Nadszedł nowy rok szkolny, chińskie dzieci wdziały swoje mundurki - dresy i dziarsko ruszyły do szkoły. Oznaczało to koniec wylegiwania się w barłogu i konieczność pójścia do roboty, bardzo ciężka sprawa. Katarzyna postanowiła kontynuować swoją karierę pani przedszkolanki i dalej nosi wyjące dwulatki (no, niektóre może i skończyły już trzy!), natomiast Keczup powiedziała DOŚĆ! NIE dla zaryczanej dzieciarni, zasmarkanych nosów, ohydnych kleików i konieczności tulenia dzieci, FUJ FUJ FUJ! Dodajmy do tego konflikt z pracodawcą (prawie każda jest fucha kończyła się takim konfliktem) i niechęć do zbyt długiej pracy... Trzeba było szukać nowej posady!
Okazja nadarzyła się już niebawem, gdy jeden z agentów wynalazł szkołę podstawową, szukającą nauczyciela NA JUŻ. Pisałyśmy, że praca w szkole podstawowej to hardkor, ale Keczup postanowiła zaryzykować, bo oferowana płaca była więcej niż godna i miała już serdecznie dość maluszków wskakującego jej na plecy (jak łatwo zauważyć, nie lubi ona dzieci, szczególnie mocno nieletnich).
Pierwszy dzień w pracy minął spokojnie, nie licząc 40-osobowych klas, bijących się chłopców, płaczu za mamą i jednego spryciarza, który wsadził sobie coś do oka i trzeba było go ratować. Drugiego dnia natomiast od rana szykowało się COŚ! Zaczęło się od szkolnych wojaków, formujących się na placu (nie jesteśmy pewne, czy są oni z jakiejś specjalnej klasy wojskowej czy może z młodych pionierów). Maszerowali raźno i pokrzykiwali bojowo.
Następnie pojawili się i zwykli uczniowie! Keczup rozglądała się za swoją klasą pierwszaków (sromotnie ją oszukali i dostała same pierwsze klasy... cóż, lepsze to niż dwulatki), a tu stoją już oni sformowani na korytarzu i czekają na wymarsz! Pani nauczycielka mówi: trzeba iść na dół, na apel!
Keczup pobiegła na dół, a tam setki uczniów stoją schludnie w rzędach, posegregowali klasami. Nie chciała za bardzo uczestniczyć w tym doniosłym wydarzeniu, więc co prędzej zawróciła na górę. Kątem oka zauważyła też drugiego nauczyciela angielskiego (pierwszego dnia poinformowano Keczupa szeptem: tu jest jeszcze jeden nauczyciel z zagranicy... pssst! z Afryki!), co utwierdziło ją w przekonaniu, że trzeba wiać! Poza tym zdjęcia z góry byłyby o niebo lepsze!
Szkolna kapela wygrywająca wojskowe marsze na wielkich bębnach.
Sformowani wojacy.
Widoczek na szkołę i okolicę. Widać tylko jeden budynek, plac z trzech stron otoczony jest takimi potężnymi gmachami.
I następuje najważniejszy punkt imprezy, wciąganie chińskiej flagi na maszt!
Trzej wybrańcy oddelegowani do tego zajęcia. Czyżby byli to najhardsi z młodych pionierów?
Wszyscy salutują!
Na chwałę Chińskiej Republiki Ludowej!
Potem zaczęły się liczne przemówienia na wzniosłe tematy, dzięki czemu przepadła cała lekcja, haha. Korzystając z okazji, że szkoła całkiem się wyludniła (z uroczystości nawiała ona, drugi nauczyciel angielskiego i kilku bumelantów ze starszych klas), Keczup rozejrzała się to tu, to tam i odkryła sekretny pokój! Młodych pionierów!
A w nim samo dobro! Bębny do wygrywania rewolucyjnych marszów, chińskie flagi...
i takie oto popiersie z czerwoną chusteczką! Czyżby był to młody Przewodniczący Mao?
Czy tylko młody pionier? Oceńcie sami!
Do tej pory sądziłyśmy, że chińskiej komuny nie widać na co dzień. Jakże się myliłyśmy... Okazało się, że komunistyczna gęba Chin ukryła się w SZKOLE PODSTAWOWEJ! Keczup jest zatrwożona i pokrzykuje:
WRACAĆ DO POLSKI!
PS. Przepraszamy za lichą jakość zdjęć, ale do ich zrobienia posłużył ciężko doświadczony przez życie telefon Keczupa.
Na 95% jest to Lei Feng, a nie Mao - jak wiemy z pomników i plakatów, Mao nigdy nie był młody.
OdpowiedzUsuńOstatnio miałam przyjemność/nieprzyjemność oglądać jeden z dokumentów o właśnie chińskich szkołach i panującej tam komunie. Nadal w sumie mnie to przeraża. Może nie jest aż tak źle jak w Korei, ale wciąż. Szkoda nieświadomych dzieciaków...
OdpowiedzUsuń