W poprzednich wpisach o Singapurze zwiedzałyśmy już China Town i jego smaczki (Singapur China Town i święte krowy) oraz ogromne oceanarium z milusimi płaszczkami (oceanarium w Singapurze). Piękne to były miejsca, piękne to państwo-miasto, niestety taka już rola turistena, że trzeba jechać dalej! Przed powrotem do Malezji została nam jeszcze jedna wyborna atrakcja - Gardens by the Bay, czyli futurystyczny ogród! Brzmi dobrze? Idziem!
Dojeżdżamy metrem do samiuśkiego centrum, nad zatokę z wieżowcami i skręcamy w stronę dżungli. Przedzieramy się przed dzikie chaszcze, potężne konary sprawiają, że nie widzimy światła, a palmy torują drogę.
Już z oddali widać kosmiczne konstrukcje! Słońce praży okrutnie, ale dziarsko maszerujemy dalej.
I dochodzimy! Co to za dziwne latające spodki, można by zapytać. A jest to zaprojektowany przez zespół wybitnych osobistości kosmiczny park! Zajmuje olbrzymi obszar z niewiarygodną roślinnością i szklarniami, a największą atrakcją są ogromne konstrukcje w kształcie drzew, pomiędzy którymi możemy się przemieszczać specjalnymi kładkami nad ziemią. Ogrody można oglądać za darmo, dodatkowo płatne są szklarnie oraz przechadzka mostkiem rozwieszonym między wysokimi na 50 metrów stalowymi drzewami. Decydujemy się na podniebny spacerek i płacimy po 8 dolarów na łeb (dolar singapurski to 3 zł), Dziobak jako dziecię do lat trzech wchodzi na darmo. Zmierzamy do potężnego pniaka i windą umieszczoną w środku wjeżdżamy na górę!
Jesteśmy! Oto SuperTrees, czyli Super Drzewa! Metalowe konstrukcje, które jednak są dobre i ratują świat przed zagładą w ten sposób, że dostarczają deszczówkę do całego parku oraz pobierają i przetwarzają energię słoneczną na potrzeby ogrody! Takie to klawe drzewa!
Wspomniana kładka umieszczona była między dwoma super drzewami, na wysokości ponad 20 metrów. Należało się nią z wolna przechadzać, podziwiając widoki, jak i konstrukcję zwycięzców nagrody dla Najlepszego Budynku Świata z 2012 roku!
W tym momencie Katarzyna doświadczyła niemiłego uczucia i przypomniała sobie, że w sumie to ma straszliwy lęk wysokości.
- Pani! Za co żeś tu właziła? - zapytała Keczup.
- Chciałam pozwiedzać... Nie myślałam, że to tak wysoko... - tłumaczyła się z niewyraźną miną.
Kurczowo ściskała Dziobaka i za nic nie chciała odejść od wyjścia z windy! Udało się ją jedynie namówić do zapozowania do poniższego zdjęcia, lecz mina ta nie wygląda na zadowoloną.
Podczas, gdy Keczup robiła foteczki, do Katarzyny podeszła dziewczyna z niemieckiej wycieczki.
- Ooooo! Jakie to słodkie! Czy to kaczka? - zapytała, wskazując na Dziobaka.
KACZKA?!
- To DZIOBAK! - oburzyła się Katarzyna. - Tu ma ogon!
- Ach! I on pomaga Ci się nie bać! Słodko! - rozczuliła się Niemka, po czym ruszyła na mostek.
Od tej pory Dziobak ma kosę z Niemcami!
Katarzyna popatrzała trochę w dal, poprzestępowała z nogi na nogę, po czym stwierdziła, że już nie może i uciekła do windy. Wobec tego Keczup raźno ruszyła śnieżynką.
Super drzewa obrośnięte są roślinnością, tworząc w ten sposób pionowy ogród. W nocy są podświetlane właśnie tą energią, którą zdobędą w ciągu dnia.
Rozglądając się na wszelkie strony, po jednej stronie widzimy skupiska nieco niższych stalowych drzewek...
By po drugiej dojrzeć gmach Marina Bay Sands, wielkiego centrum handlowego z kasynem, hotelem, teatrami, kinem, muzeum i innymi rozrywkami dla majętnych tego świata. Trzy wielkie kloce połączone są jednym dachem, na którym znajduje się...
Przyjemna strefa wypoczynkowa z palmami oraz najsłynniejszy na świecie basen!
https://hubertcu.com/2015/03/01/bucket-list-1-go-swimming-at-the-edge-of-marina-bay-sands-infinity-pool/
Co w nim takiego słynnego? Otóż krawędź basenu jest jednocześnie ścianą budynku, co daje niezapomniane wrażenie, takie właśnie jak poniżej. Jak to możliwe, że woda nie wylewa się na dół, można by zapytać. Ha, konstruktorzy już to sobie sprytnie obmyślili, a goście mogą siedzieć na krawędzi i spoglądać na świat z góry, ciesząc się wyborną panoramą!
http://www.ski-epic.com/2013_maldives_and_singapore_trip/index.html
Choć trzeba przyznać, że stąd widoki też były niczego sobie! Trochę żal, że nie skusiłyśmy się jednak na wizytę w przeogromniastych szklarniach, bo podobno znajdują się tam rzeczy niewiarygodne. Niestety koszt tej atrakcji to 24 dolary, a poza tym czasu trzeba tam spędzić mnóstwo, a nie po łebkach zwiedzać!
Na koniec Keczup trochę pobłądziła, bo nie była pewna, z którego pniaka schodzi się na dół i nielegalnie przeszła się żółtym mostkiem kilkukrotnie (a dozwolone jest tylko jedno przejście!). Inne turisteny trochę podejrzliwie patrzyły, jak z lękiem (że złapią!) truchtała to w jedną, to w drugą stronę, aż w końcu odpowiedni pniak się odnalazł! Zeszła na dół, odnalazła Katarzynę nadal w nerwach, oraz Dziobaka, który wisiał na palmie i bawił się w małpę.
Po kontakcie z naturą, postanowiłyśmy zażyć trochę konsumpcji i rozpusty, więc udałyśmy się do, wspomnianego już, budyneczku Marina Bay Sands. Znajoma poprosiła nas o zakupienie niedostępnych w Polsce dóbr w Sephorze, pomaszerowałyśmy zatem dumnie, nie jako ciecie, a jako kupujący! Trzeba jednak przyznać, że w Azji nie należy się stresować wyglądem łachmianiarza i można żwawo odwiedzać tego typu przybytki! Jak to?! Ano tak...
a) Zazwyczaj biały człowiek automatycznie uznawany jest za majętnego. Dlatego solidnej budowy pan ochroniarz nie będzie spoglądał na Ciebie złowrogo, gdy pokręcisz się pod salonem Rolexa i będziesz oglądać zegarki. Ba! Zaraz wyskoczy sprzedawca i zaproponuje Ci jakiś godny deal!
b) Azjaci, a w szczególności Chińczycy, nie za bardzo zwracają uwagę na szyk i styl. Z tego powodu często widzimy zabiedzonego dziadunia w starym waciaku, który pobiera z banku kupę kasiory, pakuje ją do reklamówki, a następnie wsiada do Porsche.
c) Będąc już w kasynach w Makau zauważyłyśmy, że najmodniejszą stylówą gości są klapki, krótkie spodenki i stary, rozciągnięty trykot, a na złotych kartach vip dziesiątki tysięcy kredytów, które równają się kupie mamony.
Marina Bay Sands to oczywiście wielkie centrum handlowe. W środku urządzono maleńką Wenecję!
Rozrywek do wyboru co niemiara! Kasyno, muzeum czy łyżwy?
Witryny marek luksusowych to czysta eleganza extravaganza! Tu bodajże LV.
Jakoś średnio nam się chciało iść na łyżwy, a na muzeum miałyśmy za mało czasu. Trzeba było jednak jakoś spożytkować godzinki, które zostały nam do naszego busa do Malezji.
- To może kasyno... - delikatnie zasugerowała Katarzyna.
- A jak zabiorą nam wszystkie nasze dolary?! - Keczup jest człowiekiem wybitnie skąpym i za nic nie chciała żegnać się z walutą.
- To jak przegramy 10 dolców to kończymy grać!
- 10 dolców? Pani wiesz, ile to jest 10 dolców?! - awanturowała się Keczup, lecz poszła.
Wchodzimy raźno i pewnie. Po oczach daje nam ZŁOTO! Wszędzie złoto! Podajemy nasze paszporty panu ochroniarzowi, potem oddajemy plecak do depozytu. Pan Chińczyk przyjmujący w depozycie wygląda, jakby całe życie spędził w kasynie, na ustach błąka mu się chytry uśmieszek, a każdy palec ma ozdobiony wielkim złotym sygnetem!
- Ja się boję zostać z tym panem! - krzyczy Dziobak.
Idziemy dalej i oczom naszym ukazuje się mniej więcej to!
http://www.singapore-guide.com/nightlife/marina-bay.htm
W kasynie panuje hardy zakaz robienia zdjęć! Większość sali oraz górne piętra to strefa vip, gdzie można grać, jeśli ma się powyżej 10 tysięcy dolarów czy coś w tym stylu. My mamy 10 dolców, więc przyglądamy się chwilę ruletce, pokerowi, grze w kości i jakimś wielce podejrzanym grom karcianym.
- Dobra - rzecze Keczup. - Czy umieć w coś tu grać?
- Eeeee...
Ciężko! Pozostała nam gra na maszynach! Tylko... jak tu zdobyć żetony, aby taką grę zaaranżować? Pomogła nam pani z obsługi, która poradziła nam wsadzić banknot do maszyny. Nawet jej powieka nie zadrżała ani nie pojawił się najmniejszy uśmieszek, gdy pokazałyśmy jej nasze 10 dolarów i poprosiłyśmy o rozmienienie, bo przecież nie wsadzimy dziesiątki na raz! Zasiadłyśmy przed pierwszą maszyną, wsunęłyśmy na początek 2 dolary, zaczęłyśmy hardo stawiać, ale oczywiście maszyna złośliwie wyrzucała nie pasujące do siebie elementy i srogo przegrałyśmy. Wokół nas siedzieli sami Chińczycy w podeszłym wieku, sądząc kawę i herbatę, roznoszoną przed personel.
- Myślisz, że mogę poprosić o kawę? - zaciekawiła się Katarzyna.
- A jak każą płacić? STRACH!
Kolejna maszyna była jeszcze głupsza i tam miałyśmy dopasować jakichś panów do pań przy pomocy podejrzanych linii i skojarzyć ich w pary. Niestety nie wiedziałyśmy, jak ma się to odbywać i kolejna klęska!
- ZGROZA! - zakrzyknęła Katarzyna.
- To może zagramy w cycochę? - zaproponowała Keczup.
Tak się bowiem złożyło, że jakieś pół roku wcześniej to samo kasyno odwiedziła siostra Keczupasa z narzeczonym teraz już mężem Kubą. Ponosili oni klęskę za klęską, przegrali już prawie wszystko (czyli podobnie jak my, 10 dolarów), lecz na koniec postanowili zagrać na cycosze, czyli maszynie z gołą panią. Nieoczekiwanie odnieśli na cycosze tryumf i wygrali 10 dolarów! Może i nam się uda!
- O, tam jest chyba cycocha! - pokazywała Keczup. - W dziale Las Vegas!
Już miałyśmy tam ruszyć, lecz nagle oczy nasze podążyły w zupełnie innym kierunku. Oto ukazała się nam maszyna w kształcie wielkiego złotego chińskiego mędrca i zaoferowała grę w chińskie monety!
- Co tam cycocha! - ucieszyła się Katarzyna. - Zawierzmy lepiej naszym przyjaciołom Chińczykom!
Gra wyglądała tak:
https://www.youtube.com/watch?v=AHPwr2q31x4
Jak łatwo się domyślić, należało trafić na odpowiednią ilość takich samych symboli obok siebie. U góry mamy kredyty, czyli ilość punktów (my nie miałyśmy ich tylu) i robimy zakłady (o 50 toż to jakieś szaleństwo!). Szło nam nawet całkiem nieźle, raz przegrywałyśmy, raz ogrywałyśmy maszynę. lecz w końcu....
- NIEEEEEE! ZNOWU!
Dość tego! Przegrałyśmy już 6 dolarów! Singapurskich, warto dodać, a wartość jego to 3 zł. Nieważne, przegrana to przegrana!
- A mogłyśmy wydać wszystko u Hindusa! - biadoliła Katarzyna.
- Eeeee... Pomyśl, że za 6 dolarów kupiłaś niepowtarzalne doświadczenie zagrania w singapurskim kasynie na maszynie w kształcie wielkiego złotego chińskiego mędrca!
- Może i racja. Tak po prawdzie to strasznie nudny ten hazard...
Racja! Ileż można się gapić w maszynę i przyciskać przycisk?! Poza tym łeb już człowieka rozbolał od huku maszyn i głupich melodyjek. Wychodzimy!
Zabrałyśmy Dziobaka, po drodze skoczyłyśmy przekąsić coś u Hindusa i dawaj, w drogę, z powrotem do Malezji! Katarzyna niestety nadal była niepocieszona.
- A mogłam choć kawę wypić i by się zwróciło!
OLABOGA!
I to już koniec naszej przygody? Jak podobał Wam się ogród w singapurskim stylu? Chcielibyście odwiedzić basen na górze? A może macie jakieś hazardowe doświadczenia? Proszę się podzielić!
Dzięki, że byliście z nami! Pa! :*
Phi! Cycocha przyniosłaby majątek, w naszym przypadku całe 12 dolarów! Proponuję powrócić do jakiegoś radosnego kasyna i zawsze stawiać na gołe panie, to się musi udać.
OdpowiedzUsuńAgi
PS Wspaniałe zdjęcia!
Możliwe, że jednak gołe panie przynoszą więcej majątku niż chińskie mądrości. Może spróbujemy następnym razem, choć ten hazard wydaje nam się okropnie nudny.
UsuńCo do zdjęć, to bardzo dziękujemy! Same jesteśmy zadziwione, jak dobrze sprawdza się ten aparat.
Woooo! Miejsce wygląda jak z bajki,kosmosu..!! Wow! <3 od razu chcę odwiedzić to miejsce ;D
OdpowiedzUsuńTo prawda - wygląda jak nie z tej ziemi. I taki cel przyświecał projektantom. Jak widać, w pełni im się udało.
UsuńAle fajny ten Singapur! :o a powietrze jakie czyste...
OdpowiedzUsuńTak! W porównaniu do Chin powietrze jest wspaniałe! Singapur jest jednym z naszych najulubieńszych miast Azji.
UsuńKeczup to ma zawsze szczęście - a to na słoniu w tajskiej rzece przeleży dwie tury, a to przetruchta kilkakrotnie nielegalnie po takiej wypasionej kładeczce, a to pokaz lolit w Londonie otworzy...Światowe życie! A widoki z Gardens by the Bay rzeczywiście nieziemskie, no i ten basen...Niesamowite. DCz
OdpowiedzUsuńjak się wbić na basen?
OdpowiedzUsuńŚwietne te "drzewa" urządziłabym sobie długi spacerek :D Ale tego basenu nie popuściłabym :D
OdpowiedzUsuńKASYNO! Ja chciałam bardzo w Szwajcarii spróbować, ale tam wiecznie byłam bez pieniądza. Jeszcze kiedyś muszę wrócić do Singapuru zatem,bo tam widzę, że jest na bogato. I pójdę od razu do cycochy, bo mnie strasznie zaintrygowała :D
OdpowiedzUsuńMój kolega miał okazję popluskać się w tym basenie. Mega widok i wrażenia. Mogę tylko pozazdrościć :)
OdpowiedzUsuń