Niemcy? Berlin? Eeeee... wieje nudą, powiecie. Dawajcie przygody, jak hasacie z czarnymi świniakami gdzieś pod Tybetem albo bijecie się z jeżowcami w Kambodży! A nie Moi Mili, dziś czas na Berlin, lecz nie byle jaki, a w rytmie PUNK ROCK! Powiedzmy sobie wprost, Bramę Brandenburską i wursta widział każdy. Dziś będzie street art, szalone lumpeksy, najmodniejsze miejscówki, Kreuzberg, dziwaczne galerie sztuki, a nawet i sam Putin. Czytajcie!
Z poprzedniej notki o East Side Gallery, Murze Berlińskim, szklanych domach i lansie na Berlinale (niestety to nie my się lansowałyśmy) dowiedzieliście się wiele. Mróz niestety dawał nam się we znaki i liczne plany imprezowe stanęły pod znakiem zapytania. Zastanawiałyśmy się, czy wybrać techno w Berghain, czy też gotyckie party w Last Cathedral, ostatecznie zdecydowałyśmy się grzać stare kości w hostelu. Skandal i hańba, tak wiemy.
Następnego dnia wstałyśmy rześkie i wyruszyłyśmy na Alternative Berlin Tour, oczywiście ich wycieczkę z działu FREE (czyli po darmości). By zadać szyku wśród punków i innej młodzież alternatywnej, postanowiłyśmy odpowiednio się przygotować. Keczup odziała się od góry na dół w jedyną słuszną czerń, a nawet użyła fioletowej szminki (bardzo cierpiała, że nie wzięła swojego szykownego stroju Adidas ze złotymi paskami). Katarzyna odziała dżinsy i róż na powieki. Gotowe! Trasa zaczynała się na Alexanderplatz, czyli dawnym centrum Berlina Wschodniego. Musimy przyznać, że klimacik dawnych lat jest! Serio, gdyby zabrać stamtąd TK Maxxa i Starbusia, pomyślałybyśmy, że komuna się nigdy nie skończyła.
W międzyczasie natknęłyśmy się na takie cuda w Lidlu (były to okolice Walentynek)
Dobra, przybywamy na miejsce zbiórki. Gdzie te punki? Gdzie smutni goci? Gdzie rastamani z dredami do pasa? Ktoś trzyma kawę ze Starbusia, KONIEC. Na szczęście szybko ujawnili się panowie przewodnicy, którzy nadali grupie charakteru. Padło obowiązkowe pytanie, kto jest skąd i co wie o Honeckerze, Breżniewie i ogórkach ze Schwarzwaldu. Oglądałyśmy kiedyś Good Bye Lenin, a nasi rodzice stali w kolejkach po nasze pieluchy, więc się zgłosiłyśmy. Prócz nas i dwóch dziewczynek z Litwy (smutno pokiwałyśmy nad nimi głowami, a one nad nami) reszta nie wiedziała nic! Po krótkim wstępie historycznym, ruszyliśmy!
W okolicach Alexanderplatz można spotkać takie oto oldskulowe fotobudki. Za jedyne 2 eurosy (za 4 zdjęcia) będziecie mieć foty, na których każdy wygląda jakby handlował w NRD telewizorami marki Rubin. My urodziłyśmy się oczywiście za późno na takie wyborne handle, więc wstąpił w nas zapał.
- POTEM! - zakrzyknął pan przewodnik.
Miał rację. Keczup przyuważyła, że grupka niemieckich hipsterów czekała na swoje zdjęcia dobre 15 minut (a może i dłużej, lecz zdążyliśmy się oddalić).
Ulubiona sztuka uliczna każdego Niemca!
W końcu pojawia się obiecane graffiti, z którymi pozuje Keczup Karol.
Bardzo nam było smutno, że opuściłyśmy taką imprezę...
W międzyczasie udaliśmy się metrem na ulicę Warszawską (Warschauer Strasse). Mur Berliński ominęliśmy, bo każdy już go widział, a tuż obok znajduje się szalona dzielnia! Czyż to nie piękna sztuka?
Słynna imprezownia Cassiopeia.
Kto by pomyślał, że do Mamy Burrito ludzie przyjeżdżają z koszykami!
Oczywiście oprócz imprez, malowania po ścianach i tańców na głowie, tutejsza młodzież zajmuje się też poważniejszymi biznesami. Przykładem niech będzie choćby ten oto przyjazny sklep meblowy.
Obiecałyśmy Putina, jest i Putin! Trochę nas zdziwiło, że wśród połowów antycznych amfor i jazdy na niedźwiedziu ma jeszcze czas reklamować niemiecką odzież. Ten człowiek nigdy nie przestanie nas zadziwiać! Swoją drogą fanom boskiego Wołodii polecamy zapoznanie się z jego sekretnym obliczem, a nawet wieloma obliczami!
Po drodze wciągnęliśmy po burku i ruszamy do Berlina Zachodniego, na Kreuzberg (bardziej fancy X-berg lub †berg). Po upadku Muru porządni i poważni Berlińczycy ze Wschodu przeleźli przez Mur i co ujrzeli? Obskurne kamienice, podrzędne bary, dredy i irokezy, obszarpańców i różnej maści rewolucjonistów. To ma być ten Zachód?! Zgniły!
Część naszej wycieczki rozpierzchła się po okolicznych lumpeksach i sklepikach (my też!). Czegóż tam nie było! I wspaniałe drelichy oraz kresze, i cekiny, glam i błysk. Neon i bardziej stonowane wzornictwo. Akcesoria i gazety dziwnej treści. A do tego wszystkiego jeszcze sale! Gdybyśmy miały więcej eurosów obkupiłybyśmy się i do szkoły, i do pracy, a nawet na co dzień!
Gdy już myślałyśmy, że się zgubiłyśmy, odnalazłyśmy ten blok, a obok całą wycieczkę. Pan nasz przewodnik rzekł:
- Teraz będziemy oglądać murale!
Jeden z bodajże najsłynniejszych murali, autorstwa Victora Asha. Największe na świecie graffiti wykonane z szablonu!
Posępna praca przedstawiająca nieuchronność śmierci i rozkładu, a także bezsensu egzystencji. Bardzo gotyckie.
Każdy byłby wściekły, jakby chcieli go ugotować Koreańczycy!
Niesamowita sprawa. Ten oto monumentalny budynek to stary, nieczynny szpital, który obecnie mieści w sobie... galerię sztuki współczesnej! Niestety nie było już czasu na zajrzenie do środka, ale jesteśmy silnie zapalone, więc pewnie niebawem to zrobimy. Zainteresowani? Sprawdźcie Bethanien Gallery. ZA DARMO!
Na koniec udaliśmy się do przedniego rasta miejsca, czyli YAAM. Jest tu silnie karaibsko, odbywają się imprezy, pikniki, targi sztuki i innego dobra, lekcje bębniarstwa dla dzieci i młodzieży oraz wiele innych atrakcji w rytmach wesołej muzyki. Acha, jadło też jest, wiadomka! Oczywiście w lutym było dość pusto, ale i tak polecamy. Dziobak krzyczał, że też chce mieć zdjęcie ze sztuką. Patrzcie, jak pozuje!
W tej małej budce siedział pan czarny jak noc i na wieść, że my turysty z Polski, zaproponował nam różne używki.
- Panie! To dla nas za wcześnie! - stwierdziłyśmy zgodnie.
Tu wycieczka się zakończyła. Pomimo tego, że cała atrakcja była DARMO, turysty sypnęły w pana przewodnika stosem euro. Nawet my, największe fanki Sknerusa McKwacza, wysupłałyśmy kilka eurosów, żeby miał na piwo u pana w budce. Podsumowaniem, było wybornie, a nawet wyborowo. Keczup powiada, że lekko obskurny szyk Berlina bardzo jej odpowiada i chętnie by emigrowała. Powstrzymuje ją tylko urzędowy język niemiecki (choć pan w kebabie udzielił nam już lekcji zamawiania falafla po niemiecku). Katarzyna jest twarda i nadal bredzi coś o budzie z zapiekankami w Indonezji.
Co Wy na to, nasi Drodzy Czytelnicy? Wolicie zwiedzać tradycyjne oblicze miast, czy może alternatywne? Wpadacie latem na imprezę do Yaamu? :P
Tu macie link do wycieczki. Polecamy!
Niestety nigdy nie byłam w Niemczech, ale zawsze chciałam tam pojechać :D
OdpowiedzUsuńWarto się wybrać! Polski bus jeździ po taniości :)
UsuńO ja! Uwielbiam Berlin, ale raczej oglądałam go poprzez letnie spacery ze znajomymi, nigdy nie zwiedzałam od deski do deski - koniecznie muszę wykorzystać tanie busy i pójść na tą darmową wycieczkę! Tez zwykle korzystam z free walking tours odwiedzając nowe miasta. Szalona dzielniam murale i Bethanien Gallery to coś dla mnie! <3
OdpowiedzUsuńMy tak od deski do deski też nie zwiedzałyśmy. Ot, kilka lat temu sztandarowe atrakcje, a teraz miałyśmy trochę czasu na coś innego :). Free walking tours to fajna sprawa!
UsuńŚwietne oblicze Berlina. W ogóle zwiedzanie miast szlakami murali i street artu ogólnie pojętego to super sprawa.
OdpowiedzUsuńTakiego Berlina nie znałam! Świetnie pokazany steetart :)
OdpowiedzUsuńCzasem grafitty potrafi być piękne
OdpowiedzUsuńJak dla mnie, to warto poznac kazde miasto z kazdej, mozliwej strony. Alternatywn wycieczka, to super sprawa!
OdpowiedzUsuńCzy to był szpital psychiatryczny? Bo jakoś tak mrocznie wygląda. Murale też mroczne, ale niektóre są wręcz hipnotyzujące. DCz
OdpowiedzUsuńNie słyszałyśmy, jakoby był psychiatryczny :). Prowadziły go różne organizacje katolickie i siostry zakonne. Mroczne murale najlepsze!
UsuńOd tej strony Berlin też mi się podoba :-) Byłam dużo razy, a sztukę, jaka by ie była cenię bardzo :-)
OdpowiedzUsuńGeneralnie świetne są takie alternatywę opcje zwiedzania, które pozwalają spojrzeć na miasto z zupełnie innej perspektywy. A ostatnio jest coraz więcej miejsc, w których można podążać szlakami street artu.
OdpowiedzUsuńTak jest! Nawet i w polskich miastach jest sporo street artu, trzeba tylko poszukać.
UsuńZa ten street art i sztukę na ulicy, ten chaos a zarazem artystyczny ład uwielbiam Berlin :)
OdpowiedzUsuńFajny wpis. Pozdrowienia z Berlina :)
OdpowiedzUsuń