wtorek, 10 listopada 2015

Z pamiętnika Kejk laoszy: Trick or treat w chińskim przedszkolu. Świętujemy Halloween w Chinach!


Dawno nie było już notki o pracy nauczyciela w Chinach... Dzieje się tak ponieważ: a) w naszym życiu dzieje się jednak nieco ciekawszych rzeczy b) Keczup uwolnił się od przedszkolaków, a w podstawówce jest już prawdziwniejszą nauczycielką c) Kejk Laoszy przeżywa kryzys wiary w dzieci, pracę, a nawet w wartość pieniądza.

Jak już wspominałyśmy w tej oto notce klik klik, uczenie dzieci niesie ze sobą wiele wymiernych korzyści. Są to przede wszystkim dobre pieniądze, relatywnie lekka praca i dużo wolnego czasu, co w przypadku miłości do podróżowania jest jeszcze cenniejsze niż pieniążek. Nie będzie to jednak notka o blaskach i cieniach tej pracy. Taka notka również się szykuje, jednak tym razem będzie to notka o jednym z obowiązkowych speszjal iwentów: HALLOWEEN!


- Zaraz zaraz... ale czy Chińczyki obchodzą Halloween? - zapytacie
- Pewno! To takie święto, gdzie kupuje się dynie, kupuje się ozdoby, kupuje się cukierki, kupuje kupuje kupuje....
Tak. Chińczycy obchodzą każde święto, które można przerobić na festiwal konsumpcji...

No dobra. Ale jak obchodzimy taką bibę w przedszkolu? Tu akurat muszę przyznać, że dość czerstwo. W zeszłym roku, inne przedszkole w którym pracowałam miało wynajęty park dla dzieci, najpierw śpiewaliśmy Halloweenowe pieśni, później były tańce i inne swawole, a na koniec zabawa z rodzicami w parku. Tym razem, mimo, że pracuję w tak zwanym NAJLEPSZYM PRZEDSZKOLU (bardzo burżujskim), to"impreza" nie odbywała się w żadnej wynajętej, wypasionej miejscówce:(

Z samego rana rodzice przyprowadzili swoje pociechy, w przebraniach a jakże, do przedszkola. Wystawiono czerwony dywan - wybieg, gdzie chińskie nauczycielki żwawo obfacały dzieci z rodzicami. Ustawiono też parszywe tekturowe czarownice i inne księżniczki, by dzieci mogły tam wsadzić swoje śliczne buźki i rodzice robili im miliony zdjęć do rodzinnego albumu.



Jak widać niektóre matki same również bardzo się postarały. Księżniczka z mojej klasy i jej anielska Mamusia. Jestem pewna, że życiowym dramatem tej pani jest nieładne młodsze dziecko. 


Tu Katarzyna pragnie nadmienić, że proponowała iż odzieje się w solidną gothic lolitę, jednak zapewniono ją, że nie ma potrzeby... Mamy dla Was stroje. I tak o to skończyła w poliestrowym płaszczyku w gwiazdki i z pająkiem na głowie (na mokrych nota bene włosach). Koszt przebrania 15 yuanów. Niestety zdjęć tych się trzeba będzie wstydzić całe życie!


Następnie udajemy się do klasy i... TAK! Robimy więcej zdjęć!

Śliczne małe Aniołki tak słodko siedzą! Ah ah.... A w tle nasza Halloweenowa gazetka i... Lucky Laoszi. Kolejne świetne chyńskie angielskie imię.


Nie wszystkie dzieci chciały się przebrać. Chłopiec po prawej, jako znana beksa, odmówił założenia kostiumu.



Natomiast chłopiec w środku zwyczajnie nas nie poinformował, że kostium ma. A mógł być malutkim Mario Bros!



Candy jak zawsze w różu.


Moje ulubione dziecko, więc aż dwa zdjęcia!  Dziewczynka owa wstała podobno o 5 rano, by odziać swój strój. Chciała nas też sprytnie oszukać, że jej mama mówiła, że nie trzeba się przebierać do spania. Nigdy nie spodziewałam się po niej takiej miłości do Snow White, gdyż jej największym życiowym idolem jest 8 letni starszy brat. Kocha go do tego stopnia, że gdy przyszła do przedszkola sikała na stojąco do pisuaru.



TAK! CHIŃSKI TABLET ROBI BJUTI FEJSA RÓWNIEŻ DZIECIOM


Kilka nieskalanych myślą twarzy. Mimo, że dziewczynka w stroju dyni nie należy do lubianych przeze mnie dzieci (w kółko krzyczy Baba, Mama, Baba, Mama! bądź też Laoshi, laoshi, laoshi!) to muszę przyznać, że takie dziecko dynia to fajne przebranie.



Zgadnijcie kim chce być każda mała Chinka...




Nawet w stroju za dużym o 5 rozmiarów... Dziewczynka w niebieskim darzy mnie wyjątkową miłością. Objawia się ona głównie małpim uchwytem na mojej nodze, przytulaniem się do mojego zadka i noszeniem wyłącznie ubrań, które pochwaliłam. Np. przez tydzień wszędzie nosiła czerwone lakierki. Również w domu. Jej mama zwróciła się do mnie z błagalną prośbą o skomplementowanie butów sportowych. TICZER APRÓWED.




Tak tak... Więcej księżniczek i wróżek!



I... jeszcze więcej księżniczek. I koniecznie selfie z małymi księżniczkami. Śliczna dziewczynka, której angielskie imię brzmi: ANGELABABY. Jeśli nie kojarzycie kto to, to polecam wygooglować.



Przyszedł czas na jakieś aktywności. Śpiewamy wesoły hit trick or treating. Na koniec Ticzer Kejk zamienia się w potwora i wszystkich zjada. Hohoho! Ale zabawa...



Strój nietoperza - wg mnie numer jeden imprezy.




I... nietoperzowa, samozatrzaskująca się opaska. Obiekt pożądania każdego trzylatka. Ba! Mroczny przedmiot pożądania.



Tu dobrze widać wyjątkowo wręcz pięknego pająka na mym łbie. Dzieciom i rodzicom baaardzo się podobało.



Nareszcie idziemy zdobywać cukierki! Tak, do innych klas. Problematycznym był nieco fakt, że wszystkie klasy wyruszyły w tym samym czasie... Trzeba było napadać innych na korytarzu i krzyczeć:
Candy, candy all for me. Bu gei tang jiu dao dang (dwóch ostatnich słów nie jestem pewna...)!





Jako, że była klasa Katarzyny rozdzieliła się na dwie grupy (młodszą i starszą), a K awansowała wraz ze starszą częścią do grupy maluchów (tak! ze starszą) to mogła odwiedzić swoich byłych uczniów. Ulubiony dzieciak Keczupa - Cooper (taaak... bawi ją imię). W przedszkolu uważa się, że dziecko owo jest wyjątkowo ładne...



Gdy cukierki zostały już zdobyte dzieci dostały po jednym i... mogły znów pozować do zdjęć. Może księżniczki razem? Albo dynie razem? Albo wiedźmy razem? Albo wiedźma z dynią etc..



Najwięcej radości miały chyba chińskie nauczycielki. Jedna z nich wyjątkowo zazdrościła mi owego pięknego płaszcza...


I w zasadzie to by było na tyle. Po południu życie nasze wróciło do codziennej przedszkolnej rutyny...

To tylko jeden ze speszjal iwentów, a życie nauczyciela w nie obfituje (ktoś musi robić za małpę, clowna, czy też po prostu pozować z dziećmi), toteż spodziewajcie się więcej notek z naszymi uroczymi milusińskimi, którzy nota bene sponsorują notki podróżnicze i lolicie.

PS. W tym miejscu ja, Karol Keczup, pragnę nadmienić, że jako biały nauczyciel - małpa dostałam ostatnio od dziecka w prezencie BANANA!

1 komentarz:

  1. Ale te dzieciaczki fajniutkie
    U Was to Halloween na całego
    Dzieci w przedszkolu synka halowwen nie obchodzą, ale pani wymyśliła że mają się przebrać za owoc lub warzywo

    OdpowiedzUsuń