Przed przyjazdem do Chin regularnie
zaopatrywałyśmy się na Taobao (dla niewtajemniczonych: to Chiński
portal aukcyjny, coś jak Allegro, tylko... bardziej i na większą
skalę), kupując tam ubrania, buty, torebki, dodatki. Niestety
korzystanie z pośrednika, dwukrotne przewalutowanie ze złotówek na
dolary amerykańskie, a później na yuany, prowizja paypala i
wysyłka do Polski generowało spore koszty dodatkowe. W przypadku
torebki mogą one nawet przekraczać koszt samego przedmiotu, w
przypadku badziewa (tanie rzeczy kiepskiej jakości) na pewno koszty
sprawiają, że przestaje się opłacać... Gdy
przeprowadzałyśmy się do Chin Taobao wydawało nam się wirtualną
ziemią obiecaną, która na zawsze odmieni nasze życie. Czy tak się
stało? Hmm... właściwie tak. Ale o tym później.
Przyjechałyśmy tu ponad 2 lata temu i
w owym czasie obcokrajowcy nie mogli jeszcze swobodnie rejestrować
się na taobao. Do założenia konta wymagane było podanie
numerów chińskiego ID i nijak polskie dane nie przechodziły.
Byłyśmy zrozpaczone! Jak mamy żyć bez taobao?! Czyż nie
miało być już wspaniale? Zapytałyśmy naszą współlokatorkę
Chinkę o pomoc. Wyjaśniłyśmy tragizm sytuacji, a ona zerknęła i
powiedziała: NIE DA SIĘ. Nie mogłyśmy uwierzyć własnym uszom! Toż są obcokrajowcy korzystający z taobao! NIE DA SIĘ. Nadal nie
wierzyłyśmy. Przede wszystkim nie mogłyśmy zrozumieć tego, że
Chinka nie próbuje KOMBINOWAĆ. Wierzyłyśmy, że Chińczycy to
bardzo kreatywny naród (nam Polakom podobny), jeśli nie, to
dlaczego ich gospodarka wygląda tak, a nie inaczej?! Okazało się,
że myślenie kreatywne nie jest najmocniejszą zaletą Chińczyka
(podczas pracy w nauczaniu zauważyłyśmy, że winny jest tego
system edukacji).
Postanowiłyśmy się nie poddać
i spędzając wiele godzin na poszukiwaniu w Internecie, udało nam
się znaleźć trick. Zarejestrowałyśmy się na taobao
jak obywatel Hongkongu, używając jednocześnie danych z paszportu
Keczupasa. By móc płacić na taobao należy posiadać
również konto na Alipayu, będącym chińskim odpowiednikiem
PayPala. Jest on bardzo sprawny i praktyczny, można nim bowiem
płacić nawet za napoje w 7/11 czy zakupy w różnych sklepach,
posiada miło oprocentowane lokaty (nie ogarniami, jak działają,
ale nasza Chinka ich używała) i dodatkowo prowizja wynosi jakieś
grosze grosze rzędu 0,5%, nie jak w przypadku PayPala bodajże 4%.
Alipaya trzeba jednak doładować... I
tu zaczęły się schody... By zrobić przelew z konta, bądź
też bezpośrednio z karty należało podać...tak! Chińskie
ID... Czyżbyśmy zostały przyłapane na próbie oszustwa? Nasza
sprytna metoda i tak nie zadziałała?
Na szczęście jako Polki nie
zmartwiłyśmy się na długo. MUSI BYĆ JAKIŚ SPOSÓB.
Szukałyśmy, pytałyśmy, czytałyśmy, aż wreszcie znalazłyśmy
rozwiązanie. Okazało się, że Alipaya można doładować w banku
pocztowym. Wystarczy poprosić o odpowiedni druczek 网惠E
(wang hui E) i można oszukać system. Z owym druczkiem udajemy
się do okienka, tam Pani wstukuje wszystkie dane i specjalna
maszynka nakazuje podać kod PIN, którym jest dowolnie ustalone 6
cyfr (piny w Chinach są dłuższe niż nasz, również te
bankomatowe). Kod należy podać dwukrotnie. I już mamy milion
pieniędzy na malutkiej karteczce, której trzeba bardzo pilnować
zanim nie dotrzemy do domu. Tam w odpowiedniej zakładce wprowadzamy
numer naszej karteczki i wczesniej ustalony PIN. Zdarzają się błędy
systemu i na doładowanie trzeba czekać nawet dwa, czy trzy dnim ale
zazwyczaj pieniądze są na Alipayu dosłownie w sekundę.
Bank pocztowy to nie jedyny bank, z którym mamy do czynienia. Jeśli człowiek posiada WALUTĘ, to miejscem jej wymiany jest bank. Co dziwne, jako obcokrajowców, bardzo często zabierają nas do strefy VIP. Mogłoby się wydawać, że po prostu rezydują tam wyżej wykwalifikowani pracownicy znający np. język angielski. Nic bardziej błędnego i zależności takiej NIE MA. Bywa, że w bankach są pracownicy mówiący po angielsku, bywa, że nawet całkiem dobrze. Ale niekoniecznie są oni w strefie VIP. Zabiera się nas tam z powodu... oczywiście, białej twarz. W końcu o obcokrajowca trzeba dbać, nawet jeśli wymienia 100 Euro. Chińczyków natomiast należy tam wpuścić dopiero, gdy przyniosą 200 000 yuanów. W reklamówce.
A w strefie VIP, to i herbatkę podadzą, i buty sobie można wyczyścić, i piękne lucky bambusy wystawione to tu, to tam.
Po rozwiązaniu problemów z płaceniem mogłyśmy się bez przeszkód oddać konsumpcji. Teraz Taobao ratuje nam życie. Kupujemy tam kosmetyki, ubrania oraz... jedzenie. Nie zawsze to, co kupujemy jest dobre, czasami jesteśmy rozczarowane jakością, czy coś zaginie, jednak... zakupy w centrum handlowym pełnym Chińczyków zdecydowanie nie należą do przyjemnych. Poza tym tylko z taobao można wziąć chińskie lolicie sukienki. Gdy nie trafimy z krojem, czy rozmiarem zawsze możemy to sprzedać lolitom z zachodu. I... tak dzieje się powielokroć, co niestety owocuje koniecznością odwiedzania chińskiej poczty...
Mamy na szczęście jedną swoją ulubioną, gdzie pracuje Pan Nasz Przyjaciel i szybciutko wszystko pakuje. Niestety taka wizyta to zazwyczaj... 2 godziny. Nie przynosisz bowiem gotowych paczek. Wszystko pakowane jest NA POCZCIE. Każda rzecz jest dokładnie sprawdzana w celu wykrycia ewentualnego przemytu. Wszystko pakowane jest w firmowe pudełka i koperty. I zalepiane pożądaną przez nas taśmą z napisem CHINA POST.
To chyba w dużej mierze odpowiada na pytanie, dlaczego przestałyśmy pomagać przy sprowadzaniu rzeczy z Taobao... często zwyczajnie wstydziłyśmy się je zanieść na pocztę, bo Chińczyki są zawsze bardzo ciekawe, co tam białasy wysyłają. Oczywiście to tylko jeden z powodów XD.
My zmykamy spać, bo... jutro rano trzeba na pocztę!
A w kolejnych notkach:
- Przepis na tajską zupę kokosową
- O nieszczęściu podczas zamawiania jedzenia w Wietnamie
- Unboxing najbardziej gotyckiej sukienki świata
Dlaczego nie wspomniałyście o wspaniałej instytucji kantońskiego chłopa w budzie pod blokiem, gdzie są porzucane przesłane paczki? DCz
OdpowiedzUsuńGdyż o tym będzie kolejna notka: CHIŃCZYKI KRADNĄ 2
UsuńEj nie krzyczeli na was jak robilyscie zdjecia w banku i na poczcie?
OdpowiedzUsuńPani, my jesteśmy etnolożkami. Mamy max level w robieniu zdjęć z ukrycia.
Usuń