sobota, 24 września 2016

Transwestyci, pieniądze i dziobaki, czyli jak trafić na Almost Paradise



Blogaś nasz opowiada po prostu o wszystkim, co u nas słychać. O życiu w Chinach, podróżowaniu, srogich przeprawach z pracodawcami, paskudnych ryjach chińskich dzieci, sukienkach i wesołych imprezach w owych sukienkach. Nigdy nie chciałyśmy ograniczać się tematycznie i decydować się na przykład na bloga o azjatyckich kosmetykach, czy też modzie. W związku z tym, prócz grupy naszych stałych czytelników (<3<3<3), trafiają się i ludzie bardzo randomowi. Zazwyczaj osobistości te trafiają do nas wyszukując banalne hasła typu: praca w Chinach, nauczanie angielskiego, azjatycka pielęgnacja, Tajlandia, Wietnam, Chiny i tak dalej. Czasami jednak okazuje się, że na Almost Paradise można trafić bardzo przypadkowo ;).

Oto 5 naszych najbardziej ulubionych haseł, pod którymi ktoś wyszukał naszego bloga. Niestety nie mamy print screenów, bo nie pomyślałyśmy, żeby je kolekcjonować, ale myślę, że znacie nas na tyle długo, by uwierzyć nam na słowo.


1. JAK ZOSTAĆ TRANSWESTYTĄ?


Na naszym blogasiu zdarzają się zdjęcia chłopców w sukienkach, bo lolita jest modą nie mającą ograniczeń i znamy kilku panów odziewających sukienki. Szczególnie wiele tak zwanych "brolit" (tak określamy mężczyzn noszących lolitę), jest w Hongkongu. Nie ma jednak nic wspólnego z orientacją seksualną, tożsamością płciową czy czymkolwiek. Sukienka to po prostu sukienka.





Dlaczego więc, trafia się na naszego bloga w ten sposób? Otóż Chińczycy bardzo lubują się we wszelakich szoł, czy to na początek, czy na koniec roku. Czy na dzień nauczyciela, czy na dzień matki. By szoł było udane należy porządnie przygotować dzieci. Jak? Poczytajcie w notce: ZOSTAŃ TRANSWESTYTĄ NA JEDEN DZIEŃ!
Ogarniamy zdjęcia z wielu ciekawych iwentów, które odbyły się za czasów naszej nauczycielskiej kariery, tak więc szykujcie się! Odkryjemy przed Wami prawdę o chińskim guście!





2. GŁUPOTA CHIŃCZYKÓW


Z tego hasła jesteśmy akurat najbardziej dumne. Wiecznie denerwujący nas pracodawcy. Różniste problemy życiowe spowodowane tym, że Chińczykom albo nie chce się pokombinować, albo boją się zwrócić komuś uwagę, żeby nie stracić twarzy. Różnice kulturowe różnicami, ale bez jaj. W planach notka o tym, jak chińska szkoła pierze dzieciom mózgi już od PRZEDSZKOLA!






3. CZY CHIŃCZYCY PLUJĄ?


Ktoś tu robił risercz przed wyjazdem do Chin! Bardzo dobrze, bardzo dobrze! Wszędzie się pokazuje, że Chiny takie piękne i nowoczesne. I tak jest, owszem. Ale jest też tak, że Chińczyki kradną, a na dodatek plują, ziewają z otwartą gębą, nie myją się i mają jeszcze wiele innych paskudnych bądź denerwujących zwyczajów, o których pisałyśmy w NOTCE DO KTÓREJ WCHODZICIE NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ.


4. ZWYCZAJE DZIOBAKÓW


Nasz Dziobak jest postacią nietypową. Zakochany w sukienkach z koronkami zawsze narzeka, że nie ma dla niego rozmiarów. Ma za to całą szafę japońskich kokardek do włosów. Jego marzeniem jest posiadanie własnego tuk tuka, a przodkiem Starożytny Jaszczur. Jeśli chcecie się dowiedzieć, jakie piwo najbardziej lubi Dziobak, czym jest Dziubtube i dlaczego gryzienie w ogon jest niewskazane, to czekajcie na notkę poświęconą Kazikowi Dziobakowi Nguyenowi. Jesteśmy to winne jego fanom ;).

Tymczasem Kazik bierze udział w #czarnyprotest






5. NIKOGO NIE DZIWI CZŁOWIEK Z PIENIĘDZMI


To hasło z dzisiaj, które bardzo nas ucieszyło! Zazwyczaj opisujemy, jak to żyjem w biedzie. Czyżby ktoś odkrył, że jednak mamy pieniądze?! A może chodzi o Chińczyków, żyjących rzekomo za miskę ryżu, a jednak z pieniędzmi? Czy też stare chińskie porzekadło, że biały = bogaty, a więc można go obrabować albo chociaż troszeczkę oszukać? Długo by się zastanawiać... Wiemy jedno. Sytuacja, w której nikogo nie dziwi człowiek z pieniędzmi to niezła sytuacja! XD


To tylko 5 z wielu dziwacznych haseł, które pojawiły się w statystykach naszego bloga. Podzielcie się Waszymi doświadczeniami. Cóż ciekawego przywiodło Naszych czytelników? A może znaleźliście naszego bloga baaaardzo pokrętną drogą?


Pamiętajcie, ekipa Almost Paradise zna odpowiedź na każde, nawet najbardziej absurdalne pytanie! Nie wahajcie się, pytajcie! Joł!

20 komentarzy:

  1. #wazelinamodeon
    A ja nie dowiedziałem się o AP z żadnego z dziwacznych linków, ale od przyjaciółki. Od pierwszego wersu zakochałem się w Waszej pisaninie. <3
    Dostarczacie mi ogromnej rozrywki, pisząc tego bloga. Współczuję Wam wszystkich okropności, jakie chińczyki Wam zafundowały i podziwiam, że przez to przeszłyście. Mam nadzieję, że powrót do Polski nie wiąże się z zakończeniem Waszej pisarskiej kariery.
    Zamierzacie jeszcze kiedyś wrócić do Chin (taki wyjazd wakacyjny, powiedzmy tydzień, dwa)? Czy już Wam ten kraj obrzydł? :P
    Uwielbiam tego bloga. <3 Piszecie tak, że o charczących Chińczykach i sikających na ulicy dzieciach, jestem w stanie czytać z zapartym tchem.
    Pozdrawiam, życzę wiele przygód i dużo weny!
    Wierny Fan AP i Dziobaka Kazika
    #wazelinamodeoff
    PS. Dziobak w czarnym kubraczku wygląda przeuroczo. <3
    PPS. W ostatnim akapicie pisząc: Cóż ciekawego przywiodło Waszych czytelników?, chciałyście pewnie napisać Naszych czytelników? Ew. Was, czytelników.
    Buźka, Besos!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyle pięknych słów na raz, nasze serduszka się radują i ślą wyrazy miłości!
      Oczywiście, że pisaniny nie zarzucimy, mamy jeszcze materiał na coś około miliona notek, a życie z pewnością przyniesie nowy materiał :). Chiny na razie wzbudzają w nas jedynie obrzydzenie. Do tego stopnia, że Keczup krzyczy, że w życiu nie chce mieć nic wspólnego z tymi ludźmi, a znajomość chińskiego uważa za przekleństwo. Katarzyna jest nieco łagodniejsza w osądach, ale wiadomo, Chińczyki to samo zło! Nie wykluczamy, może kiedyś zawitamy do Chin, ale raczej tylko turystycznie (to wydaje nam się nawet zabawne). O sikaniu będzie (wszak nie ma tygodnia bez najnowszych doniesień, gdzie tym razem nasikał Chińczyk), będzie i o różnych obrzydlistwach, o milszych rzeczach też będzie XD.
      Pozdrawiamy i my, pozdrawia Kazik Nguyen (krzyczy, kiedy notka o nim).
      Joł!

      Usuń
  2. Znalazłem sobie Was szukając blogów o nauce angielskiego w Chinach - byłem ciekaw, czy nasze doświadczenia są jednostkowe, czy trendujące. Okazało się, że trendujące. Nie wiem jakim cudem udało Wam się uchować od stad prochińskich pojebów, głównie spod znaku polskiej prawicy, my nie mieliśmy tego szczęścia.

    I tak jak dziobak jest na czarno, tak też jest i Jenot, i Aligator.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic się nie zmieniło i nic się nie zmieni, bo Chińczycy się nie zmienią.
      I my jesteśmy wielkimi fankami Życia w kraju odrazy;)

      Usuń
  3. W sumie nie pamiętam jak Was znalazłam, ale coś mi świta, że przez fejsbuka Waszego (byłego) sklepu :) I całe szczęście, chyba przygotował mnie nieco ten blog do samodzielnego zmierzenia się z Chinami :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha! I jak się mieszka? Wróciłaś już, czy zostałaś?

      Usuń
  4. Hhahahaha poprawiłyście mi humor, dziękuję :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja się dowiedziałam o waszym blogusiu od Juriusza. Też mam za sobą kilkuletni pobyt w Chinach. Cieszę się, ze mimo ze dziela nas zle kilometry, doswiadczebie życiowe i wiek to jednak mamy podobne spostrzeżenia dotyczące wiadomego kraju. Zgadzam się z waszymi w całej rozciągłości.
    Bachory chińskie są rozwydrzenia do niemożliwości. Podobno kiedyś w Szanghaju jakas amerykanka nie zdzierzyla i szturchnela dziecko które atakowalo jej walizkę i poszła na dwa tygodnie do więzienia. Ja kopnelam dzieciaka który atakował moją walizkę i moja mogę na jednym z lotniska zrobiła się afera. Poszli po policję. Policja kazała im dyscyplinowac dzieci albo wracać do siebie. Oczywiście Chinczory nadal nic nie rozumieją. Oni nigdy nic nie rozumieją.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszyscy zawsze piszą tylko o tym, jakie to fajne życie i łatwa kasa. W sensie uczenie angielskiego w Azji. A to nie do końca tak jest. I bardzo chciałybyśmy, żeby ludzie właśnie wiedzieli, że może być ciężko i podle. I że Chińczyki są serio wstrętne. Cieszymy się, że zgadzacie się z naszymi obserwacjami;)

      Usuń
    2. Chińczycy są wstretni. Już widzę jak wam dopiekli po tym ze piszecie o nich per Chinczyki. U mnie pod koniec występowała jedynie forma chinczory.I przykro przyznać , ale kiedyś aż tacy nie było. Szanowali białych . Teraz uważają białych za śmieci a siebie za najmadrzejszych na świecie a co jest dużo gorsze myślą ze mogą traktować białych czy czarnych tak samo jak siebie nawzajem co zazwyczaj kończy się o dwroceniem cudzoziemca na piecie/ afera/ dzikim wrzaskiem/ niesubordynacja ... A chinczor nie rozumie. Bo chinczor nigdy niczego nie rozumie.

      Usuń
  6. Kurcze, nie pamiętam jak tutaj trafiłam ale jestem pewna, że droga była zdecydowanie mniej pokrętna :D
    Nie nabiłam Wam tym samym dziwnych wyników w statystykach bloga. Teraz trochę żałuję.

    Czekam na notkę o zwyczajach Waszego Dziobaka! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och nie, nie szukałaś nawet nic maciupkiego o głupocie Chińczyków? XD
      Notka o Kaziku niebawem!
      Pozdrawiamy! :*

      Usuń
    2. Wręcz przeciwnie, aplikowałam na praktykę zawodową w Chinach i szukałam inspirujących notek o mądrości tego narodu.
      Dziękuję za uświadomienie mi, że to miejsce raczej na turystyczny wypad na kilka tygodni, a nie do życia przez dwa lata :D

      Usuń
    3. OMG, praktyka zawodowa w Chinach, to mogłoby się skończyć rozstrojem nerwowym! Widzimy, że jednak wybrałaś lepszą drogę :)
      A turystycznie Chiny polecamy jak najbardziej!

      Usuń
    4. Można więc powiedzieć, że uratowałyście mi życie :D Skończyłabym w psychiatyku i schudła jakieś milion kilo przez brak niczego jadalnego :P

      Usuń
    5. Turystycznie polecacie? No to jedziemy:
      - wiza - droga i wymagająca nieco zachodu, do tego solidnie reglamentująca czas pobytu
      - prawdziwa bajka zaczyna się po przyjeździe: wymiana waluty? Zasadniczo to Bank of China (czynny w godzinach). Zdarzyło mi się wymieniać hajs przez ponad godzinę!!! Było to szałowe 200 USD. Wymagało kilkunastu podpisów, wizyty kierownika banku, przeliczenia TRZECH papierów kilkanaście razy na maszynce i kserowania paszportu, wizy, licznych podpisów i tańca na rurze (dobra, tego nie).
      - hotele - wielu nie przyjmuje obcokrajowców. MEIYOU!!!
      - taksiarze - adresów nie znają, za to chętnie oszukają na każdym kursie, a potem wyrzucą nas na jakimś zadupiu. Nieważne, że masz adres napisany w formacie dystrykt, dzielnica, ulica, landmark. Panu taksiarzowi się nie chce szukać, więc skasuje cię za dowóz do tego jak mu się ułoży.
      - pociągi - to jest dopiero pompa, biletów zawsze i wszędzie brakuje. Ceny potrafią zabić.
      - każde miejsce śladowo atrakcyjne turystycznie jest zapchane pod sufit, stoi się w kolejkach, wrzask, ryczące gnoje, sprzedawcy wciskający nam w zęby najgorszej jakości produkty. Chyba każda świątynia jaką odwiedziłem w Chinach była horrorem i miejscem jak najdalszym od duchowości. Wyjątki: Mongolia Wewnętrzna, zadupia w Syczuanie (w Yunnanie już nie). A, dodajmy do tego chyba najwyższe ceny biletów wstępu jakie w życiu widziałem. Za jakość rodem z trzeciego świata.
      - ludność lokalna - charanie, pierdzenie, piłowanie ryja, słuchanie muzyki z komórek, przepychanie się, a czasem i defekacja publiczna. Nie wspominając o przerażającej tępocie.

      Nad tym wszystkim rozpościeramy parasol: nikt nie mówi po angielsku. Co z tego, że Chiny mają największy rynek ESL w świecie skoro tylko jednostki są w stanie komunikować się po angielsku? O innych językach nawet nie wspomnę. Dochodzi też totalny debilizm chińskiej ludności, który objawia się tym, że jeżeli damy pani w kasie na dworcu kartkę z napisanym po chińsku miastem, numerem pociągu, godziną i datą, to pani tę kartkę wyrzuci drąc się TINBUDONG!!! Nauczyłem się jakichś tam podstaw chińskiego, ale wiele to nie pomaga: przeważająca większość ludności widząc białego wbija się w tryb 'nie rozumiem'. Milion razy ćwiczyłem z uczniami scenki na dworcu i poczcie, oni mnie rozumieli, ale w życiu działało fatalnie źle. Rozumienie mojego chińskiego poprawiało się, gdy machałem portfelem.

      W obliczu tych (i jeszcze paru innych) niedogodności trzeba naprawdę zastanowić się kilka razy zanim zdecydujemy się na wyjazd do Chin, a nie do np. Tajlandii lub Malezji.

      Usuń
    6. Ach, przepraszam, zapomniałem o internecie: wiele hot spotów wymaga chińskiego numeru. Przeważająca większość salonów komórkowych nie chce go sprzedać osobie bez chińskiego dowodu. Do tego zablokowana większość stron, które normalny człowiek używa, w tym niesamowicie antychiński Gmail.

      WAKACYJNY RAJ! :)

      Usuń
    7. Oczywiście, są to różne prawdy. Niemniej ja, Keczup, 5 lat temu wymyśliłam sobie wycieczkę do Chin, wszak to wspaniały kraj! Pierwszy raz postawiłam stopę w Azji, miałam tylko bilet do Pekinu, powrotny za półtora miesiąca, zero znajomości chińskiego, siostrę u boku i DAWAJ! Bawiłyśmy się wyśmienicie, a wszystkie te niedogodności wydawały nam się wyborną przygodą! Ba, wspominamy z nostalgią, jak zgubiłyśmy się w jakimś dziwnym mieście, chciałyśmy spać w rynsztoku, a Chińczycy na pytanie o internet chcieli nam sprzedać komputer. A meiyou bawiło nas caleńki wyjazd :).

      Usuń
    8. Z 'meiyou' jest trochę jak z Pokemonami, wypada zebrać je wszystkie - meiyou dworcowe, meiyou sklepowe, restauracyjne, muzealne, niemal nieograniczona liczba innych :)

      Usuń