piątek, 3 marca 2017

Czym zaskoczyła nas Bośnia i Hercegowina?


Kilka dni temu wróciłyśmy z podróży na Bałkany, z drobną zabawą w Berlinie po drodze. Była i Czarnogóra i Chorwacja, najwięcej czasu spędziłyśmy jednak w Bośni i Hercegowinie. Wspaniałe jest to miejsce, które zostało w naszych serduszkach. Tak się jakoś złożyło, że żadna z nas nigdy nie zawitała w tamtejsze rejony (Keczup w wieku małoletnim uciekała tylko z rodzicami przed cygańskim taborem w Rumunii), więc nie do końca wiedziałyśmy, czego się spodziewać. Poczytałyśmy kilka blogasków, ale tak się złożyło, że akurat przyszła złowroga sesja, więc czasu na przygotowania niet. Jak to mówi młodzież, YOLO! Przygód i awantur było wiele. Większość rzeczy nas zachwyciła, część rozbawiła, a inne zaskoczyły i zszokowały. I właśnie ta druga kategoria wystąpi dziś w specjalnej notce okolicznościowej!



1. Dobrzy ludzie


Pisałyśmy już kiedyś, że po powrocie z Chin do Polski zaskoczyli nas dobrzy ludzie. Mili, uczynni, używający magicznych słów takich jak dziękuję, przepraszam i proszę, nie pchający się, nie wrzeszczący, długo by wymieniać. Jakże zszokowane byłyśmy, gdy okazało się, że w Bośni i Hercegowinie ludzie są jeszcze lepsi! W trakcie dwutygodniowej wędrówki pomagali nam na wszystkie sposoby. A to dobry pan podwiózł nas samochodem do miasta, bo autobus miał przybyć dopiero za półtorej godziny. A to dziewczynka z ulicy zamówiła nam taksówkę, gdy autobus wywiózł w dziwne miejsce. A to inny pan nie pozwolił nam zapłacić w swojej knajpce i podarował nam herbatkę. Nigdy nie było problemu z zostawieniem gdzieś bagażu czy wyjściem po nas, gdy nie mogłyśmy znaleźć kwatery. Właściciele kwater podwozili nas na dworzec, częstowali licznymi dobrami spożywczymi, nosili walizkę i zawsze byli wielce mili. Za każdym razem, gdy podejrzanie się kręciłyśmy, ktoś podchodził i pytał, czy wiemy, gdzie mamy iść i tłumaczył, nawet gdy nie władał żadną obcą mową. Serca nasze rosły każdego dnia!


2. Eurokrem we wszystkim


Zapomnijcie o Nutelli, teraz rządzi EUROKREM! Ten wspaniały produkt występuje w wielu pojemnościach, od maleńkich, jednorazowych pojemniczków po półlitrowe słoje. Możecie skusić się na Eurokrem solo, rozmaite ciastka z Eurokremem, Eurowafel, Euroblok, a nawet mieć całe Eurożycie! Bardzo cierpimy, że za późno dowiedziałyśmy się o fabryce Eurokremu w pewnej miejscowości, w której byłyśmy, bo chętnie byśmy pozwiedzały. A już zupełnie serio, Europrodukty razem ze słynną Plazmą zajmowały bodaj z połowę działu cukierniczego w każdym sklepie!




3. Chleb do wszystkiego


Jesteście głodni. Drałujecie już cztery godziny, w brzuchu burczy pustka... Wchodzicie do restauracji, a tam najtańszą potrawą okazuje się sałatka szopska. Co czynić? Przecież nikt się sałatą nie naje! Nie lękajcie się, Bośnia oraz Hercegowina chlebem stoją! Możecie być pewni, że do sałatki za 5 złotych dostaniecie pół bochna chleba albo bułkę wielkości Waszej głowy. Początkowo nie byłyśmy na to przygotowane i nigdy nie byłyśmy w stanie przejeść tego, co zamówiłyśmy. Na szczęście istnieje tajemna metoda biednego podróżnika - bułę napycha się wkładką i chowa do kieszeni. Na kolację jak znalazł!



4. Wstrętne autobusy


Niestety nie wszystko było cudowne i piękne... Czas na zaskoczenie negatywne. I to BARDZO! Po pierwsze, okazało się, że bośniacki transport autobusowy jest koszmarnie wręcz drogi! Od zwykłego pojedynczego biletu na autobus miejski za prawie 4 zł po busy międzymiastowe. Dwugodzinna podróż to koszt 40 zł! Godzinka jazdy do Dubrownika? 30 zł! Szczytem wszystkiego była trasa trwająca półtorej godziny z chorwackiego Dubrownika do czarnogórskiego Herceg Novi - 80 zł (ale to tak na marginesie, bo to już ani Bośnia ani Hercegowina)! 80 polskich złotówek za półtorej godziny jazdy, toż to rekord drogości wszechczasów. A i tak srogo kombinowałyśmy, bo mogło być i drożej... Żeby to jeszcze były luksusowe warunki, ech. Niestety autobusy notorycznie się spóźniają. Z dwóch godzin wychodziło trzy i pół. Z pięciu - osiem. Jechało się oczywiście przez górskie ścieżynki 20 na godzinę i nieraz rozważało się już chwycenie za torebkę na rzyganie. W autobusie panował albo arktyczny chłód albo gorąc. Pasażerka całą drogę darła się do telefonu. Pan kierowca przypalił sobie papieroska W ŚRODKU! JADĄC. Normalnie jak w Chinach! Dnia pewnego kierowca popisał się inteligencją i wyjeżdżając, dupnął w inny autokar, który stał sobie z boku. Innych razem miałyśmy dojechać do Sarajewa na 6 rano, a byłyśmy o... 10! Dlaczego? Otóż straszliwe kamulce zasypały drogę i trzeba było je przerzucać łopatami. Potem dziewczynka zrobiła awanturę, że zapomniała wysiąść i trzeba było zawracać, żeby ją wysadzić. Następnie jakiś zadziorny chłopaczek awanturował się z kierowcą, że nie wysiądzie, póki nie zostanie zamówiona dla niego taksówka, bo czekać w nocy nie będzie. Kwadrans później inny jegomość żądał zatrzymania się celem wypalenia papieroska.
- Pal w środku! - poradził pan kierowca i sam też nie omieszkał wsadzić cygareta do ust.

Prócz powyższych rewelacji oprócz ceny bilety należało obowiązkowo uiścić też opłatę za wejście na dworzec! Tak tak, mając bilet trzeba było podejść do specjalnego okienka, dać po marce bośniackiej (2 zł), uzyskać specjalny bilet, ten bilet pokazać panu kontrolierowi, który wpuszczał do części dworca, gdzie stały autobusy. To nie koniec! Potem należało uiścić opłatę za to, by pan bagażowy włożył nasz bagaż do bagażnika, opłata najczęściej wynosiła jedno euro, choć można się było targować. Podsumowując, płacimy srogą kwotę za bilet + prawo do wejścia na dworzec + miejsce na bagaż i już możemy cieszyć się krętą ścieżyną przez górskie szczyty z kierowcą kopcącym cygareta! BOSKO! Mając to wszystko na uwadze zgodnie stwierdziłyśmy, że następny wypad na Bałkany będzie odbywał się na motorynach albo choć na rowerach.


5. Opuszczone/zniszczone budynki


Przed podróżą czytałyśmy, że w Sarajewie można zobaczyć budynki podziurawione przez kule. Że istnieje tajemnicze opuszczone miasteczko olimpijskie. Że kraj nie do końca został rozminowany. Że wciąż trwają akcje poszukiwania masowych grobów ofiar ludobójstwa. Może nie znałyśmy dokładnego przebiegu wojny, ale coś tam jednak człowiek wiedział. To, co ujrzałyśmy, przerosło nasze wyobrażenia. To, że można zobaczyć ślady wojny, to mało powiedziane. Wszędzie pełno jest zrujnowanych domów, śladów po kulach czy moździerzach, miejsc, skąd strzelali snajperzy, pamiątkowych tablic. Wesoło idziesz do hostelu, po drodze mijając dziesięć domów pełnych dziur. Część była odremontowana, część nie. Sarajewo to raj dla miłośników opuszczonych budynków, znajdzie się taki przy każdej ulicy. Mniejsze, większe, potężne gmachy. Raz nawet jakaś babuszka nakrzyczała na nas za robienie zdjęcia ruinie, bo to przecież rządowy budynek, na dachu jest flaga! Bardzo żałujemy, że nie udało nam się pojechać na opuszczoną skocznię narciarską obok Sarajewa. Można wejść i spojrzeć w dół! A w budce dla skoczków siedział kiedyś snajper i radośnie strzelał do mieszkańców...



6. Pizza w każdej piekarni

Olaboga, okazało się, że nie zrobiłyśmy ani jednego zdjęcia pizzy, więc macie tu inne specyjały sztuki piekarniczej.

Zacznijmy od tego, że piekarnia to ośrodek życia społecznego i kulturalnego. Plus wspaniały biznes! Piekarni jest na bośniackich ulicach coś około miliona, Nawet w Tuzli, w której nie było NIC, piekarnia na piekarni! W dodatku nie jest to zwyczajne miejsce do kupienia sobie chleba czy jakiejś bułeczki na śniadanie, o nie! Tu klient musi mieć wybór. Od rozmaitych słodkich bułeczek, przez burki (rodzaj buły z ciasta francuskiego z farszem) z serem, mięsem, szpinakiem czy dynią po... pizzę! I to nie jakąś tam mini pizzę, czy bułkę podszywającą się pod pizzę. Najprawdziwszą, jak z pizzerii. Całą lub na kawałki, w dodatku cieplutką i gotową do spożycia! Koszt wielkiego kawałka około trzech złotych polskich. W piekarni można załatwić sobie całodzienne wyżywienie!


7. Polski językiem uniwersalnym


Przed wyjazdem miałyśmy ambitny plan przypomnieć sobie piękny język rosyjski, ażeby móc zaszpanować wśród ludności miejscowej. Jak łatwo się domyślić, na drodze stanęła nam złowroga sesja, trudne dni każdego studenta. W tej sytuacji umiejętność czytania cyrylicy, kupienia biletu i opowiedzenia o swym bracie Fiedzi, co to rabota na fabrikie, musiała nam wystarczyć. Keczup ma wspaniałą metodę i zawsze próbuje zagadywać po polsku. Katarzyna z kolei uważa, że językiem uniwersalnym jest angielski. 
- Cóż to za pomysły! Wstyd, do Bośniaków mówić po angielskiemu! - awanturowała się Keczup.
Istotnie, większość napotkanych ludzi na pytania w tej straszliwej obcej mowie odpowiadała po swojemu. I oczywiście prawie wszystko szło zrozumieć! Znaczy, trzeba po polsku. Katarzyna miała pewne opory, lecz szybko wydedukowałyśmy, że najlepiej działa dziwaczna mieszanka polsko - czeska (czeski poznałyśmy kiedyś podczas stypendium w Pradze). Od tej pory wszystkie ekspedientki i panie biletowe rozpływały się nad naszymi zadziwiającymi zdolnościami komunikacyjnymi. Wyglądały one mniej więcej tak:
Keczup: Dobri den, ja by chciała don dona (don don to pączek, nazwę przeczytała wcześniej na etykiecie).
Pani: Mówi coś po bośniacku, jakoby z czym ma być pączek.
Keczup: Jeden z czokoladu, drugi z... yyyyy.
Pani: Z marmeladu?
Keczup: Tak! Da!
Finał: Wszyscy szczęśliwi, jemy don dony z czokoladu i marmeladu.
I tak już było do końca wyjazdu! Hitem były rozmowy z panem używającym mieszanki italiano-bośniacko-angielskiej i my polsko-angielsko-czesko-rosyjskiej.


Jak Wam się podobają bośniackie hiciory? Byliście kiedyś w Bośni i Hercegowinie albo jakim innym bałkańskim kraju? A może planujecie wyjazd? Czekamy na opinie, komplementa i zażalenia! 

39 komentarzy:

  1. Moja znajoma leciała z Korei Południowej właśnie żeby odwiedzić te miejsca i wróciła wniebowzięta! Zachwycała się ludźmi i ich przesympatycznym sposobem bycia oraz jedzeniem. ;D
    Świetna relacja ! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy! <3
      Tak, ludzie i jedzenie są w tych rejonach najwspanialsi! Z Korei to niezła wycieczka :).

      Usuń
  2. A ja nie byłam, zawsze wygrywa drogi zachód jednak :( nawet mnie pociągają Bałkany, ale musiałabym coś pomyśleć w okresie nie-letnim, bo mąż jest zimnolubny...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie polecamy jechać poza sezonem, tak jak my teraz. Temperatura około 10 - 15 stopni, kwatery tanie, turystów praktycznie nie ma, tylko autobusy jeżdżą, jak chcą (chociaż kto wie, czy w sezonie nie jest podobnie :P).

      Usuń
  3. Ja też tam nie byłam, może kiedyś ;) Nie mniej jednak, przyjemnie się czytało

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo polecamy, bo to niedrogi i mega ciekawy kierunek! I dziękujemy za miłe słowo <3

      Usuń
  4. Te budynki robią wrażenie. Trochę zirytowała mnie sytuacja z tymi autobusami. Nie wiem jak można tak skubać podróżników z pieniędzy ;) Lubię waszego bloga, czytam go już jakiś czas, obserwuję ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy! <3
      A kogo skubać, jak nie podróżników :P

      Usuń
  5. Zazdroszczę,świetna wycieczka i super zdjęcia. Masz co wspominać. Pozdrawiam serdecznie. Stasiek z www.stanislawgorny.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem ciekawa tego eurokremu. To musi być pyszne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yyyy.... on był taki biało czarny. Na pewno bardzo słodki. No chyba, że masz słabość do takich rzeczy ;)

      Usuń
  7. Mniaaam same pyszności! <3

    agnesssja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie osobna notka o jedzeniu, bo było naprawdę obłędne!

      Usuń
  8. Słodycze, chociażby w postaci tego kremu i pizza przekonały mnie w zupełności do Bośni i Hercegowiny :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahhahaha! Było tam i pyszniejsze jedzenie! Jedź koniecznie sprawdzić <3

      Usuń
  9. Niestety, my z moim mężem mamy bardzo negatywne wspomnienia z Bośnią :/ jedyne co uratowało naszą jednodniową wycieczkę do tego kraju od całkowitej porażki to wizyta nad wodospadami Kravica (na które pojechaliśmy tylko i wyłącznie dlatego, że zamknięto wszystkie przejścia graniczne w związku ze strajkiem weteranów więc organizator stwierdził, że w sumie to można skoro przed nami wizja stania pod granicą niewiadomo ile czasu...) Niestety... Bośni mówimy nie :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jednodniowa Wycieczka do Bośni, to fakt, który nie pozwala nawet na jakiekolwiek szersze wspomnienia. Pojedź do Bośni na przynajmniej tydzień. I nie z biurem podróży, tylko na własną rękę. Pojedź do Mostaru i usiądź pod mostem, patrząc jak chłopaki skaczą z niego do rzeki. Albo leniwie podziwiaj nocą, jak jest podświetlony i poczuj tą atmosfere.
      Pospaceruj po Sarajewie, poszukaj Róż Sarajewa i wejdź na Zutą Tabiję, by obejrzeć przepiękną panoramę.
      A może zainteresuje Cię Jajce i jego dwie znakomicie zachowane bramy oraz wodospad? Travnik i unikatowy malowany meczet.
      I to tylko kilka pierwszych z rzędu magicznych miejsc.
      A Ty po jednodniowej wycieczce do Bośni mówisz, że masz negatywne wspomnienia, bo natknęliście się na strajk? Pojedź na kilka dni... przynajmniej i zaręczam Ci, że wrażenia będziesz miała bardzo odmienne. Bo to fascynujący kraj, który nie jest jeszcze zmanierowany masową turystyką.
      Zresztą, jeśli chcesz poczytać więcej, zapraszam do moich artykułów.
      http://www.osmol.pl/bosnia-i-hercegowina-przewodnik-turystyczny/

      Usuń
    2. Osmól, bardzo mądrze powiedziane.

      Jeden dzień to zdecydowanie za mało, żeby wyrobić sobie opinię o kraju. Wodospady są imponujące, niestety ich nie widziałyśmy ze względu na niesprzyjające warunki sezonowe. Bośnia jest pięknym krajem i naprawdę namawiamy do dania jej jeszcze jednej szansy, nam się bardzo podobało i polecamy wszystkim właśnie niespieszny wyjazd na własną rękę. Ludzie są super, a jedzenie doskonałe! Strajk to wydarzenie losowe, mieliście po prostu pecha, nam też zdarzało się wkurzać (na przykład na palącego kierowcę autobusu), ale w podróży różne rzeczy się zdarzają i nie skreślajmy od razu całego kraju.

      Usuń
  10. Byłam tylko w Chorwacji, niestety rodzina leżała na plaży, a ja w cieniu czytałam książki, więc nie wspominam dobrze tego wyjazdu :(
    mój blog (klik)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Troszkę szkoda, bo sama plaża to nuda. Chorwacja ma wiele do zaoferowania. Ale może uda Ci się jeszcze tam wrócić:)

      Usuń
  11. Meh ta Bośnia chodzi za mną i chodzi!
    Myślałam teraz na majówkę tam się wybrać, ale znajoma mnie namówiła aby jechać z wyścigiem stopowym z Gliwic i jednak robimy Serbię + Albanię:) Bośnię chcę zrobić razem z Czarnogórą za rok, majówka teraz moja tradycja zawsze na stopa gdzieś jadę więc jest co zwiedzać :D w tym roku niestety już raczej ani finanse ani czas nie pozwoli na nic więcej, chociaż myślę o organizacji Norwegii na Sylwester bo zorza polarna mi się w końcu marzy :D
    Pozdrawiam!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stopowy wyścig brzmi doskonale! Nam właśnie została Albania i Serbia do zrobienia, ale w tym roku już nie zdążymy. Bardzo piękne plany, oby wszystko się udało :). Ach, zorza...
      Pozdrawiamy!

      Usuń
  12. Już od dawna zastanawiam się nad wyjazdem do Bośni, mam koleżankę stamtąd, która tak jak opisałyście jest bardzo pomocna, super zorganizowana, zabawna i też uwielbia swoje miasto właśnie Sarajewo, więc chyba muszę zacząć szukać biletów, no i to jedzenie ze zdjęć też ekstra wygląda :) Dzięki za motywację :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sarajewo jest super, aż nam się zamarzyło zostać tam na dłużej. Jedź koniecznie!

      Usuń
  13. Mam nadzieję że plusy Waszej bałkańskiej wyprawy zdecydowanie przeważają. Niestety zrujnowane wojną budynki stoją nawet w bardziej turystycznej Chorwacji. Turystę zawsze trzeba oskubać, ale chociaż dobrze że w miłej i przyjaznej atmosferze (poza panem kierowcą autokaru). Posikałam się ze śmiechu czytając dialog Keczupa z panią sklepową. Jakbym tam była! DCz

    OdpowiedzUsuń
  14. Jakie maginczne miejsca :)

    Pozdrawiam, Podkowaa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda! Jesteśmy zakochane! Również pozdriawiamy:)

      Usuń
  15. Tego eurocremu to bym z chęcią spróbowała;D

    Odnośnie chleba do wszystkiego, to ja w sumie bardzo lubię pieczywo i nie miałabym nic przeciwko jedzeniu dużej ilości bułek i chleba. Tylko jeszcze pytanie jak często dawali do niego masło, bo podejrzewam, że nie za często, a ja masło uwielbiam;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, niestety masła nie było. Ale był rodzaj lokalnego serka - kajmak. Bardzo tłusty, ale pyszny. Świetnie zastępował masło!

      Usuń
  16. Mojemu chłopakowi by się spodobało to że jest pizza w każdej piekarni :D
    www.wkrotkichzdaniach.pl - zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha. I to baaaardzo smaczna!
      Pozdrawiamy również:)

      Usuń
  17. Ja zawitam do Mostaru na 2 dni - na szczęście jedziemy wynajętym busem, więc ominą mnie przygody z bośniackimi autobusami, haha :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mostar jest po prostu magiczny! Baw się dobrze. Co do autobusów... mimo, że jedziesz wynajętym busem, to pewne uroki trasy Cię nie ominą. Haha! Uważaj, jeśli masz chorobę lokomocyjną!

      Usuń
  18. Autobusy masakra, ale te opuszczone budynki pewnie by mi się spodobały :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie o tym osobna notka:) Znaczy o wojnie i opuszczonych budynkach!

      Usuń
  19. tak się cieszę, że jestem na Waszym blogu! Na wakacje planuję kilkunastodniowy pobyt w tamtych rejonach. A opuszczone budynki to dla mnie raj.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamy nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej, bo planujemy wiele notek praktycznych, więc może Ci się przydadzą. Jest to świetny kierunek, więc na pewno będziesz się doskonale bawić!

      Usuń
  20. Nigdy wcześniej nie zwracałam większej uwagi na te kraje, tj. wiedziałam że takie istnieją, i nawet gdzie są na mapie ale nie brałam ich po prostu pod uwagę jako punktu podróży :P Jak widać niesłusznie :) Zazdroszczę wspaniałej wycieczki!

    Sakurakotoo ❀ ❀ ❀

    OdpowiedzUsuń
  21. Ludzie sa najlepszy w Sarajevie! A ja jak serbka, musze powiedziec ze eurokrem i plazma, to serbske produkty :))

    OdpowiedzUsuń