sobota, 14 listopada 2015

Gdzie nauczyciel zarabia najwięcej? Prywatne lekcje angielskiego w Chinach. Porady praktyczne + koreańskie bonusy


Mamy wiele pytań dotyczących  naszej pracy, więc postanowiłyśmy przybliżać jej szczegóły nieco częściej. Dziś omówimy jedno z najlepszych źródeł zarobkowania: LEKCJE PRYWATNE
Plusy:
- Żadna agencja nie pobiera od Ciebie prowizji, tak więc zarabiasz więcej, a rodzice płacą mniej.
- Sam wybierasz godziny, w których chcesz uczyć. Oczywiście, po skonsultowaniu z rodzicami.
- Masz jednego, dwóch, no może kilku uczniów. Nie 10, 15 czy 40.
- Jedziesz na godzinkę, dwie czy półtorej, nie na cały dzień porozbijany okienkami.

Minusy:
- Dużo przygotowania materiałów i pomocy. Często sam decydujesz, czego uczysz, a żadna szkoła nie daje Ci już wsparcia czy flashcardów.
- Konieczność użerania się z rodzicami. Część z nich nie włada angielskim. Część z nich włada za dobrze i mogą Cię gdzieś przyłapać na małej niewiedzy. A część z nich myśli, że można nauczyć dzieci angielskiego w 1,5h raz w tygodniu. Nie znają się oni co prawda na nauczaniu angielskiego, ale np. uważają, że najlepiej to uczyć dzieci foniki, bo WSZYSTKO wtedy przeczytają, a na wiadomość o krótkich i długich samogłoskach reagują osłupieniem.
- Bywa, że chińskie rodziny chcą się z Tobą za bardzo przyjaźnić...
- Pracując w przedszkolu znalezienie prywatnych uczniów jest praktycznie niemożliwe. Dużo łatwiej jest, gdy pracujesz w szkole językowej, choć one starają się chronić swoje zarobki

Pewnie interesują Was stawki. Hmmm... z tym bywa bardzo różnie. W zasadzie stawki ustalasz samemu i albo ktoś się zgadza, albo nie. Stawki nauczycieli zależą oczywiście od narodowości i doświadczenia. W naszym Guangzhou jest troszkę Filipinek i baaardzo dużo Rosjan i Ukraińców, którzy psują rynek. Jednak za lekcje prywatne można żądać spokojnie 150-200 yuanów za godzinę. Róźne są modele zwiększania tej kwoty w zależności od ilości uczniów. Niektórzy biorą i 200 za dwójkę, a  niektórzy zmniejszają cenę od osoby etc. Wszystko zależy od Ciebie i tego, czy znajdziesz kogoś, kto tyle Ci zapłaci. 

Nasz kolega pracując w treining center i z początkowych poleceń znajomych zdołał stworzyć bardzo miła sieć kontaktów i obecnie większość jego dochodów, to lekcje prywatne. Bardzo często jedna, zadowolona grupa dzieci pociąga ze sobą kolejne lekcje, gdyż znajomi znajomych też chcą mieć białego nauczyciela. Czasami rodzice decydują się dogadać z nauczycielem ze szkoły językowej.
Niestety rodzice przedszkolaków bardzo rzadko decydują się na lekcje dodatkowe:(

Czasami zdarza się, że mimo dobrej wypłaty lekcje nie do końca się nam opłacają.. Katarzynie zdarzyły się kiedyś wyjątkowo niewdzięczne lekcje. Musiała dojeżdżać na nie na odległy koniec miasta (no dobra, matka często ją odbierała). Jednocześnie uczyła ona dwójkę dzieci. Zblazowaną 9ciolatkę i okropnie rozwrzeszczanego 3 latka... Eh. No nie jest do najlepszy dobór wiekowy, musicie przyznać. Dodatkowo po każdej lekcji, mimo, że była to już 8 wieczorem, trzeba było jechać na kolację do jakiejś restauracji. Co prawda dziadkowie gotowali w domu, jednak lans musi być. Każda restauracja do której się udawaliśmy była bardzo fancy. Do fancy restauracji niestety często trzeba czekać bardzo długo. Miejsca w których jest drogo i nie można zjeść od razu to miejsca z założenia dobre.

Pewnego razu postanowiono udać się do koreańskiej restauracji. Katarzyna studiowała kiedyś z Koreańcami i dobrze wie, co to oznacza! Paskudne kiszonki i tłuste mięsiwa. Katarzyna jednak nie jest zbyt asertywna, tako i pojechała... Na miejscu okazało się, że trzeba czekać godzinę. Wspaniale! Co za radość! Może będę w domu przed północą! Ale podobno  to najlepsza koreańska restauracja w mieście.

Dobrze, że można było uprzyjemnić sobie czas oglądając wspaniałe korełańskie scenki rodzajowe. 





Koreańska kuchnia, to przede wszystkim słynny koreański grill. W porządnej restauracji siedzi się na podłodze. Choć tak naprawdę można było spuścić nogi pod stół.




Trzeba przyznać, że wystrój bardzo miły.



Czekający ludzie mogą zajmować się łupaniem orzeszków, bądź też, jak każdy Chińczyk, robieniem na komórze.



Niestety nie uwieczniłam pieknie odzianych pań przy kasie. W przeciwieństwie do zwykłych kelnerów parających się ogniem, miały one tradycyjne hanboki.




I podano przystawki.... Zupki, kimchi, sałatki. Gdzie zmieści się zamówione jedzenie?! Jak widać dzieci zaczęły zajadać, jednak rezygnacja z zabawy komórką to rzecz której nie można wymagać!




Mamy i wreszcie słynny koreański grill, a na nim grube kawały boczku.



Ryż smażony z wołowiną. Yucky...




Kelner pomaga kroić wygrilowane mięso.



Należy je odłożyć na bok, by się nie sfajcowało. Takie kawałki grilowanego boczku czy mięsa zawija się wraz z sałatą i innymi surówkami w papier ryżowy bądź listek sałaty. Zadziwiająco dobre!



Dziwaczne koreańskie danie nieco przypominające spaghetti. Ruloniki ryżowe zapieczone z pod serem z mięsem mielonym i warzywami. Pyszniutkie <3




Placuszki warzywne z ostrym sosem.



Opustoszały już grill i sashimi z tłustego łososia. Co dziwne, ciężko było znaleźć chętnych na dojedzenie kolejnego już talerza...



Muszę przyznać, że był to najpyszniejszy koreański obiad jaki jadłam w życiu! To w sumie dobrze, gdyż kolacja na 4 osoby (w tym dwójkę dzieci, które prawie nie jadły) kosztowała.... tadam tadam tadam... 1000 yuanów. Tak, nie pomyliłam zer. Na szczęście nie ja za to płaciłam, ale kwota ta w zasadzie uświadamia dobrze, jak niewiele znaczy dla Chińczyków to 200 yuanów za lekcje angielskiego. Tak naprawdę, to mają nas oni za żebraków, którzy przyjeżdżają tu nie wiedzieć czemu, skoro w Europie jest lepiej.

Podsumowując: prywatne lekcje, to najlepszy sposób na zarabianie pieniędzy, jednak nie jest tak łatwo je zdobyć. Jeśli przyjeżdżacie tu bez doświadczenia i kontaktów, to nie napalajcie się jakoś od razu. I uważajcie na próbujących się bratać Chińczyków. W rzeczywistości interesuje ich wasza biała gęba i lans z nią związany. 

I taki bonus: Jeśli jesteś dziewczynką i jakiś ochoczy chińczyk zapyta Cię w metrze o numer, bo chce się uczyć angielskego, to... TAK TAK. To chiński nieudolny podryw, tak zwane chińskie zaloty;)

2 komentarze:

  1. Czy Chińczyki po wzięciu numeru podstępem zasypują esemesami i zdjęciami nagich torsów?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie należy dawać numeru tego typu chłopaczkom, bo strach! Strach przed właśnie takimi wiadomościami :P

      Usuń