czwartek, 1 września 2016

Opuszczamy Chiny, czyli jak wygląda przeprowadzka na drugi koniec świata. Przesiedlamy mienie, pakujemy kontenery i inne bajery.


Widmo przeprowadzki spędzało nam sen z powiek już od dawna. Jawiło się jako koszmar gorszy nawet niż chińskie dzieci i chińska kuchnia razem wzięte! Było to lat temu trzy, gdy wylądowałyśmy na lotnisku w Guangzhou z dwiema walizkami i głowami pełnymi ideałów. W jaki sposób walizeczki te rozrosły się do mieszkania zagraconego na amen, tego nie wie nikt...
- Pani! - krzyczała Katarzyna. - Ja nie wiem, czy nie lepiej mi tu zostać niż przenosić to wszystko do Polski!
- Nigdy! - oburzała się Keczup. - Już wolę całe to badziewo wywalić, niż tu zostać!
Niestety nie było to aż takie badziewo, a nasze lolyckie szafy, czyli sukienki oraz liczne grono spódnic, koszul, butów, torebek, biżuterii, ozdób na czerep i innego typu dobra.

Postanowiłyśmy, trzeba to wysłać! 

Na początek w świat poszła 18 kilogramowa paczka sukienek, której koszt wyniósł 500 zł. Ból był to wielki...

- Nie może tak być! - znana ze skąpstwa Keczup krzyczała wniebogłosy. - Trzeba nam wynająć kontener!
Ha, łatwo powiedzieć! Gdzie taki kontener nająć? W ten oto sposób zaczęła się nasza kontenerowa edukacja. Godziny spędzone na forum dyskusyjnym dla handlarzy z Chinami. Dziesiątki ofert i zapytań wysłanych do licznych firm spedycyjnych. Mnogo obliczeń, a to wszystko NA NIC.
- Takich sromotnych cen się nie spodziewałam! - biadoliła Katarzyna.
Okazało się, że nasze badziewo określane jest w prawie jako mienie przesiedleńcze. Zwalniają nas od podatków za import, ALE musimy za ten zaszczyt zapłacić 400 polskich złotych! ZGROZA. Za kilka par używanych skarpet!!! W dodatku prawie żadne firmy mienia przesiedleńczego nie chcą brać, a te które chciały, naliczyły nam jakieś tysiące DOLARÓW HAMERYKAŃSKICH!

W obliczu takiego nieszczęścia, postanowiłyśmy zasięgnąć porady naszych przyjaciół Chińczyków. Jedziemy na dworzec kolejowy!


Jest to miejsce tak straszne, na jakie wygląda. Jedna z najważniejszych stacji przesiadkowych, gdzie Chińczyków jest zawsze milion. A gdy już uda Ci się wyjść z metra, uniknąwszy zdeptania i okradzenia, otwiera się przed Tobą nowy świat! Świat chińskiego handlu! Miliony paczek, wożonych na wózkach przez panów wózkowych. Ogromne hale sprzedające wszystko. Czejndż mani czejndź mani, krzyczy podejrzany pan z samiuśkiej mamy Afryki. Hir, maj frjend, zachęca inny pan i dumnie pokazuje klatkę do łapania szczura ze szczurem w środku (szczur oczywiście biały ze sklepu zoologicznego, nikt nie wierzy, że ta klatka kiedykolwiek zadziała). Rolex, omega, patek, kolejny jegomość uchyla wieko walizy z "markowymi zegarkami" po 200 juanów. Głowy nam odpadają po minucie! Raźno jednak kroczymy do interesujących nas bud. OTO ONE!


Może i wyglądają na obskurne budy, ale tak naprawdę to biura poważnych firm spedycyjnych, posiadających na swych usługach potężne statki! Podchodzimy do pierwszej, gdzie pan spalony na mahoń pali papieroska i dłubie w zębach.
- Eeee... do you speak English? - pytamy, wszak taki międzynarodowy biznes wymaga znajomości języka!
- YES! - wesoło oznajmia pan i dalej już bełkocze po chińsku.
Ech, żeby to chociaż był chiński, a nie kaleczenie mandaryńskiego i memlanie po kantońskopodobnemu... Trudno, będziem negocjować po chińsku!

Tu możecie zobaczyć, że paczek było wszędzie milion!


Katarzyna prowadzi harde negocjacje. 
- Tyle juanów NIE DAM!


Bezpośrednio obok bud odbywało się sortowanie i pakowanie towaru.


Każda rozmowa zaczynała się mniej więcej tak:
My: Joł! Chcemy wysłać paczę statkiem (tu ruch ręki imitujący wielką falę) do Polski, 2 metry sześcienne, 200 kilo. Ile to będzie kosztować?
Oni: A czy to fejk staf (w sensie podróbki)?
My: NIE! Nasze osobiste ubrania! Nic fejk!
Oni: (patrzą podejrzliwie) Na pewno nic fejk? Nic? Nawet rolexik?
W ten oto sposób dowiedziałyśmy się, co kupują i wysyłają wszyscy biali, czarni i średnio czarni ludzie, łażący w tym miejscu w ilości sztuk milion. A najlepsze jest to, że wysyłka fejk stafu jest dużo tańsza!


W końcu udało nam się uzyskać cenę 800 juanów (około 500 zł) za metr sześcienny niezależnie od wagi oraz odbiór rzeczy z naszego mieszkania w cenie. Uradowane, poszłyśmy do okolicznego centrum handlowego, bo głód doskwierał wielki. W oczy rzuciły nam się wielkie reklamy, rozlokowane wszędzie. Okazało się, że wielki kreator mody Amianni ma tu swój butik!


A butik ten wyglądał tak! Może i niepozornie, lecz nie dajcie się zwieść! Tu kreowane są światowe trendy! Zainteresowanym chińską modą polecamy notkę o słynnych gaciach Celwin Kalum --> SZYKOWNE MAJTASY KLIK KLIK KLIK


Nagle oczom naszym ukazała się prześwietna oferta! Co tam Amianni, co tam Kalum, tu można mieć wszystko, co modne i szykowne! Tu swój butik ma każdy szanujący się projektant oraz brand!



Keczup bardzo się zasmuciła, gdyż nie dostrzegła nigdzie zegarków Patek Philippe, a tak dobrze prezentowałby się na jej nadgarstku! Jak szyk, to na całego!

Co prędzej wybrałyśmy takie oto potrawy w chińsko - koreańskej jadłodajni (dlatego każda strawa zawierała w sobie element kimchi) i popiłyśmy milk tea z milionem tapiokowych kuleczek. Nie ma czasu na delektowanie się, bowiem w domu czeka....



 Czeka... PAKOWANIE! Oto obraz nędzy i rozpaczy! Dorobek naszego życia!



Zawczasu zakupiłyśmy sprytne worki, z którym odpompowywało się powietrze przy pomocy antypompki. Katarzyna obmyśliła też metodę nogowania, która polegała na ugniataniu odzieży w worku przy pomocy stóp, prawie jak na winobraniu!



Pakowanie się zajęło nam straszliwe trzy dni, kiedy to przewalałyśmy tony badziewa, segregowałyśmy, wywalałyśmy, przepakowywałyśmy, opisywałyśmy (przed wysyłką należy zrobić spis WSZYSTKIEGO), zaklejałyśmy i przenosiłyśmy.  W końcu uznałyśmy, dość tego.
- DOŚĆ TEGO! Dzwonić po ziomka! 
Ziomek oczywiście spóźnił się godzinę, kolejne pół zajęło mu zlokalizowanie windy i ogarnięcie wózka. Cały czas jęczał i narzekał.
- Dlaczego to nie jest w jednym wielkim pudle. Jak to nosić. Trzeba była kuaidi (kuriera) wołać, a nie takiego profesjonalistę, jak ja!
Okazywałyśmy mu jedynie milczące niezrozumienie. W Chinach to normalne, że zlecając jakąś usługę należy się spodziewać, że robota będzie podła, wolna i niedokładna, wykonawca będzie narzekał i Cię znieważał, a bez pilnowania go nie będzie niczego <3.

W końcu rzeczy nasze zostały wrzucone do samochodu.
- Panie! Tu jest drukarka... NIEEEEEEE!
I pomknęli w siną dal!


Dojechali pod kolejną budę, będącą bardziej profesjonalną sortownią towaru. Chłopaczków w klapeczkach siedziało tam wielu, ale oczywiście wypakowałyśmy to wszystko same. Po wypakowaniu sprawa wyglądała tak. Rzeczy leżą, a panowie robią na komórach. Zdenerwowałyśmy się mocno i postanowiłyśmy nie ruszyć już nawet palcem.


Wydobyłyśmy nasze komóry i wtedy to powstało to piękne zdjęcie z paczami!


Wreszcie krew w panach zawrzała i zaczęli pakować, jęcząc przy tym okrutnie, że tak dużo rzeczy.


Karol Keczup wykonuje kontrolę jakości i zapisuje na komórze, jaki towar i w jakiej ilości trafia do której paczki. A to wszystko, by ostatecznie stworzyć listę mienia przesiedleńczego! Z pudełka wychyla się wietnamska kurcina North Face. Oooo, a tak by się przydała na polskie mrozy!


Nic się nie mieści! Wyciągać! Przekładać! Tu Karol Keczup nie ogarnia już, co się dzieje.


W końcu! Osiem pudełek spakowane, w taksówkę i do biura pani na dworzec. Na miejscu okazało się, że przekroczone zostały dwa metry sześcienne  i możemy w tej samej cenie dopakować coś do trzech metrów! O NIE, kolejna noc pakowania i przebierania, a rano przyjazd z bagażami na naszych plecach! KANIEC! Na pocieszenie udałyśmy się na ostatnie już sushi w naszej ulubionej jadłodajni, gdzie po godzinie 20 talerzyki są po 6 juańców!


Następnego dnia przywiozłyśmy kolejne 50 kilo towaru, choć prawie przy tym umarłyśmy, a wstrętna taksówkarska menda chciała nas oszukać (ale Katarzyna go znieważyła i się nie dała). Typowe. Pani zaktualizowała listę o kolejne 17 torebek, 78 książek oraz 7 par butów. Niestety w pudle dojrzała bluzę zwaną niedźwiedziem firmy ROXY.
- O nie! To jest BRAND! - zakrzyknęła.  - Mówcie, jakie macie brandy!
- Eeee... Ale wszystko jest jakimś tam brandem.
- WYMIENIAJCIE!
Kobieta oszalała doszczętnie i twierdziła, że chiński celnik musi znać markę każdej jednej rzeczy w paczce. STRASZNE. Potem przypomniało jej się jeszcze coś.
- A czy macie FEJK STAF?

OŻESZ! Szybko pojechałyśmy do domu, bo należało jeszcze wszystko przepakować, wysprzątać mieszkanie, oddać klucze, odebrać kaucję, zjeść, kupić pare rzeczy, wziąć prysznic, zrobić odprawę, a o 4 rano wynieść wszystkie bagaże 150 kg na swoich plecach, jednocześnie znaleźć dwóch uczciwych taksówkarzy i jechać w stronę autobusu do Hong Kongu, by stamtąd ruszyć do Polski!

I gdy zrobiłyśmy już to wszystko, przez resztę nocy zajmowało nas segregowanie wszystkich naszych walut. To się nazywa odprężające zajęcie!



Czwarta rano nadeszła niestety za szybko, zarzuciłyśmy więc rumunki na plecy i dawaj, w drogę! Czy przeżyłyśmy bez większych uszczerbków? Przeżyłyśmy, ale powiemy jedno - było to tak straszne, że wybiło nam z głowy raz na zawsze myśli o kolejnych przeprowadzkach do dziwnych krain. Teraz bawim się w Polsce!

Kolejne notki o przyjaciołach Chińczykach, podróżach i lolyckich party już niebawem (obiecujemy systematyczność!). Bądźcie z nami! XOXOXO.

9 komentarzy:

  1. Chryste Panie na rowerze, a mówią, że to Meksyk to ośrodek chaosu wszelakiego i okrucieństw! :O

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, w Chinach zawsze czekają człowieka jakieś atrakcje i przygody! Całe szczęście mogłyśmy już powiedzieć baj baj Chińczycy, choć Katarzyna ciągle płacze za przyjaciółmi, za dziećmi chińskimi! :)

      Usuń
  2. Widzę, że to było ogromne przedsięwzięcie! No w końcu tak dużo rzeczy, a kilometrów jeszcze więcej :) Całe szczęście, że udało Wam bezpiecznie dostrzeć!

    https://z-igly-widly.blogspot.com/

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nam się udało, ale czy naszym rzeczom się uda, oto jest pytanie! :P

      Usuń
  3. Gratuluję wam, że podołałyście i ciszę się, że was nikt po drodze nei oszukał. Witamy w Polsce :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, dziękujemy <3! Było ciężko, ale cóż było robić, nie zostawimy przecież sukienek gdzieś po drodze XD. Były jakieś drobne oszustwa, ale nie takie rzeczy już się w Chinach widziało, więc na plus!

      Usuń
  4. Aż mi was było szkoda jak to czytałam i prawie się popłakałam, jakbym oglądała Descendants of the Sun. Nie, nie oglądałam tego x<

    OdpowiedzUsuń
  5. I tak udało wam się to bardzo szybko spakować. Ja po tylko 9 miesiącach w Japonii pakowałam się ponad 48 godzin.
    Swoją drogą podziwiam was za odwagę, jak bym na starcie uznała, że te rzeczy zaginą w transporcie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam. Przez przypadek znalazlem ten wpis na necie i wam powiem - jeb@ ich wszystkich. Chiny a raczej chinczycy to chodzaca zagadka. Wyprane muzgi jak nie wiem. Takie chodzace czopki. Wiele jest blogow, wlogow itp na temat Chin i jej mieszkansow jednak ten artykul oddaje w 100% realia co tam sie naprawde dzieje. Wielbienie boga pieniadza i sprzedawanie wlasnej rodziny za troche yuanow to norma. Na szczescie dla mnie, nie mieszkam na poludniu co nie znaczy , ze tu jest o wiele lepiej hmm bylo by to klamstwo. Jest jednak tylko lepiej haha. Nie wiem dlaczego jest az taka niesprawiedliwosc na swiecie. Gdyby to co oni robia cudzoziemcom wprowadzono w USA i Europie to moze by sie nauczyli. To co tutaj przeczytalem wywolaly u mnie smiech, i bardzo duzo gniewu. Sam sie przekonalem wielokrotnie co to za zjebany narod jest. Sa oczywiscie wyjatki! Mozna poznac kogos fajnego - 1 na 1000 badz moze trzeba dodac jeszcze jedno zero. Wiekszosc znajomosci ktore maja chinczycy sa po cos - nic za darmo. Po prostu musi sie oplacac. Ja tobie ty mnie itd ahhh duzo bym mogl pisac naprawde. Gratulacje, ze sie wam udalo wrocic i ze rzeczy zostaly wyslane.

    OdpowiedzUsuń