Ciąg dalszy japońskiej awantury! Tym razem notka nie turystyczna, a gastronomiczno-rozrywkowa, można by rzec. Nie wiem, czy pamiętacie, ale w tym samym czasie w Tokio bawiły się dwie nasze ziomalki z Polski. W powodu chińskiego tabletu i nieogarnięcia, nie dane nam było spotkać się w Akihabarze (http://almostparadisse.blogspot.com/2015/10/podroz-do-japonii-szalona-dzielnia.html). Nadszedł czas na podejście numer 2! Jako, że w naszym towarzystwie dominuje tzw. element GOTH to ten element bardzo, ale to bardzo pragnął odwiedzić pewne posępne miejsce... przybytek o nazwie VAMPIRE CAFE!
Dostać się tam niestety nie jest łatwo... Otwarty jest on jedynie wieczorem (wiadomo!) i trzeba mieć rezerwację na konkretną godzinę. Rezerwację telefoniczną, wykonaną oczywiście po japońsku. Straszna to była bieda, lecz Katarzynie i Keczupowi udało się namówić miłą panią z hostelu do załatwienia nam wejścia do lokalu i pani ta wielce się przy tym cieszyła (pani ta była naszą fanką, bo prawie codziennie łaziłyśmy w lolicie, a ona była bardzo kawaii). Dobra, rezerwacja jest! Niestety spóźnienie choćby i 5 minut skutkowałoby jej utraceniem, czyste zło! Przygotowałyśmy się solidnie, miałyśmy mapy (nie zawierzyłyśmy tabletowi w kwestii google maps i DOBRZE), adres i zdjęcia. DAWAJ W DROGĘ!
Czy przypominacie może sobie nasze długotrwałe poszukiwania loliciego lumpeksu (http://almostparadisse.blogspot.com/2015/10/park-yoyogi-bez-namiotu-mistyczna.html)? Tu było niestety tak samo... Długo nam to zajęło i spodziewałyśmy się już najgorszego, ale na szczęście w końcu pewni podpici panowie (wątpiłyśmy w nich, teraz nam wstyd!) wskazali nam drogę. A jakże! Vampire Cafe było oznaczone maleńkim szyldzikiem jakieś 10 metrów nad ziemią...
Od progu powitał nas rechoczący kościotrup, halloweenowa muzyka oraz ponure wnętrza skąpane w czerwieni. Po chwili pojawiły się nasze ziomalki, Menoa i Methice, a pani poprowadziła do stolika. Po drodze minęłyśmy element wystroju, jakim była ta oto trumna!
I już przy stoliku. Jak myślicie, czym jest ta mała urokliwa trumienka? Tak tak, to menu! Dokładnie menu z drinkami.
Drinki miały naprawdę szalone nazwy, pozwolimy sobie wymienić kilka z nich:
- Dracula — The Count’s Power
- Iron Maiden — The Virgin’s Fresh Blood
- Elizabeth Bathory The Bloody Countess
- White Virgin The Unblemished Rose
- Nosferatu the Undying Dark Creature
MISTRZOSTWO!
Tu kolejne - Vampire Slave The Dominated oraz Bloody Lolita - The Bloody Girl
I tu już widzimy Vampire Slave, zamówiony przez Keczupa, w pełnej okazałości. Pyszny!
W oczekiwaniu na jedzenie, szybciutko została wykonana okolicznościowa sesja zdjęciowa z użyciem menu. W fociach przodowały Keczup i Menoa, gdyż są one ludźmi mroku, bampire oraz Nosferatu podłymi kreaturami XD
Keczup bluźnierca! W czasach młodości jej marzeniem było bieganie po norweskich lasach z buzdyganem, więc silnie jarała się miejscówką.
Jako kelnera przydzielono nam wyjątkowo posępnego pana, który wszystkim nam wydał się wspaniałym mężczyzną. Na przystawkę podano nam krakersy z pastą przypominającą hummus i wbrew różnym plotom, nie kazali za to płacić. Ostrzegamy jednak, na jedzenie czeka się naprawdę dłuuuuuugo! Rezerwacja podobno miała być na półtorej godziny, ale pierwsze dania przyniesiono po około godzinie. Nie miałyśmy więc skrupułów, by nielegalnie siedzieć dłużej.
Jest i danie! Spaghetti carbonara! Katarzyna powiada - bardzo pyszne i bardzo duża porcja! I miało magiczną powłoczkę, lecz nie wiem, z czego ona była.
Potrawa Keczupasa - spaghetti z awokado. Wyśmienita strawa! Porcja początkowo wydawała się nieduża, ale najeść się można było, a pod koniec było wręcz ciężko XD Plus róża z pomidora.
Tu zamówione przez Menoę tiramisu - grobek. Miałyśmy oczywiście i inne dania, ale beznadziejnie wyszły na zdjęciach i mało je widać. Tak, oświetlenie lokalu nie sprzyjało popisom fotograficznym.
I gdy tak sobie siedziałyśmy i zajadałyśmy, nagle kotara odsłoniła się (stoliki były poodgradzane od siebie czarnymi półprzezroczystymi zasłonami) i ukazał się tam najprawdziwszy WĄPIERZ! Błyskawicznym ruchem rzucił coś na nasz stolik i zwiał! Cóż to było?! Po zapoznaniu się z podrzuconym kartonikiem stwierdziłyśmy, że to chyba jakieś zaproszenie na gotyckie balety! Lecz oto pojawił się nasz pan kelner i wyjaśnił "jeśli wąpierz wybrał Was jako swoich ziomków w mroku, możecie skorzystać ze wspaniałej promocji, wszystkie drinki są za 500 albo za 666 jenów!". Szaleństwo! Szybko dobrałyśmy kilka szalonych napitków w cenie (oczywiście!) 666 i oto są już z nami Elżbieta Batory i Nosferatu.
Kilka zdjęć ukazujących wystrój. Podłoga była podświetlona czerwonymi krwinkami! One się ruszały!
Kibel także był skąpany w mroku.
Części ludzkie walające się to tu, to tam.
Poczas wykonywania przez Keczupa foty w lustrze, z tyłu objawił się ZŁY CZŁOWIEK!
Pamiątkowe selfie. Ekipa w składzie Katarzyna, Methice, Menoa i Keczup.
Oczywiście wykonane zostały także zdjęcia ałtfitów, celem lansu w internetach. Keczup Karol jako psychofanka Angelic Pretty (ma już w końcu swoją różową member card)!
Sukienka, skarpeta, kokarda, torebka, parasol - Angelic Pretty, koszula - Berry&Wood, buty - Taobao, peruka - Lockshop, akcesoria - CiciWorks
Katarzyna jak zwykle w porę uświadomiła sobie, że nie ma goth rzeczy i tradycyjnie została Kejkiem. Pragnie nadmienić, że paskudnej jakości zdjęcie okropnie zmienia tu odcienie i jej brązy nie są tak rażąco niedopasowane!
Sukienka: Angelic Pretty (rowu rowu kisu kisu), koszula: jakieś odchłanie taobao, rajstopy: podobnie, parasol i Usakumyuś: Baby the Stars Shine Bright (zdobyte po taniości w Closecie), buty: Swimmer (bo w Japonii można sobie pozwalać na takie skandaliczne niedopasowania!).
Tym razem sztuka opowiada historię z dreszczykiem!
- Muszę się napić - powiada Keczup. - Gul gul gul...
Katarzyna posępnie patrzy.
- Patrz, co mam! - Keczup dzierży tajemniczy przedmiot w swej dłoni.
- Toż to.. toż to... MAPA METRA! NIEEEEE!!!
Gdzie mamy się przesiąść tym razem?! Na Iidabashi? A może Nihonbashi?!
Eeeee... damy radę głupiej mapie! RAKIENDROL!
I ostatnie już zdjęcie pod tytułem dzień jak co dzień, ostanie metro do hostelu.
Jak pewnie zauważyliście, notkę tą uświetnia swoją facjatą K. Keczup. A to dlatego, że Katarzyna kategorycznie odmówiła robienia jej zdjęć twierdząc, że jest za mało goth! SKANDAL! Podsumowując, Vampire Cafe to wyśmienita atrakcja i polecamy z całego serduszka!
Do następnego! Baj baj!
Tak bardzo bym się tam przeszła ; ; Uwielbiam wasze posty i w sumie trochę szkoda że nie zrobiłyście zdjęć ałtfitów koleżanek, bo ten kawałek kiecki na jednym zdjęciu (pozowania z menu) wyglądał interesująco.
OdpowiedzUsuńDziękujemy za piękne słowa <3. Niestety w środku było tak ciemno, że zdjęcia wychodziły niezwykle posępne, na zewnątrz też mrok, dopiero w drodze do domu w metrze udało nam się coś zdziałać :(. Ałtfit koleżanki był rzeczywiście wielce piękny i gotycki!
Usuń