czwartek, 16 lutego 2017

Berlin murem podzielony - Plac Poczdamski i East Side Gallery


(Prawie) ukończyłyśmy sesję, mamy piąteczki od góry do dołu (Chiny tak ogłupiają człowieka, że uczenie się to teraz czysta przyjemność), więc postanowiłyśmy nagrodzić same siebie i udać się w jakąś skromną podróż. Szcześliwie udało nam się upolować tanie bilety do Bośni i Hercegowiny, a droga na Bałkany wiodła przed Berlin. Zaczynamy zatem od tej destynacji!


W Berlinie byłyśmy kilka lat temu i odwiedziłyśmy wszystkie sztandarowe atrakcje, ten wyjazd miał być zatem innym spojrzeniem na miasto. Akurat na studiach kazano nam chadzać na zajęcia Antropologia filmu, gdzie to omawialiśmy różne miasta w tychże filmach umieszczone. Tak się niestety złożyło, że dzieło filmowe "Niebo nad Berlinem" Keczup przespała, lecz Katarzyna dała radę.
 - Trzeba nam zwiedzić Berlin jako miasto podzielone murem, zranione i stłamszone! - obmyśliła.
- A nie po punkowemu?!

Ostatecznie zwiedzanie punkowe zostawiłyśmy na kolejny dzień i wyruszyłyśmy na spotkanie miasta zranionego i podzielonego murem! Plany były ambitne, lądujemy z rańca, jedziemy do miasta, wrzucamy bagaże do hostelu i zaczynamy turystykę! Niestety, plany nasze ambitne próbował zniweczyć wstrętny automat biletowy! Kolejki ciągnęły się olbrzymie! W dodatku nikt nie umiał tego draństwa obsłużyć. 
- Głupie jakieś te ludzie! Przecież tam ło wisi plakat z instrukcjami, jak się kupuje!
Niestety... I nas pokonał wstrętny niemiecki automat. W końcu z pomocą niemieckiej dziewczynki (która również średnio ogarniała tą straszliwą maszynę), UDAŁO SIĘ! Pociechą było to, że całodobowy bilet, który obejmował też dojazd z lotniska, kosztował jedyne 7,80 euro.

Reszta planu powiodła się nadzwyczaj dobrze, wsiadamy w U - bahn (znaczy metro) i jedziemy na Potsdamer Platz, czyli Plac Pocztamski. Piękne oblicze nowoczesnego Berlina!



Plac Poczdamski miał takie szczęście, że znalazł się akurat pośrodku podzielonego Berlina, co zaowocowało tym, że stał pusty i smutny. Po upadku Muru Berlińskiego na pustym placu Roger Waters z Pink Floyd urządził wielki darmowy koncert pod tytułem The Wall. Zabawa była zapewne przednia, po czym plac postanowiono zabudować, lokalizacja w samym środku miasta była więcej niż atrakcyjna! Władze Berlina podzieliły plac na cztery części, a każdą z nich przekazano innemu inwestorowi z zastrzeżeniem - macie nam tu wybudować piękne nowoczesne budynki, jakich świat nie widział! Szybko miejsce to stało się największym placem budowy z calutkiej Europie i dzięki temu możemy dziś oglądać taki szałowy walec.


W ciągu pięciu lat plac zmienił się nie do poznania! Musimy przyznać, że miejsce to wybitnie nam się podobało. Tak się jakoś złożyło, że jesteśmy wielbicielkami wielkich miast i wcale nie uważamy je za mniej autentyczne niż laotańskie dżungle.



W tym czasie w Berlinie odbywał się festiwal filmowy Berlinale, gdzie dają złote i inne niedźwiedzie. Nie napalałyśmy się zbytnio na pokazy filmowe i inne atrakcje, bo nie miałyśmy niestety zbyt wiele czasu. Pokręciłyśmy się tylko po terenie festiwalu, gdzie tłumy ludzi czekały na gwiazdy, ale jakoś nikt się nie pojawiał. Nawet fotoreporterzy wydawali się nieco znudzeni. Nasze uszy wyłapały straszliwą nowinę - wszyscy są na konferencji prasowej i pojawią się dopiero za dwie godziny!
- Eeeee... Chyba nie będziem czekać, bo mróz - jęczała Keczup.
- Ale Diego Luna! - krzyczała Katarzyna.
- Ale Dziobak Wenders! - krzyczał Dziobak, który poczuł się akurat dziobakiem - kinomanem.



W obliczu mrozu dałyśmy sobie spokój z rzucaniem się Diego Lunie i panu Wendersowi pod nogi. W istocie mróz był straszliwy! Wydawało nam się, że już w Krakowie umrzemy, a tymczasem Berlin przywitał nas temperaturą -5 stopni! To są ludzkie dramaty!

Jak widać poniżej, jedną z działek wykupiła firma Sony i zbudowała tutaj sobie europejską siedzibę firmy. 




Zaczyna wyłaniać się mistyczny dach, który zmienia kolory! Jest symbolem nowej formy Placu Poczdamskiego, wobec czego każdy chce mieć go uwiecznionego na tysiącu zdjęć. A zrobić takie bez głowy innego turysty w kadrze to dopiero sztuka!



Z okazji Berlinale wystawiono wielki telebim, gdzie można było oglądać filmowców robiących sobie fotki na ściance i obradujących na konferencji prasowej. Można stać i czatować, aż skończy się konferencja!



Weszłyśmy do środka jednego z budynków, który okazał się być mistyczną świątynią kina! Miał kilka sal kinowych, sklepy z albumami o kinie, a nawet muzeum filmu. Była też i fancy kawiarnia, ale wycieczki na zachód wiążą się z dietą euro i obiadami z Lydla.


Na placu ostało się też kilka kawałków muru.


Gdzie niegdzie porozstawiano budki l'Oreala, który był partnerem festiwalu. Na specjalne zaproszenie marki przyjechała wspaniała drag queen Miss Fame, której niestrudzenie szukałyśmy po takich właśnie budach (jak łatwo się domyślić, bez rezultatu).


Ciekawostka - koreańska świątynia! Nie mamy pojęcia, dlaczego się tam znalazła, ale na kawałkach muru berlińskiego też były koreańskie napisy. Kręciło się też dużo koreańskich turystów, więc jakiś wpływ naród koreański musiał mieć.


I kolejna ciekawostka! Przy wejściu do metra turecka młoda para bardzo głośno świętowała ożenek. Pan młody stał na samochodzie i wymachiwał flagą, a panna młoda machała rękoma i pokrzykiwała, wystając przez dach. Warto przypomnieć, że panował mróz -5 stopni, widocznie towarzystwo zdążyło się już mocno rozgrzać. Grała głośna muzyczka, a wszyscy w koło się radowali. Poradowalim się i my!


Idziem w metro! Jechać na ulicę Warszawską (tak, Warschauer Strasse!) oglądać East Side Gallery!


A cóż to za jakaś galeria wschodniego wybrzeża? Czy to nie powinno być w jUeS? A nie, bo to nic innego jak piękna artystyczna ekspresja na najdłuższym zachowanym odcinku Muru Berlińskiego. Nie zbaczając na mróz i na egipskie ciemności dookoła, i nawet na posępny, krwawy księżyc w pełni, wyłaniający się zza chmur, maszerujemy!

New York - Tokyo - BERLYN


Morderczy trabant przebija się przez mur!


Jest też i drobny chiński smaczek. Zaraz zaraz, a któż tam pozuje obok kota?


Znaczącym pozytywem zwiedzania w tak ekstremalnych warunkach był absolutny brak turystów. Ta grupka była jedyną, jaką spotkałyśmy na całym odcinku muru. Tak, zdjęcia niezmącone obcą turystyczną gębą! Brak kolejek na sto metrów do słynnego braterskiego pocałunku!


Nie wiedzieć dlaczego, marzeniem Dziobaka było wcielenie się w Dziobaka Breżniewa i zapozowanie z tym słynnym dziełem. Katarzyna odmówiła udawania Niemca, musiała poświęcić się Keczup. Cała grupa turystyczna z poprzedniego zdjęcia była pod wielkim wrażeniem naszej pomysłowości.


Jak widać braterski pocałunek towarzysza Breżniewa z towarzyszem Honeckerem jest najbardziej inspirujący, hue hue.


Znalazło się i miejsce dla budki z wurstem, gdyby ktoś zgłodniał podczas oglądania pozostałości Muru Berlińskiego. Proszę zwrócić uwagę na piękną dekorację z plastikowym lodem oraz trabantem.


Szczęśliwie dotarłyśmy do końca, prawie zamarzając, bowiem dysponowałyśmy tylko jedną parą rękawiczek na dwie (i to bardzo dziwną chińską parą, która nie dawała możliwości ruchu ani jednym palcem!). Dzień postanowiłyśmy zakończyć w okolicznym Lydlu, gdzie zakupiłyśmy tanie towary w cenie nie wyższej niż jedno euro. Serce nam zamarło ze zgrozy, gdy ujrzałyśmy TO! Wstrętna chińska zielenina!



Jak Wam się podoba zraniony i rozdarty Berlin? Zwiedzaliście kiedyś te rejony? Na dziś to już wszystko, nie lękajcie się jednak! Szykujemy też piękną relację z wycieczki pt. Alternatywny Berlin z panami punkami!

5 komentarzy:

  1. Jesteście wspaniałe, gratuluję piątek oraz fajnej podróży!
    Nie byłam w Berlinie, lecz z Waszej relacji nie wydaje się zbytnio zraniony, może dzięki wesołym artystycznym "plasterkom". A koncert "The Wall" oglądałam w czasach stosownych w TV i potwierdzam, że był fajowski.
    Czy Dziobak urodził się w Chinach? Bo jakoś tak nostalgicznie zapozował na tle Chińskiego (a jednocześnie Berlińskiego, hehe) Muru...
    Smacznej kapustki :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy! Ach, kiedyś takie piękne rzeczy w telewizorni szli... Tak! Oczywiście, że Dziobak urodzony jest w Chinach, co tłumaczy jego, dość niecodzienny dla dziobaków, kolor :).
      Pozdrawiamy serdecznie!

      Usuń
  2. Wspaniałe niekonwencjonalne zwiedzanie Berlina. A Ty Keczupie pochodzisz z krainy polskich mrozów, więc dlaczego -5 stopni nazywacie strasznym mrozem??? Toż to lekki mrozik. Czekam na relację z wycieczki z punkami. DCz

    OdpowiedzUsuń
  3. Nigdy nie byłam w Berlinie ale z Twoich zdjeć widać że to imponujące miasto jest. I w sumie blisko z Polski Centralnej. Wpisuje na listę weekendowych wypadów 2017

    OdpowiedzUsuń
  4. Byłam parę razy w Berlinie, bo z Poznania to rzut beretem jest. Bardzo lubię to miasto, jest takie pełne energii ;) Czytając ten post odświeżyłam sobie pamięć i nabrałam chęci na ponowne odwiedziny w Berlinie :)

    OdpowiedzUsuń