sobota, 16 kwietnia 2016

Trudy podróżowania - metro w Chinach, czyli jak nie zginąć marnie + denerwujące typy ludzkie, które spotkasz w chińskim metrze


Dzisiaj króciutka (jak na nas) notka o chińskim metrze. Wszystko na przykładzie naszego wspaniałego metra w Guangzhou. Czy mamy więcej linii niż Pekin i Szanghaj razem wzięte? Jakie ludzkie zachowania można zaobserwować, jadąc codzienne rano do pracy? I w końcu, kto dysponuje jedyną na świecie linią metra łączącą dwa miasta (jak myślicie?).

Ostrzegamy, że pojawiają się w nim pewne złośliwości pod adresem Chińczyków, lecz zrozumcie nas! Ich dziwaczne zachowania dotykają nas DZIEŃ W DZIEŃ, czasem może człowiek stracić cierpliwość ;).


Gdyby ktoś jeszcze nie wiedział, mieszkamy w chińskim mieście Guangzhou (znanym też pod nazwą międzynarodową Kanton), a oto mapa naszego metra. Przejechanie jednej linii od początku do końca zajmuje zazwyczaj godzinę - półtorej, chociaż Keczup raz omyliła się przy wsiadaniu i zmuszona była przejechać całą linię żółtą, a udało jej się to w 35 minut, SZOK WIELKI!


Druga mapka pokazuje natomiast dalekosiężny plan rozwoju metra. Czyste szaleństwo! Warto wspomnieć, że te linie najbardziej na dole łączą Guangzhou z innymi miastami naszej pięknej aglomeracji na 40 milionów ludzi.




Okej, przechodzimy do najważniejszego! Najbardziej irytujące zachowania Chińczyków w metrze! Niestety tzw. klasa wyższa, czyli obyta i wykształcona, podróżuje po mieście taksówkami lub swoimi samochodami. Kogo zatem możemy spotkać w metrze? Nie nie, nie panów w garniturkach jadących do korpo ani eleganckich pań. Raczej ludzi prostych. Jak to więc wygląda? Czytajcie i pośmiejcie się! Wszystko to robią podczas jazdy.


1. Charkanie i plucie

Chińczycy sądzą, że nie można pozwolić, by ohydne gluty i inne podejrzane substancje zalegały w ciele człowieka ANI CHWILI! Co więc robią? Odcharkują BARDZO głośno (jest to najbardziej obrzydliwy dźwięk, który towarzyszy nam w Chinach ciągle), po czym plują. Co bardziej kulturalni robią to w chusteczkę, ale część się nie krępuje i pluje prosto na podłogę. OHYDA.


2. Dłubanie w zębach i w nosie

Jest to obrzydliwe, po prostu. By jednak zdać sobie sprawę z tej obrzydliwości w całej okazałości, należy uświadomić sobie pewną rzecz. W Chinach w dobrym tonie jest posiadać długie paznokcie. Szczególnie popularne wśród panów. Panów lubujących się w mahoniowej opaleniźnie, za małych koszulach, zalotnym sposobie bycia i klapkach na nogach niezależnie od pogody i pory roku, jednym słowem, reprezentantów tzw. plebsu. Wśród nich utarło się przekonanie, że stylowy mężczyzna musi mieć długie paznokcie, by w ten sposób pokazać, że nie musi pracować fizycznie. Może to być jeden paznokieć, zazwyczaj mały, lub wszystkie. BARDZO długie. Szpony na 5 cm. Idealne do dłubania w zębach lub w nosie. A co wydłubią to... No, sami wiecie.

Zachęcamy również do zapoznania się z wpisem OBRZYDLIWE ZWYCZAJE CHIŃCZYKÓW


3. Chińczycy z dziećmi

Dzieci mogą w Chinach wszystko. Wychowuje się je już nie tyle, co bezstresowo, a zwyczajnie pozwala na wszystko. Dzieci w metrze muszą siedzieć ZAWSZE. Nie ważne, czy mają dwa lata czy lat osiem. Nie ważne, że i tak cały dzień będą siedzieć w szkole, a obok stoi kobieta w ciąży. Dzieci w metrze jedzą, biegają wte i wewte, rzucają się po rodzicach, chodzą w butach po siedzeniach, zaczepiają innych pasażerów i inne tego typu rozrywki. Katarzyna widziała kiedyś dziecko, które brało rozpęd, biegło przed siebie i roztrącało lub zwyczajnie uderzało ludzi. Co na to matka? NIC. Keczup jechała obok chłopca, bawiącego się monetami. Przez całą drogę (pół godziny!) brał rozmach, rzucał (a raczej walił) nimi w podłogę, zbierał i dalej to samo. Co na to ojciec? CIESZYŁ SIĘ!




4. Darcie się 

Szczególnie lubiane przez tzw. kantońskie baby. Są to starsze zazwyczaj panie (choć występują też w wersji młodszej), spotykane w parach lub grupach, które zwyczajnie się drą w języku kantońskim. Nie dość, że poziom ich krzyku jest naprawdę potężny, to jeszcze kantoński ma tak straszliwe brzmienie (coś jak haja haja saj saj sek), że uszy puchną. Chińczycy podróżujący w pojedynkę też nas nie oszczędzają, bo MAJĄ TELEFONY! A że w metrze jest głośno, to do telefonu należy krzyczeć jeszcze głośniej. COOOO?! NIE SŁYSZĘ! JESTEM W METRZE! Jazda dłuższa niż 5 minut zazwyczaj kończy się okrutnym bólem głowy i ogólnym wkurzeniem.


5. Wsiadanie i wysiadanie

Najpierw wysiadamy, potem wsiadamy, grzmią komunikaty na każdej stacji. Niestety... Chińczyk głupi nie jest! Przecież jak wejdzie pierwszy, przed wszystkimi, to może nawet uda mu się usiąść! Pcha się więc prosto w tłum, próbujących wysiąść, obywateli. A gdy na taki pomysł wpadnie kilku Chińczyków? No właśnie. WALKA! Niestety zdarza nam się uczestniczyć w regularnych bitkach w metrze, które nieraz kończą się obrażeniami... Nikogo przecież nie obchodzi, że spóźniłaś się do pracy, bo nie zmieściłaś się do metra.




6. Palenie papierosów, jechanie z dwumetrowym drągiem, motorem, świnią, obcinanie paznokci i inne

Niestety i takie cuda się zdarzają. Papierosków co prawda nie palą podczas jazdy, ale już na stacji, czemu nie? Strażnicy i tak udają, że nie widzą. Keczup była kiedyś świadkiem takiej sytuacji... W kolejce do metra stoi człowiek, trzymający właśnie owy osławiony, dwumetrowy drąg. Podchodzi strażniczka.
- Panie, tu nie można z takimi rzeczami jeździć! 
Chłop wybałusza oczy.
- EEEE?!
- Nie może pan z tym jechać! - powtarza PO CHIŃSKU.
- EEEE?! - również powtarza Chińczyk.
- Wyjdź pan stąd!
Jak myślicie, jak to się skończyło? Chłopina pogapił się jeszcze chwilę, mówiąc EEEEE, aż podjechało metro i wsiadł. FANFARY!


I tą piękną przypowieścią kończymy notkę! Mamy nadzieję, że przyniosła Wam nieco radości i uśmiechu na obliczu. Oczywiście, zdarzają się też spokojniejsze chwile w metrze, niestety NIGDY gdy akurat jedziemy do pracy lub z niej wracamy, jedziemy na lunch lub z niego wracamy, gdyż to samo robi KAŻDEN JEDEN CHIŃCZYK!

Pozdro z deszczowego Guangzhou!


EDIT: Zapytano nas, czy próbowałyśmy zwracać Chińczykom uwagę, że zachowują się po świńsku (po chińsku to po świńsku, jak to mówią). Ależ oczywiście! I to nie raz! W sposób uprzejmy i mniej uprzejmy. Jakie były tego efekty? Chińczycy gapili się tępo i udawali, że nie rozumieją (choć uwagi wygłaszane były po chińsku, rzecz jasna). Słowem, brak reakcji! Za to okrzyczeć obcokrajowca, że dyskretnie napił się wody w metrze lub po prostu jest biały? ZAWSZE! Krzycząc przy tym, że nam tu w Chinach takich nie trzeba, bo panoszą się i pracę zabierają! Każdy przecież wie, że takie to po chińsku ani be ani me! XD

A dla chętnych mamy film!

2 komentarze:

  1. Jaka tragedia! :O Zdarzyło się wam kiedyś zwrócić komuś uwagę? Ja bym nie wytrzymała jakby mi jakiś chińczyk pod nosem enty raz tego samego dnia splunął na posadzkę, albo jakby jakieś dzieci zawładnęły wagonem. ...Podziwiam was! Nie wyobrażam sobie ocierać się o tłum wonnych chińczyków w burando D:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie mogłyśmy napisać o tym w notce, ale już trudno... Chińczyk nigdy nie zwróci innemu uwagi! NIGDY! Klima może wiać na 16 stopni, wszyscy szczękają zębami, ale nikt się nawet nie zająknie, żeby wyłączyć. Chińczyk może kopcić papierosem w twarz matce z dzieckiem na rękach, dziecko kaszle, matka NIC i wiele innych historii. Dzieci są przez wszystkich kochane i ubóstwiane, dzieci mogą wszystko! Obcokrajowca oczywiście można wyśmiać lub skrzyczeć za byle co, niech się nie panoszą takie po Chinach. Co do burando to jeździmy w sukienkach metrem może ze 2-3 razy w roku na konwenty, a na ewentualne zdjęcia lub spotkania wybieramy miejsca, gdzie można dojść spacerkiem :)

      Usuń