Za czasów życia w Chinach, zawsze brakowało nam świątecznej atmosfery. W klimacie subtropikalnym śniegu brak, zimy brak, w święta normalnie chodzi się do pracy, a całe Boże Narodzenie ogranicza się do badziewnych dekoracji w centrach handlowych i wzmożonej konsumpcji, jak przy okazji każdego święta zresztą. W związku z tym cieszyłyśmy się jak durne, gdy w Polsce spadł śnieg, gdy pojawiły się choinki, a radyjo zaczęło grać All I want for Christmas w aranżacji Mariah Carey i Justina Biebera. Ba, cieszyły nawet nieco szpetne aniołki poustawiane na ulicach Krakowa! Co to jednak za świętowanie bez porządnego jarmarku bożonarodzeniowego! Ten krakowski już obskoczony, co tu robić?! Postanowiłyśmy odwiedzić którąś z europejskich stolic i natchnąć się świąteczną atmosferą!
Rozważałyśmy Niemcy albo Austrię, jednak wyrób padł ostatecznie na Pragę. Dlaczego? Prosta sprawa! Czeski język, który uwielbiamy. Czeska kuchnia ze szczególnym wskazaniem na smażony ser pełen tłuszczu i cholesterolu. Pamiątki z Krecikiem! Mieszkałyśmy kiedyś również pół roku w Pradze, można zatem odbyć od razu podróż sentymentalną i przypomnieć sobie co ważniejsze czeskie zwroty! Wszystko, co najlepsze!
Jarmark odbywał się oczywiście na rynku, stała tam olbrzymia choinka i odbywało się wiele atrakcji! Tu na przykład pan wytwarza jakieś tajemne insygnia.
Jadła i napoju było co niemiara! Niestety, dopiero co wytoczyłyśmy się z zacnej gospody, gdzie jadłyśmy smażony ser, knedla oraz wychyliłyśmy kufel piwa do tego. Straszna bieda! Bo czy owe garńce nie wyglądają zachęcająco?
Oldskulowe zabawki. Karol Keczup po dwóch minutach oczywiście zgubiła wycieczkę i zajęła się wykonywaniem relacji zdjęciowej. Reszta towarzystwa zajęła się zapewne piciem grzanego wina i śpiewaniem sprośnych czeskich piosenek, chociaż kto ich tam wie!
Wyborny przysmak!
Przy rynku znajduje się muzeum, które oferuje wystawę znamienitych artystów, takich jak Mucha, Dali oraz Warhol. Dwóch pierwszych widziałyśmy już podczas studiów w Pradze, a na Andiego pożałowałyśmy pieniądza (choć bardzo poważamy jego sztukę i filozofię życiową).
Ludzi było co niemiara! Czesi znani są z nieposkromionego apetytu oraz trzech żołądków (jeden na knedel, drugi na piwo, a trzeci na inne rzeczy), tłoczyli się więc żwawo, by zdobyć co lepsze kęski!
Stragany przybierały naprawdę urocze formy, jak na przykład domek z piernika (może nawet bezglutenowego!).
I wiele innych pięknościowych pierników. Były takie czasy, że jadłyśmy piernika codziennie na zdrowe śniadanie! Zwróćcie uwagę na miły ryj piernikowego świniaka!
A gdyby ktoś nie miał jeszcze dość zdrowej i pysznej czeskiej kuchni, to można sobie poprawić słodziaszczym donucikiem. Jak widać, chętnych mnóstwo!
- KECZUPIE. CO TO?
- Nie wiem, ale chętnych jeszcze więcej!
I miłość naszego życia - TRDELNIK. Pyszniutki i tłuściutki, obtoczony cukrem i cynamonem. Straszliwa cena 60 koron (około 10 zł na nasze), która powstrzymywała nas przed zakupem przez długi czas. Część naszej wycieczki bredziła, że widziała gdzieś trdelnika za 50 koron, a nawet i za 25! Czy to prawda, tego nie wie nikt...
Trzeba przyznać, że praskie dekoracje świąteczne prezentują się nieco bardziej gustownie niż krakowskie. Nigdzie nie ma świecących aniołków grających na trąbach!
Instytucja bryczki również występuje.
A, schowane w specjalnej budzie, dzieci wyśpiewują kolędy i pastorałki.
Co tam tak raźno bulgocze w garńcach? Zapewne nie będzie dla Was niespodzianką, że najbardziej chodliwym towarem jarmarku okazało się grzane wino i inne wyroby alkoholowe.
A także, wspomniany już, trdelnik. Nadal wzbraniamy się przed wydaniem 60 koron ode głowy... Aczkolwiek już mniej hardo.
Ulubione danie każdego Czecha. Obowiązkowo na każdy obiad! SWINIA! Swoją drogą, czy wiecie, że Czesi jedzą obiad o 12?! W południe! Co to była za rozpacz, co to był za ból, gdy trzeba było dolecieć do stołówki studenckiej na 12 i wybłagać panią, żeby nałożyła nam makaronu ze szpinakiem i bez świni. Być wegetariańcem w Czechach pięć lat temu - to dopiero wyzwanie!
W końcu doszłyśmy do wniosku, że być na praskim jarmarku i nie zjeść trdelnika to wstyd i hańba! Drżąca ręka Katarzyny wyciąga w stronę pani 200 koron czeskich.
A oto one! YUM YUM YUM!
Pojedli, popili i wrócili do hostelu, gdzie czekała na nas sauna <3. Jarmark podobał nam się bardzo, nawet pomimo łażenia cały dzień na mrozie!
A co Wy sądzicie o tego typu bożonarodzeniowych atrakcjach? Chadzacie na jarmarki?
Mamy nadzieję, że Święta spędziliście radośnie! Pa!
Uwielbiam jarmarki bożonarodzeniowe! Ten w Pradze był naprawdę mega fajny <3
OdpowiedzUsuńWiadomka!
UsuńOszwabili na trdelnikach i dali po pół!
OdpowiedzUsuńNie oszwabili, tylko już użarli!
UsuńJarmarki świąteczne są urocze, ale w każdym mieście inne. Jedne lepsze drugie gorsze ;) Szczególnie dobrze wspominam te w Wiedniu, praktykuje się tam zwyczaj sprzedawania grzańca (alko i nie tylko) w pamiątkowych kubeczkach z obrazkiem Schonbrun i innych wspaniałych lokalnych budowli. Tak wiem, w Katowicac też sprzedają pamiątkowe kubeczki, ale te są brzydkie :"D Cieszę się, że się dobrze bawiłyście!
OdpowiedzUsuńKlimatyczne kubeczki na grzaniec, to brzmi wybornie! Niemożliwe, żeby katowickie pamiątki były brzydkie :P.
UsuńŚwietna recka i boskie zdjęcia :) My obskoczyłyśmy w tym roku tylko krakowski jarmark (jeśli chcesz rzucić okiem, zapraszamy), ale kto wie - może za rok pojedziemy spróbować czegoś w Czechach :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy
www.foodspotters.pl
Dziękujemy! Czytałyśmy Waszą relację i musimy przyznać, że przednio się przy niej ubawiłyśmy!
UsuńPozdro!
Jarmarki są cudowne, z waszych zdjęć i opisu ten w Pradze wygląda dosyć wyjątkowo : ) Również miałam się tam znaleźć w tym roku jednak nie wypaliło, ale za rok już nie odpuszczę : )
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie jarmarki <3 W tym roku udało mi się odwiedzić jarmark w Barcelonie ;)
OdpowiedzUsuńJarmark w Barcelonie brzmi bosko! Mamy nadzieję, że zostały zjedzone tłuste churrosy!
UsuńAle ślicznie :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie jarmarki :)