło już po górach i oglądało urokliwe strumyczki. A kto widział ogromną świecącą kulę składającą życzenia noworoczne i patrzył na miasto z wielkiego złotego jaja z wysokości stu metrów? No właśnie.
W dużym skrócie - my bawiłyśmy się przednio! A teraz gratulujemy tym, którzy wytrwali do końca tego obszernego wpisu. Trzymajcie się ciepło xoxoxo.
Co jak co ale gustu to im nie zazdroszcze hahahaha, czekam na kolejna czesc :* :*
OdpowiedzUsuńW tym miejscu przypomina mi się moja nauczycielka z liceum, która wszystko chciała robić "z pompą", nawet jasełka. Myślę, że kula, piramida i złote jajo idealnie pasują do tej wizji xD
OdpowiedzUsuń